Nie wstawiałam dość długo rozdziału z powodu nadmiaru
obowiązków, za co najmocniej przepraszam. Szkoła, próbne egzaminy, lekcje…
za dużo tego.
Jeśli chodzi o rozdział to troszkę dużo wątków.
Mam nadzieję, że wam się spodoba :).
Sanitariusze wzięli z
rąk Maggie jej siostrę. Położyli na nosze i zanieśli do karetki. Nie wzięli
jednak dwóch towarzyszących jej dziewczyn. Spytali tylko, co się stało. Nie
potrafiły odpowiedzieć.
Po chwili wsiedli do
pojazdu karetki i odjechali na sygnale.
- I co teraz Maggie?
Dziewczyna patrząc w
jej oczy odpowiedziała:
- Musimy dostać się
jakoś do tutejszego szpitala.
- Ale jak i którędy?
- Nie mam pojęcia.
Zapytajmy kogoś o drogę.
W przeciągu 10 minut
nikogo nie zauważyły. Postanowiły iść ulicą wzdłuż lasu. Po niedługim czasie
dotarły do śródmieścia. Pierwszą zapytaną osobą był mężczyzna w średnim wieku
wychodzący z małego sklepu. Dowiedziały się, że jest tu tylko jeden szpital i
że można tam dojechać autobusem lub taksówką. Mężczyzna gdzieś zniknął, jakby
rozmył się w powietrzu. Jednoznacznie stwierdziły, że ów człowiek nie był zbyt
przyjazny i rozmowny.
Były skazane na swoją
intuicję, która poprowadziła je na najbliższy postój taksówek. Z racji tego, że
była późna sobotnia pora, nikogo już nie było, Maggie nagle zauważyła auto
skręcające w ich kierunku. Podbiegła do, już zgaszonego samochodu. Z jego
wnętrz wysiadła niska, dość pulchna kobieta, o mieszanej karnacji, kończąca
ostatni kurs. Mulatka rozpoznała dziewczynę, mimo tego, że widziała ją z dwa
razy w życiu. Gdzie? Cóż sama nawet tego nie wiedziała. Po prostu wydawała jej
się znajoma. Takie samo odczucie miała siedemnastolatka.
- Witam.- przywitała
ją przyjaznym głosem.
- Dobry wieczór.
- Panienka ma jakąś
sprawę do mnie?
- Raczej
powiedziałabym, że pytanie, niż sprawę.
- A więc słucham.-
mówiąc to zamykała swoje służbowe auto, nie odrywając wzroku od nastolatki.
- Ja i koleżanka –
wskazała na Laurę i ruchem dłoni zachęciła ją by podeszła bliżej. –
chciałybyśmy dostać się do szpitala. Czy mogłaby nam pani pokazać drogę?
- Naturalnie. Musicie
iść prosto, później w prawo, następnie na skrzyżowaniu w lewo, prosto i ścieżką
w lewo, na wprost do szpitala.
- Dobrze. Dziękujemy.
Do widzenia.
- Do widzenia.
Dziewczęta miały już
ruszać we wskazanym kierunku, kiedy kobieta, z którą rozmawiała Maggie,
zatrzymała je.
- Poczekajcie.-
nastolatki odwróciły się do niej.- Jest już dość późno, a do szpitala idzie się
ponad pół godziny. A poza tym jest zimno – tu miała rację, bo jak na początek
listopada było niewyobrażalnie zimno, temperatura wahała się tu od 0 do 4
stopni Celsjusza – i ciemno. Droga so szpitala nie należy do
najbezpieczniejszych, szczególnie dla takich młodych dziewczyn jak wy. Chyba
nie chcecie, żeby ktoś was napadł? – przecząco pokręciły głowami. – A więc…
posłuchajcie. Mogłabym was podrzucić na miejsce. No chyba, że wolicie marznąc
idąc przez te ciemne ulice.
- Dziękujemy, ale
wolimy iść pieszo.
- Zastanówcie się.
- Co robimy? –
wtrąciła Laura, pytając Maggie.
- Nie wiem. Nie mamy
tak dużo pieniędzy na taksówkę.
- Wiem właśnie.
- Dziewczyny.
Podrzucę was z własnej, nieprzymuszonej woli. Wiem jak to jest mieć kogoś w
szpitalu i nie mogąc się tam dostać. Wsiadajcie. Nie musicie mi płacić.
- Ale… przecież tak
nie można! – zaprotestowała Maggie.
- W nagłym wypadku
można nagiąć zasady. A to jest właśnie taki przypadek.
Wsiadły do auta. Po
chwili jechały przez ulicę Lancaster w rytmie dawnych rockowych piosenek,
zespołu The Beatles. Dziewczyny nawet by nie zauważyły, że dotarły na miejsce,
gdyby nie słowa kierującej pojazdem: „To już tutaj”.
Podziękowały i szybko
wbiegły do szpitalnego budynku. Spytały w recepcji o
Kamille, podając jej wiek i wygląd. Usłyszały tylko, że przywieźli ją godzinę
temu.
- Super. Może nam
pani powiedzieć , na jakim oddziale leży?
- Nie.
- No prosimy.
- Jestem objęta
tajemnicą lekarską, informacje o pacjentach mogą dostać tylko i wyłącznie
członkowie rodziny.
- My jesteśmy jej
rodziną.
- Wy?
- Tak. Ja jestem jej
siostrę, a ona kuzynką- Maggie była zmuszona do kłamstwa, w innym wypadku
recepcjonistka by je nie wpuściła.- Możemy ją zobaczyć?
- Skoro jesteście jej
najbliższą rodziną to możecie. Drugie piętro, ostatnia sala po lewej.
- Dziękujemy.
Ruszyły kamiennymi
schodami na górę. Znalazły się na 2 piętrze. Lecz niestety zostały zatrzymane
przez wysokiego, trochę masywnego człowieka, jak się domyśliły był to
ochroniarz, zaczynający swoją wieczorną zmianę.
- Dokąd się panny
wybierają? Czas odwiedzin już się skończył.
- Idziemy do naszej
siostry.
- Przykro mi, ale już
tam nie wejdziecie. Zapraszam jutro.
- Ale proszę pana-
wtrąciła Laura- my musimy zobaczyć ją dzisiaj.
- Niestety nie mogę
wam na to pozwolić.
- Ona jest umierając,
chciałybyśmy iść do niej, może być to ostatni raz, kiedy widzimy ją żywą.
Proszę to zrozumieć. –bardzo zaskoczyła Maggie wypowiedź Laury, ale nie chciała
tego ujawniać. Stłumiła to w sobie.
- Wiecie, że nie
powinienem was wpuszczać?
- Domyśliłyśmy się.
- Dobra, idźcie.
Macie 10 minut.
- Okay, dziękujemy.
Zawołał dyżurującego lekarza , by zaprowadził nastolatki tam gdzie chcą. Nieszczególnie podobało
mu się usługiwanie dwóm, jak to określił, rozwydrzonym dzieciakom. Mimo
protestu, z niechęcią zaprowadził dziewczyny na salę, gdzie leżała ranna
Kamilla.
- Macie 10 minut.
- Wiemy, ochroniarz
nas o tym poinformował.
Wyszedł zostawiając
je w pokoju.
Maggie podeszła do
łóżka siostry i złapała ją za chłodną dłoń. Laura tak samo podeszła z tej samej
strony, co brunetka. Usiadła na stołku obok. Siedziały w milczeniu, w oczach
pojawiły się łzy, które powoli zaczęły spływać po policzkach, spadając na
szpitalną pościel. I mimo tego, że w głowie było mnóstwo skłębionych myśli,
żadna nie potrafiła wykrztusić ani jednego słowa z gardła. Kamilla, dlaczego właśnie ty?
- Mam nadzieję, że wyjdzie z tego
żywa.- Maggie zaczęła myśleć na głos.- Kamilla, czemu to musisz być właśnie ty?
To było bardziej
pytanie retoryczne, nieskierowane do nikogo. Dopiero teraz Maggie zauważyła jak
ciężko jest ranna jej siostra. Pochyliła głowę.
- Kamilla proszę
obudź się.- nieubłagalnie prosiła Laura. Bezskutecznie. Dziewczyna nadal leżała
sztywno, bez ruchu, na szpitalnym łóżku.
Szesnastolatka
odruchowo sprawdziła tętno przyjaciółki. Było ledwo wyczuwalne.
- Dziewczyny, proszę
już wyjść. – powiedział ten sam lekarz, co je tu przyprowadził.
- Doktorze przed
chwilą sprawdziłam jej tętno, jest ledwo co wyczuwalne.
- Nie powinnaś była
tego robić.
Weszła pielęgniarka i
stwierdziła:
- Sprawdzimy to za
chwilkę. Proszę opuście już tą salę.
Dziewczyny w
pośpiechu wyszły.
- Doktorze, funkcje
życiowe zanikają!
- Reanimujemy.
Przynieś aparaturę. Podłączymy też kroplówkę jak się nie wybudzi.
Pielęgniarka wyszła,
a lekarz zaczął reanimować młodą dziewczynę. Nastolatki przyglądały mu się
przez okienko w drewnianych drzwiach.
- Dziewczęta.-
usłyszały głos kobiety, która przed chwilą wyszła.- Pomożecie mi?
- Tak.- powiedziały
równo. Wniosły kroplówkę i sprzęt na sale. A potem zostały wyproszone. Nie
miały zamiaru zostawać tam dłużej.
- Co teraz?-
powiedziała Maggie ponurym i smutnym głosem, idąc przez korytarz.
- Nie wiem. Nie
możemy zostawić jej tu samej, ani nie możemy też tu zostać.
- Wiem.
Wyszły z budynku.
Stały na zewnątrz z 15 minut, marznąc tym samym. Nastolatki wprawdzie nie były
ubrane na taką pogodę, miały cienkie spodnie i bluzy dresowe. Obmyślały teraz
co mają zrobić, gdzie iść, gdzie spać.
- Słuchaj!-
wykrzyczała Laura do Maggie.- Mój brat tu mieszka. Może pójdziemy do niego?
- Ty masz brata?-
spojrzała zdziwiona na pewną siebie blondynkę.
- Tak. Jest 6 lat
starszy ode mnie. Nie utrzymuje z rodziną szczególnego kontaktu. Wiem tyle, że
mieszka tu gdzieś niedaleko.
- Mogłabyś do niego
zadzwonić?
- Tak, zadzwonię.
Jestem pewna, że nas przyjmie i nie będziemy mu przeszkadzać.
Wybrała numer.
Rozmawiała z nim z 5-10 minut, po czym zwróciła się do Maggie, kończąc rozmowę
z bratem:
- Spokojnie, Michael
po nas przyjedzie. Będzie za niedługo.
- Ok.
Stały na dworze
jeszcze przez chwilę. Podjechał biały Land Rover. Blondynka pomachała do
kierowcy. Podniósł dłoń na przywitania, po czym zachęcił by weszły do auta.
Zbliżyły się do pojazdu. Po chwili siedziały już w środku.
- Co wy tu robicie?-
odwrócił głowę w stronę pasażerek, jego blond loczki spadły mu na twarz.
Wydawał się Maggie dość śmieszny, a zarazem przystojny. Chłopak odwrócił wzrok
wpatrując się teraz w drogę przed sobą.
- My…- zaczęła
niepewnie i nieśmiało Maggie.
- Jesteśmy tu ze
względu na jej siostrę i równocześnie moją przyjaciółkę Kamillę.- dokończyła za
Maggie.
- Ona jest w szpitalu?
- Tak.
- I jeszcze jedno:
czemu stałyście tam w samych bluzach dresowych? Jest zimno.
- Nie przewidziałyśmy
takiej pogody. … A co do Kamilli, to została zaatakowana.
- Zaatakowana?- w
jego głosie była nuta zdziwienia i troski.- Przez co lub przez kogo?
- Przez…- Laura
zatkała ręką usta Maggie i wyszeptała jej do ucha: „Nie kończ. Niech się nie
martwi. Pewnie i tak ma dużo problemów na głowie”. Dziewczyna pokiwała głową, a
blondynka oddaliła się od niej, biorąc rękę z jej ust.
- Przez… jakieś
ogromne zwierzę.- wytłumaczyła Laura.
- Wyjdzie z tego?
- Tak, raczej tak.
- Raczej?
- To jest nie pewne,
ale sądzę, że tak.
Cała trójka
zamilczała. Skręcili jeszcze w prawo i na końcu ulicy stanęli.
- Tu mieszkam.
Maggie uchwyciła
przelotne spojrzenie od chłopaka, skierowane do niej.
Laura chwyciła za
klamkę od drzwi, otworzyła je i wysiadły. Chłopak zrobił to samo chwilę po nich.
Szedł przed nimi, w stronę domu, nic nie mówiąc, zerkając od czasu do czasu na
dziewczyny. Otworzył i przytrzymał kulturalni drzwi, by jego goście mogli wejść
do środka. Wszedł za nimi. Drzwi bezgłośnie zamknęły się.
- Naprawo jest salon.
Idźcie do niego. Zaraz do was dołączę.
Przytaknęły i poszły
do pokoju. Był przestronny (jak i cały dom), ściany były w kolorze kawy z
mlekiem, meble, które stały na końcu pokoju miały jasnoszary odcień, świetnie
komponowały się z ciemnymi sofami, fotelami i szklaną ławą pośrodku. Źródłem
światła stało się ogromne okno, umieszczone na środkowej części ściany,
naprzeciwko wejścia, a oprócz niego był jeszcze szklany żylandor z białymi
jarzeniówkami. Całość stwarzała niesamowity, kontrastujący wystrój.
Dziewczyny stały cięgle
w jednym miejscu podziwiając wnętrze pokoju.
- Trzymajcie. – podał
im dwa panujące kubki. – Nie wiem, czy lubicie gorącą czekoladę. Zakładam, że
tak. Pomyślałem, że chociaż tyle dla was zrobię. I w pewnym stopniu
rozgrzejecie się.
- Dziękujemy.-
powiedziały biorąc kubki w dłonie.
- Laura. Pytałaś mnie
przez telefon, czy mogę was przenocować. A więc tak, możecie spać albo tu albo
w pokoiku na górze, ewentualnie w mojej sypialni, a ja wtedy tutaj.
- Może na górze
będzie dobrze. – odpowiadając Laura uśmiechnęła się do brata.
- Ostrzegam tylko, że
ten pokój nie był odwiedzany od 10 lat.
- Jak to?- zapytała
zaciekawiona Maggie.
- Jest zamknięty na
klucz. Ten dom kupiłem od córki zmarłego właściciela. Ten mężczyzna umarł
prawdopodobnie w tym pokoju, od tamtej pory ponoć dzieją się tam różne rzeczy.
Byłem tam tylko 3 razy w przeciągu 2 lat, czyli jak kupiłem dom. Jak macie
odwagę tam spać to was tam zaprowadzę.
- Czemu miałybyśmy
się bać?
- Dzieją się tam
różne, niewyjaśnione rzeczy.
Byli już w połowie
drewnianych, skrzypiących schodów, gdy nagle Maggie zatrzymała się, a Laura
zaraz za nią. Chłopak widząc zachowanie swoich gości zapytał, czy wszystko w
porządku. Maggie pokiwała głową, po czym ruszyli dalej w górę.
- Mówisz, że dzieją
się tam różne, dziwne rzeczy?
- Tak, właśnie tak.
- Masz na myśli
duchy?- Maggie patrzyła na blond loczki chłopaka.
- Nie wiem, czy jest
to spowodowane duchami, czy nieziemskimi, nadprzyrodzonymi mocami, na które po
prostu nie znajduję wyjaśnienia.- ani razu na nią nie spojrzał kiedy mówił,
szedł przed siebie.
- Rozumiem.
Znaleźli się przed
ciemnymi, starymi drzwiami w niedużym korytarzyku, oświetlonym jedynie przez
dwie żarówki; jedna znajdowała się nad ich głowami, druga, słabiej świecąca na
końcu korytarza, oświetlała ona ledwo widoczne kontury innych drzwi.
Michael włożył klucz
do dziurki i przekręcił, otwierając tym samy drzwi. Zawiasy zaskrzypiały,
jednocześnie poczuli niezbyt przyjemny zapach staroci. Oświecił światło.
- Wejdźcie do środka.
Dziewczyny bez
zawahania szły w stronę środka pokoju. Pomieszczenie nie było duże.
Ciemnogranatowe ściany ozdabiały stare, podniszczone fotografie poprzedniej
rodziny, z których nie dało się już odczytać większości twarzy. Starte meble,
stare łóżko i dywan na drewnianej podłodze pokrywał kurz. Tak jak te rzeczy,
tak i książki stojące na regałach w meblościance obrastały grube warstwy kurzu.
Światło z żarówki nagle zgasło. Cała trója usłyszała trzask tłuczonego szkła, a
Maggie poczuła lekkie trącenie w prawy bark. Nie wiedziała, co to było.
- No świetnie!
- Chcecie ,to tu
czekajcie, ja idę po nowa żarówkę.
Nic nie
odpowiedziały. Postanowiły wyjść. Czekały chwilę na Michaela, który zamiast z
jarzeniówką zjawił się z trzema świecami w reku i z zapałkami.
- Niestety nie mam
już dobrych żarówek. Są jedynie te czerwone świece, które w schowku znalazłem
na dole.
Dziewczęta wzięły po
jednej. Odpaliły je. Laura otworzyła skrzypiące drzwi i weszła do środka,
a za nią reszta. Gdy już wszyscy weszli do pokoju, drzwi zatrzasnęły się,
a parę grubych książek z hukiem spadło na ziemię.
- Co to?
- Spokojnie
dziewczyny. To tylko książki. Pewnie nie były dobrze ułożone i dlatego spadły.
Mówiąc dwa ostatnie
słowa, wszyscy poczuli zimny powiew wiatru. Maggie odruchowo spojrzała w stronę
okna, które znajdowało się naprzeciwko drzwi. Było otwarte.
- Otworzył ktoś teraz
okno?- odwróciła się w miejsce, w którym widziała rodzeństwo Smith’ów. Stali
tam gdzie poprzednio. Spojrzeli po sobie i zgodnie powiedzieli:
- Nie. Cały czas
byliśmy za tobą.- zerknęli na okno. Naprawdę było otwarte.
Powiew wiatru
zdmuchnął ogień z świec. Maggie szła przez pokuj, by zamknąć okno. Nie
przeszkadzało jej to, że idzie po potłuczonym szkle z rozbitej żarówki, gdyż
zapomniała ściągnąć glanów. Zamknęła okno, a w tym samym momencie Michael
ponownie odpalił świecę.
Laura podeszła do
regału, podniosła pierwszą, gruba księgę z ziemi. Nie mogła odczytać żadnego
zdania. Księga była dość stara i napisana starą angielszczyzną. Nie znała
dobrze dawnego języka, więc i tak by nic z niej nie przeczytała. Odłożyła
książką na regał, po czym cofnęła się. Spojrzała w stronę okna. Nawet nie
zauważyła, kiedy jej brat przysunął się trochę bliżej Maggie. Laura
odchrząknęła. Blondyn gwałtownie odwrócił się spoglądając na siostrę. Odłożył
świecę do świecznika na półce.
- Zaraz przyniosę wam
kołdrę i poduszkę.- wyszedł z pokoju. Przyniósł pościel. Zszedł na dół i już
nie wracał do nich.
Usiadły na łóżku, nic
nie mówiąc, patrzyły wprost przed siebie. Dość długo były w tej pozycji i przez
cały czas milczały. Ogień ze świecy dawno zgasł. Mimo ciemności siedziały w
bezruchu.
Maggie ściągnęła
tylko glany i bluzę poplamioną krwią siostry. Laura zdjęła trampki. Obydwie
położyły się koło siebie. Trzęsły się z zimna, trochę mniej niż jak były na
dworze, no ale jednak. Mimo tego, jakimś cudem zdołały usnąć.
Maggie obudziła się
przed 5 rano. Zauważyła otwarte okno na rozcież, tak jak wczoraj późnym
wieczorem. Miała strasznie zmarznięte ciało.
Widząc śpiącą jeszcze
Laurę, postanowiła zejść na dół i tam poczekać na przyjaciółkę siostry.
Zeszła po schodach,
była teraz na dolnym holu. Słyszała kroki w pomieszczeniu niedaleko niej.
Podeszła bliżej.
Michael był w kuchni.
Zaskoczył go widok brunetki. Uśmiechnął się do niej.
- Witaj. Co tak
wcześnie wstałaś?
- Cześć.- uśmiechnęła
się - Po prostu obudziłam się i już nie potrafiłam usnąć.
- Aaa. Czasami tez
tak mam.
Jego uśmiech nabrał
tajemniczości.
Maggie weszła do
kuchni. Stanęła obok stołu, patrząc się na twarz chłopaka.
- Chcesz się napić
czegoś ciepłego?
- Z chęcią.
- Kawa, herbata,
cappuccino, gorąca czekolada, kakao?
- Trudny wybór. Hmmm…
poproszę herbatę.
- Ok.
Wstawił wodę.
Po paru minutach
zaparzył herbatę dla dziewczyny, a sobie kawę.
- Proszę.
- Dziękuje.
- Laura śpi?
- Tak.
Pili wolno gorące
napoje.
- Zdarzyło się
dzisiaj w nocy coś dziwnego w tym pokoju?
- Poza tym, że było
znów otwarte okno, to nic.
- Nie zimno ci w
samym podkoszulku?
- Trochę. Bardziej
było mi zimno w pokoju. Teraz jest trochę lepiej.
- Zachorujesz.
- Trudno.
Chłopakowi spadła
dłoń ze stołu wprost na kolano siedemnastolatki. Dziewczyna poczuła się
nieswojo. Była zmieszana. 22-latek widząc to szybko podniósł rękę, spuścił
wzrok, po czym przeprosił ją z to i wstał od stołu. Poczuł się niezręcznie i ze
spuszczoną głową podszedł do okna.
17-latka nie
wiedziała zbytnio, co ma teraz robić.
Niepewnie podeszła do
zmartwionego chłopaka, położyła rękę na jego lewym ramieniu. Spojrzał na nią
przelotnie. Milczeli. Patrzyli na widok za oknem. Drzewa przed domem, inne
budynki mieszkalne, a dalej na niewysokie góry w Lancaster. Wszystko to
pokrywała nieduża warstwa puszystego śniegu.
Chłopak objął rękę
łopatki dziewczyny, kładąc dłoń na jej lewym ramieniu. Popatrzyła na niego, a
on na nią.
- Jesteś cała
zmarznięta.
Przymrużyła oczy i
przytrzymała je zamknięte przez chwilę, co miało oznaczać, że wie o tym,
przecież wyszła w podkoszulku z wymrożonego pomieszczenia, jakim jest pokój na
górze.
Chłopak odwrócił się
do brunetki przodem. Popatrzył w jej oczy. Podobał mu się ten przenikliwo-
tajemniczy morski kolor tęczówek dziewczyny. Uśmiechnął się do niej,
odwzajemniła ten gest. Michael sam nie wiedział, czemu ciągnęło go do niedawno
poznanej młodej kobiety. Tak
bardzo chciałbym cię przytulić. Być przy tobie. Pomyślał. Nie myśl tak, masz przecież
kochającą narzeczoną. Nie możesz oglądać się z a inną. Młodszą. Może jest
piękna, pociągająca i tajemnicza, ale w końcu nic o niej nie wiesz. Michael ty
głupcze. Skarcił się w
myślach. Nadal patrzyli się w swoje oczy. Chłopak nie wytrzymał, puściły mu
emocje. Stracił panowanie nad swoim umysłem i ciałem. Po chwili dziewczyna
znalazła się w czułym objęciu przystojnego blondyna. Była lekko zaskoczona,
oczywiście pozytywnie zachowaniem chłopaka. Zamknęła oczy. Uśmiechnęła się sama
do siebie. Odwzajemniła przyjemne objęcie, tym samym wtulając się w jego
ramiona. Czuła się bezpiecznie, mimo tego, że go nie znała. Praktycznie nikt
nigdy nie sprawił, że czuła ciepło, uczucie odprężenia, szczególnie z rąk
drugiego człowieka i to w dodatku od chłopaka. Czuła się nieco dziwnie, ale
wyjątkowo.
Nie chciała by ten
moment przeminął, lecz właśnie teraz obydwoje usłyszeli krzyk laury,
dobiegający z pokoiku na górze. Momentalnie oddalili się od siebie. Zaczęli
biec w stroną głosu dziewczyny.
- Laura!- krzyczała
Maggie. Znaleźli się w mgnieniu oka na górze. Brunetka spojrzała na chłopaka. W
jego oczach malowała się troska , a jednocześnie strach.
Dziewczyna popchnęła
klamkę. Drzwi były zamknięte.
- Zamykałaś?
- Nie. Klucz jest w
środku.
- Laura! Laura otwórz
drzwi! Słyszysz?! Otwórz je! Proszę.
Nie słyszeli nic
prócz krzyku, który przerodził się teraz w wystraszony, proszący głos.
Powtarzała w kółko, żeby ją stamtąd wypuścić, jak najszybciej ją zabrać z tego
„ przeklętego” miejsca.