niedziela, 22 grudnia 2013

~ Rozdział 5 ~

Nie wstawiałam dość długo rozdziału z powodu nadmiaru obowiązków, za co najmocniej przepraszam. Szkoła, próbne egzaminy, lekcje…  za dużo tego.
Jeśli chodzi o rozdział to troszkę dużo wątków.

Mam nadzieję, że wam się spodoba :). 





          Sanitariusze wzięli z rąk Maggie jej siostrę. Położyli na nosze i zanieśli do karetki. Nie wzięli jednak dwóch towarzyszących jej dziewczyn. Spytali tylko, co się stało. Nie potrafiły odpowiedzieć.
Po chwili wsiedli do pojazdu karetki i odjechali na sygnale.
- I co teraz Maggie?
Dziewczyna patrząc w jej oczy odpowiedziała:
- Musimy dostać się jakoś do tutejszego szpitala.
- Ale jak i którędy?
- Nie mam pojęcia. Zapytajmy kogoś o drogę.
          W przeciągu 10 minut nikogo nie zauważyły. Postanowiły iść ulicą wzdłuż lasu. Po niedługim czasie dotarły do śródmieścia. Pierwszą zapytaną osobą był mężczyzna w średnim wieku wychodzący z małego sklepu. Dowiedziały się, że jest tu tylko jeden szpital i że można tam dojechać autobusem lub taksówką. Mężczyzna gdzieś zniknął, jakby rozmył się w powietrzu. Jednoznacznie stwierdziły, że ów człowiek nie był zbyt przyjazny i rozmowny.
          Były skazane na swoją intuicję, która poprowadziła je na najbliższy postój taksówek. Z racji tego, że była późna sobotnia pora, nikogo już nie było, Maggie nagle zauważyła auto skręcające w ich kierunku. Podbiegła do, już zgaszonego samochodu. Z jego wnętrz wysiadła niska, dość pulchna kobieta, o mieszanej karnacji, kończąca ostatni kurs. Mulatka rozpoznała dziewczynę, mimo tego, że widziała ją z dwa razy w życiu. Gdzie? Cóż sama nawet tego nie wiedziała. Po prostu wydawała jej się znajoma. Takie samo odczucie miała siedemnastolatka.
- Witam.- przywitała ją przyjaznym głosem.
- Dobry wieczór.
- Panienka ma jakąś sprawę do mnie?
- Raczej powiedziałabym, że pytanie, niż sprawę.
- A więc słucham.- mówiąc to zamykała swoje służbowe auto, nie odrywając wzroku od nastolatki.
- Ja i koleżanka – wskazała na Laurę i ruchem dłoni zachęciła ją by podeszła bliżej. – chciałybyśmy dostać się do szpitala. Czy mogłaby nam pani pokazać drogę?
- Naturalnie. Musicie iść prosto, później w prawo, następnie na skrzyżowaniu w lewo, prosto i ścieżką w lewo, na wprost do szpitala.
- Dobrze. Dziękujemy. Do widzenia.
- Do widzenia.
Dziewczęta miały już ruszać we wskazanym kierunku, kiedy kobieta, z którą rozmawiała Maggie, zatrzymała je.
- Poczekajcie.- nastolatki odwróciły się do niej.- Jest już dość późno, a do szpitala idzie się ponad pół godziny. A poza tym jest zimno – tu miała rację, bo jak na początek listopada było niewyobrażalnie zimno, temperatura wahała się tu od 0 do 4 stopni Celsjusza – i ciemno. Droga so szpitala nie należy do najbezpieczniejszych, szczególnie dla takich młodych dziewczyn jak wy. Chyba nie chcecie, żeby ktoś was napadł? – przecząco pokręciły głowami. – A więc… posłuchajcie. Mogłabym was podrzucić na miejsce. No chyba, że wolicie marznąc idąc przez te ciemne ulice.
- Dziękujemy, ale wolimy iść pieszo.
- Zastanówcie się.
- Co robimy? – wtrąciła Laura, pytając Maggie.
- Nie wiem. Nie mamy tak dużo pieniędzy na taksówkę.
- Wiem właśnie.
- Dziewczyny. Podrzucę was z własnej, nieprzymuszonej woli. Wiem jak to jest mieć kogoś w szpitalu i nie mogąc się tam dostać. Wsiadajcie. Nie musicie mi płacić.
- Ale… przecież tak nie można! – zaprotestowała Maggie.
- W nagłym wypadku można nagiąć zasady. A to jest właśnie taki przypadek.
          Wsiadły do auta. Po chwili jechały przez ulicę Lancaster w rytmie dawnych rockowych piosenek, zespołu The Beatles. Dziewczyny nawet by nie zauważyły, że dotarły na miejsce, gdyby nie słowa kierującej pojazdem: „To już tutaj”.
          Podziękowały i szybko wbiegły do szpitalnego budynku. Spytały w recepcji o Kamille, podając jej wiek i wygląd. Usłyszały tylko, że przywieźli ją godzinę temu.
- Super. Może nam pani powiedzieć , na jakim oddziale leży?
- Nie.
- No prosimy.
- Jestem objęta tajemnicą lekarską, informacje o pacjentach mogą dostać tylko i wyłącznie członkowie rodziny.
- My jesteśmy jej rodziną.
- Wy?
- Tak. Ja jestem jej siostrę, a ona kuzynką- Maggie była zmuszona do kłamstwa, w innym wypadku recepcjonistka by je nie wpuściła.- Możemy ją zobaczyć?
- Skoro jesteście jej najbliższą rodziną to możecie. Drugie piętro, ostatnia sala po lewej.
- Dziękujemy.
          Ruszyły kamiennymi schodami na górę. Znalazły się na 2 piętrze. Lecz niestety zostały zatrzymane przez wysokiego, trochę masywnego człowieka, jak się domyśliły był to ochroniarz, zaczynający swoją wieczorną zmianę.
- Dokąd się panny wybierają? Czas odwiedzin już się skończył.
- Idziemy do naszej siostry.
- Przykro mi, ale już tam nie wejdziecie. Zapraszam jutro.
- Ale proszę pana- wtrąciła Laura- my musimy zobaczyć ją dzisiaj.
- Niestety nie mogę wam na to pozwolić.
- Ona jest umierając, chciałybyśmy iść do niej, może być to ostatni raz, kiedy widzimy ją żywą. Proszę to zrozumieć. –bardzo zaskoczyła Maggie wypowiedź Laury, ale nie chciała tego ujawniać. Stłumiła to w sobie.
- Wiecie, że nie powinienem was wpuszczać?
- Domyśliłyśmy się.
- Dobra, idźcie. Macie 10 minut.
- Okay, dziękujemy.
          Zawołał dyżurującego lekarza , by zaprowadził nastolatki tam gdzie chcą. Nieszczególnie podobało mu się usługiwanie dwóm, jak to określił, rozwydrzonym dzieciakom. Mimo protestu, z niechęcią zaprowadził dziewczyny na salę, gdzie leżała ranna Kamilla.
- Macie 10 minut.
- Wiemy, ochroniarz nas o tym poinformował.
Wyszedł zostawiając je w pokoju.
          Maggie podeszła do łóżka siostry i złapała ją za chłodną dłoń. Laura tak samo podeszła z tej samej strony, co brunetka. Usiadła na stołku obok. Siedziały w milczeniu, w oczach pojawiły się łzy, które powoli zaczęły spływać po policzkach, spadając na szpitalną pościel. I mimo tego, że w głowie było mnóstwo skłębionych myśli, żadna nie potrafiła wykrztusić ani jednego słowa z gardła. Kamilla, dlaczego właśnie ty?
- Mam nadzieję, że wyjdzie z tego żywa.- Maggie zaczęła myśleć na głos.- Kamilla, czemu to musisz być właśnie ty?
To było bardziej pytanie retoryczne, nieskierowane do nikogo. Dopiero teraz Maggie zauważyła jak ciężko jest ranna jej siostra. Pochyliła głowę.
- Kamilla proszę obudź się.- nieubłagalnie prosiła Laura. Bezskutecznie. Dziewczyna nadal leżała sztywno, bez ruchu, na szpitalnym łóżku.
Szesnastolatka odruchowo sprawdziła tętno przyjaciółki. Było ledwo wyczuwalne.
- Dziewczyny, proszę już wyjść. – powiedział ten sam lekarz, co je tu przyprowadził.
- Doktorze przed chwilą sprawdziłam jej tętno, jest ledwo co wyczuwalne.
- Nie powinnaś była tego robić.
Weszła pielęgniarka i stwierdziła:
- Sprawdzimy to za chwilkę. Proszę opuście już tą salę.
Dziewczyny w pośpiechu wyszły.
- Doktorze, funkcje życiowe zanikają!
- Reanimujemy. Przynieś aparaturę. Podłączymy też kroplówkę jak się nie wybudzi.
Pielęgniarka wyszła, a lekarz zaczął reanimować młodą dziewczynę. Nastolatki przyglądały mu się przez okienko w drewnianych drzwiach.
- Dziewczęta.- usłyszały głos kobiety, która przed chwilą wyszła.- Pomożecie mi?
- Tak.- powiedziały równo. Wniosły kroplówkę i sprzęt na sale. A potem zostały wyproszone. Nie miały zamiaru zostawać tam dłużej.
- Co teraz?- powiedziała Maggie ponurym i smutnym głosem, idąc przez korytarz.
- Nie wiem. Nie możemy zostawić jej tu samej, ani nie możemy też tu zostać.
- Wiem.
          Wyszły z budynku. Stały na zewnątrz z 15 minut, marznąc tym samym. Nastolatki wprawdzie nie były ubrane na taką pogodę, miały cienkie spodnie i bluzy dresowe. Obmyślały teraz co mają zrobić, gdzie iść, gdzie spać.
- Słuchaj!- wykrzyczała Laura do Maggie.- Mój brat tu mieszka. Może pójdziemy do niego?
- Ty masz brata?- spojrzała zdziwiona na pewną siebie blondynkę.
- Tak. Jest 6 lat starszy ode mnie. Nie utrzymuje z rodziną szczególnego kontaktu. Wiem tyle, że mieszka tu gdzieś niedaleko.
- Mogłabyś do niego zadzwonić?
- Tak, zadzwonię. Jestem pewna, że nas przyjmie i nie będziemy mu przeszkadzać.
Wybrała numer. Rozmawiała z nim z 5-10 minut, po czym zwróciła się do Maggie, kończąc rozmowę z bratem:
- Spokojnie, Michael po nas przyjedzie. Będzie za niedługo.
- Ok.
          Stały na dworze jeszcze przez chwilę. Podjechał biały Land Rover. Blondynka pomachała do kierowcy. Podniósł dłoń na przywitania, po czym zachęcił by weszły do auta. Zbliżyły się do pojazdu. Po chwili siedziały już w środku.
- Co wy tu robicie?- odwrócił głowę w stronę pasażerek, jego blond loczki spadły mu na twarz. Wydawał się Maggie dość śmieszny, a zarazem przystojny. Chłopak odwrócił wzrok wpatrując się teraz w drogę przed sobą.
- My…- zaczęła niepewnie i nieśmiało Maggie.
- Jesteśmy tu ze względu na jej siostrę i równocześnie moją przyjaciółkę Kamillę.- dokończyła za Maggie.
- Ona jest w szpitalu?
- Tak.
- I jeszcze jedno: czemu stałyście tam w samych bluzach dresowych? Jest zimno.
- Nie przewidziałyśmy takiej pogody. … A co do Kamilli, to została zaatakowana.
- Zaatakowana?- w jego głosie była nuta zdziwienia i troski.- Przez co lub przez kogo?
- Przez…- Laura zatkała ręką usta Maggie i wyszeptała jej do ucha: „Nie kończ. Niech się nie martwi. Pewnie i tak ma dużo problemów na głowie”. Dziewczyna pokiwała głową, a blondynka oddaliła się od niej, biorąc rękę z jej ust.
- Przez… jakieś ogromne zwierzę.- wytłumaczyła Laura.
- Wyjdzie z tego?
- Tak, raczej tak.
- Raczej?
- To jest nie pewne, ale sądzę, że tak.
          Cała trójka zamilczała. Skręcili jeszcze w prawo i na końcu ulicy stanęli.
- Tu mieszkam.
          Maggie uchwyciła przelotne spojrzenie od chłopaka, skierowane do niej.
Laura chwyciła za klamkę od drzwi, otworzyła je i wysiadły. Chłopak zrobił to samo chwilę po nich. Szedł przed nimi, w stronę domu, nic nie mówiąc, zerkając od czasu do czasu na dziewczyny. Otworzył i przytrzymał kulturalni drzwi, by jego goście mogli wejść do środka. Wszedł za nimi. Drzwi bezgłośnie zamknęły się.
- Naprawo jest salon. Idźcie do niego. Zaraz do was dołączę.
          Przytaknęły i poszły do pokoju. Był przestronny (jak i cały dom), ściany były w kolorze kawy z mlekiem, meble, które stały na końcu pokoju miały jasnoszary odcień, świetnie komponowały się z ciemnymi sofami, fotelami i szklaną ławą pośrodku. Źródłem światła stało się ogromne okno, umieszczone na środkowej części ściany, naprzeciwko wejścia, a oprócz niego był jeszcze szklany żylandor z białymi jarzeniówkami. Całość stwarzała niesamowity, kontrastujący wystrój.
          Dziewczyny stały cięgle w jednym miejscu podziwiając wnętrze pokoju.
- Trzymajcie. – podał im dwa panujące kubki. – Nie wiem, czy lubicie gorącą czekoladę. Zakładam, że tak. Pomyślałem, że chociaż tyle dla was zrobię. I w pewnym stopniu rozgrzejecie się.
- Dziękujemy.- powiedziały biorąc kubki w dłonie.
- Laura. Pytałaś mnie przez telefon, czy mogę was przenocować. A więc tak, możecie spać albo tu albo w pokoiku na górze, ewentualnie w mojej sypialni, a ja wtedy tutaj.
- Może na górze będzie dobrze. – odpowiadając Laura uśmiechnęła się do brata.
- Ostrzegam tylko, że ten pokój nie był odwiedzany od 10 lat.
- Jak to?- zapytała zaciekawiona Maggie.
- Jest zamknięty na klucz. Ten dom kupiłem od córki zmarłego właściciela. Ten mężczyzna umarł prawdopodobnie w tym pokoju, od tamtej pory ponoć dzieją się tam różne rzeczy. Byłem tam tylko 3 razy w przeciągu 2 lat, czyli jak kupiłem dom. Jak macie odwagę tam spać to was tam zaprowadzę.
- Czemu miałybyśmy się bać?
- Dzieją się tam różne, niewyjaśnione rzeczy.
          Byli już w połowie drewnianych, skrzypiących schodów, gdy nagle Maggie zatrzymała się, a Laura zaraz za nią. Chłopak widząc zachowanie swoich gości zapytał, czy wszystko w porządku. Maggie pokiwała głową, po czym ruszyli dalej w górę.
- Mówisz, że dzieją się tam różne, dziwne rzeczy?
- Tak, właśnie tak.
- Masz na myśli duchy?- Maggie patrzyła na blond loczki chłopaka.
- Nie wiem, czy jest to spowodowane duchami, czy nieziemskimi, nadprzyrodzonymi mocami, na które po prostu nie znajduję wyjaśnienia.- ani razu na nią nie spojrzał kiedy mówił, szedł przed siebie.
- Rozumiem.
          Znaleźli się przed ciemnymi, starymi drzwiami w niedużym korytarzyku, oświetlonym jedynie przez dwie żarówki; jedna znajdowała się nad ich głowami, druga, słabiej świecąca na końcu korytarza, oświetlała ona ledwo widoczne kontury innych drzwi.
Michael włożył klucz do dziurki i przekręcił, otwierając tym samy drzwi. Zawiasy zaskrzypiały, jednocześnie poczuli niezbyt przyjemny zapach staroci. Oświecił światło.
- Wejdźcie do środka.
          Dziewczyny bez zawahania szły w stronę środka pokoju. Pomieszczenie  nie było duże. Ciemnogranatowe ściany ozdabiały stare, podniszczone fotografie poprzedniej rodziny, z których nie dało się już odczytać większości twarzy. Starte meble, stare łóżko i dywan na drewnianej podłodze pokrywał kurz. Tak jak te rzeczy, tak i książki stojące na regałach w meblościance obrastały grube warstwy kurzu. Światło z żarówki nagle zgasło. Cała trója usłyszała trzask tłuczonego szkła, a Maggie poczuła lekkie trącenie w prawy bark. Nie wiedziała, co to było.
- No świetnie!
- Chcecie ,to tu czekajcie, ja idę po nowa żarówkę.
          Nic nie odpowiedziały. Postanowiły wyjść. Czekały chwilę na Michaela, który zamiast z jarzeniówką zjawił się z trzema świecami w reku i z zapałkami.
- Niestety nie mam już dobrych żarówek. Są jedynie te czerwone świece, które w schowku znalazłem na dole.
Dziewczęta wzięły po jednej. Odpaliły je. Laura otworzyła skrzypiące drzwi i weszła do środka, a  za nią reszta. Gdy już wszyscy weszli do pokoju, drzwi zatrzasnęły się, a parę grubych książek  z hukiem spadło na ziemię.
- Co to?
- Spokojnie dziewczyny. To tylko książki. Pewnie nie były dobrze ułożone i dlatego spadły.
Mówiąc dwa ostatnie słowa, wszyscy poczuli zimny powiew wiatru. Maggie odruchowo spojrzała w stronę okna, które znajdowało się naprzeciwko drzwi. Było otwarte.
- Otworzył ktoś teraz okno?- odwróciła się w miejsce, w którym widziała rodzeństwo Smith’ów. Stali tam gdzie poprzednio. Spojrzeli po sobie i zgodnie powiedzieli:
- Nie. Cały czas byliśmy za tobą.- zerknęli na okno. Naprawdę było otwarte.
          Powiew wiatru  zdmuchnął ogień z świec. Maggie szła przez pokuj, by zamknąć okno. Nie przeszkadzało jej to, że idzie po potłuczonym szkle z rozbitej żarówki, gdyż zapomniała ściągnąć glanów. Zamknęła okno, a w tym samym momencie Michael ponownie odpalił świecę.
          Laura podeszła do regału, podniosła pierwszą, gruba księgę z ziemi. Nie mogła odczytać żadnego zdania. Księga była dość stara i napisana starą angielszczyzną. Nie znała dobrze dawnego języka, więc i tak by nic z niej nie przeczytała. Odłożyła książką na regał, po czym cofnęła się. Spojrzała w stronę okna. Nawet nie zauważyła, kiedy jej brat przysunął się trochę bliżej Maggie. Laura odchrząknęła. Blondyn gwałtownie odwrócił się spoglądając na siostrę. Odłożył świecę do świecznika na półce.
- Zaraz przyniosę wam kołdrę i poduszkę.- wyszedł z pokoju. Przyniósł pościel. Zszedł na dół i już nie wracał do nich.
          Usiadły na łóżku, nic nie mówiąc, patrzyły wprost przed siebie. Dość długo były w tej pozycji i przez cały czas milczały. Ogień ze świecy dawno zgasł. Mimo ciemności siedziały w bezruchu.
Maggie ściągnęła tylko glany i bluzę poplamioną krwią siostry. Laura zdjęła trampki. Obydwie położyły się koło siebie. Trzęsły się z zimna, trochę mniej niż jak były na dworze, no ale jednak. Mimo tego, jakimś cudem zdołały usnąć.
          Maggie obudziła się przed 5 rano. Zauważyła otwarte okno na rozcież, tak jak wczoraj późnym wieczorem. Miała strasznie zmarznięte ciało.
          Widząc śpiącą jeszcze Laurę, postanowiła zejść na dół i tam poczekać na przyjaciółkę siostry.
          Zeszła po schodach, była teraz na dolnym holu. Słyszała kroki w pomieszczeniu niedaleko niej. Podeszła bliżej.
          Michael był w kuchni. Zaskoczył go widok brunetki. Uśmiechnął się do niej.
- Witaj. Co tak wcześnie wstałaś?
- Cześć.- uśmiechnęła się - Po prostu obudziłam się i już nie potrafiłam usnąć.
- Aaa. Czasami tez tak mam.
Jego uśmiech nabrał tajemniczości.
Maggie weszła do kuchni. Stanęła obok stołu, patrząc się na twarz chłopaka.
- Chcesz się napić czegoś ciepłego?
- Z chęcią.
- Kawa, herbata, cappuccino, gorąca czekolada, kakao?
- Trudny wybór. Hmmm… poproszę herbatę.
- Ok.
Wstawił wodę.
Po paru minutach zaparzył herbatę dla dziewczyny, a sobie kawę.
- Proszę.
- Dziękuje.
- Laura śpi?
- Tak.
Pili wolno gorące napoje.
- Zdarzyło się dzisiaj w nocy coś dziwnego w tym pokoju?
- Poza tym, że było znów otwarte okno, to nic.
- Nie zimno ci w samym podkoszulku?
- Trochę. Bardziej było mi zimno w pokoju. Teraz jest trochę lepiej.
- Zachorujesz.
- Trudno.
          Chłopakowi spadła dłoń ze stołu wprost na kolano siedemnastolatki. Dziewczyna poczuła się nieswojo. Była zmieszana. 22-latek widząc to szybko podniósł rękę, spuścił wzrok, po czym przeprosił ją z to i wstał od stołu. Poczuł się niezręcznie i ze spuszczoną głową podszedł do okna.
17-latka nie wiedziała zbytnio, co ma teraz robić.
          Niepewnie podeszła do zmartwionego chłopaka, położyła rękę na jego lewym ramieniu. Spojrzał na nią przelotnie. Milczeli. Patrzyli na widok za oknem. Drzewa przed domem, inne budynki mieszkalne, a dalej na niewysokie góry w Lancaster. Wszystko to pokrywała nieduża warstwa puszystego śniegu.
          Chłopak objął rękę łopatki dziewczyny, kładąc dłoń na jej lewym ramieniu. Popatrzyła na niego, a on na nią.
- Jesteś cała zmarznięta.
          Przymrużyła oczy i przytrzymała je zamknięte przez chwilę, co miało oznaczać, że wie o tym, przecież wyszła w podkoszulku z wymrożonego pomieszczenia, jakim jest pokój na górze.
          Chłopak odwrócił się do brunetki przodem. Popatrzył w jej oczy. Podobał mu się ten przenikliwo- tajemniczy morski kolor tęczówek dziewczyny. Uśmiechnął się do niej, odwzajemniła ten gest. Michael sam nie wiedział, czemu ciągnęło go do niedawno poznanej młodej kobiety. Tak bardzo chciałbym cię przytulić. Być przy tobie. Pomyślał. Nie myśl tak, masz przecież kochającą narzeczoną. Nie możesz oglądać się z a inną. Młodszą. Może jest piękna, pociągająca i tajemnicza, ale w końcu nic o niej nie wiesz. Michael ty głupcze. Skarcił się w myślach. Nadal patrzyli się w swoje oczy. Chłopak nie wytrzymał, puściły mu emocje. Stracił panowanie nad swoim umysłem i ciałem. Po chwili dziewczyna znalazła się w czułym objęciu przystojnego blondyna. Była lekko zaskoczona, oczywiście pozytywnie zachowaniem chłopaka. Zamknęła oczy. Uśmiechnęła się sama do siebie. Odwzajemniła przyjemne objęcie, tym samym wtulając się w jego ramiona. Czuła się bezpiecznie, mimo tego, że go nie znała. Praktycznie nikt nigdy nie sprawił, że czuła ciepło, uczucie odprężenia, szczególnie z rąk drugiego człowieka i to w dodatku od chłopaka. Czuła się nieco dziwnie, ale wyjątkowo.
          Nie chciała by ten moment przeminął, lecz właśnie teraz obydwoje usłyszeli krzyk laury, dobiegający z pokoiku na górze. Momentalnie oddalili się od siebie. Zaczęli biec w stroną głosu dziewczyny.
- Laura!- krzyczała Maggie. Znaleźli się w mgnieniu oka na górze. Brunetka spojrzała na chłopaka. W jego oczach malowała się troska , a jednocześnie strach.
           Dziewczyna popchnęła klamkę. Drzwi były zamknięte.
- Zamykałaś?
- Nie. Klucz jest w środku.
- Laura! Laura otwórz drzwi! Słyszysz?! Otwórz je! Proszę.
          Nie słyszeli nic prócz krzyku, który przerodził się teraz w wystraszony, proszący głos. Powtarzała w kółko, żeby ją stamtąd wypuścić, jak najszybciej ją zabrać z tego „ przeklętego” miejsca.

środa, 20 listopada 2013

~ Rozdział 4 ~


A więc jest 4 rozdział. Przepraszam, że dopiero teraz, ale miałam nadmiar pracy, głównie przez szkołę... Mam nadzieję, że również Wam się spodoba jak poprzednie. Następny rozdział postaram się dodać za półtorej tygodnia, w weekend. A i taka mała prośba: gdybyście mogli komentować, bo dla Was to nie wiele, tylko napisanie parę słów, natomiast dla mnie jest to motywacja do dalszych działań. :)



          W tym momencie, Maggie zauważyła głęboką na 2 cm, ciągnącą się od lewego obojczyka zahaczającą o klatkę piersiową, aż do prawej strony żeber ranę, jakby ślady jakiś pazurów. Przeraziła się, bo w tej chwili przypomniała sobie takie same zadarcia, które znalazła w pokoju Kamilli, na drzwiczkach szafy.
- Oh shit! Powiedz, kto lub co ci to zrobiło i dlaczego?!
- To coś, to nie był człowiek, nie było także zwierzę.
- To, co to mogło być?
Przybliżyła się do Maggie na odległość 15 centymetrów i praktycznie wykrzyczała jej prosto w twarz:
- Bestia, demon!
Brunetka zamknęła na chwilę oczy, po czym otworzyła je z wściekłością. Zaczęła domyślać się, co mogło zajść w pokoju siostry, ale wciąż nie miała pojęcia gdzie ona jest.
- Chodź ze mną. – mówiąc to wyciągnęła dłoń w kierunku na wpół przytomnej, drżącej dziewczyny.
Laura posłusznie złapała za rękę brunetki.
          Maggie nie widziała najmniejszego sensu w opatrzeniu największej rany dziewczyny, czyli tej po śladach pazurów, gdyż widziała, że jest już zaschnięta.
          Wyszły z łazienki. Szesnastolatka była zdezorientowana zaistniałą sytuacją. Zastanawiała się, gdzie Maggie zamierza ją wziąć.
          Szły po ciemnym, opustoszałym domu. Blondynka poczuła rozluźnienie w dłoni, lecz po chwili jej prawy nadgarstek znalazł się w sztywnym i mocnym uścisku starszej koleżanki.
- Auć. Za mocno.
- Sorki.
Poluzowała uścisk, ale nadal był mocny.
          Wchodziły teraz po schodach na górę. Maggie miała wizję. Jej oczom ukazał się obraz ciemnego, nieznanego lasu z ostatniego snu, lecz teraz… teraz było coś więcej niż tylko mrok flory, była mgła, dość gęsta i co chwila widziała kruki przelatujące nad jej głową. Szła po tym lesie, wiedziała, że nie jest sama, że ktoś idzie obok w jej tempie. Miała wrażenie, że coś kryło się w tej mgle, w tym lesie.
          Dziewczynie zakręciło się w głowie. Stanęła. Z ledwością zdążyła chwycić poręcz. Puściła nadgarstek towarzyszki. Laura widząc stan Maggie objęła ją chwytając za biodro, by nie upadła.
Ta zaś popatrzyła na nią z wdzięcznością, po czym podziękowała z uśmiechem na ustach. Blondynka odpowiedziała tym samym gestem.
          Zaczęły z powrotem iść po schodach. Szły w milczeniu. Dopiero, kiedy znalazły się na pierwszym piętrze, Laura opuściła rękę oswobadzając ciało starszej licealistki. Nagle Maggie szeptem oznajmiła:
- Miałam wizję.
Przyjaciółka jej siostry popatrzyła na nią ze zdziwieniem.
- Jaką?
Dziewczyna opowiedziała jej to, co widziała, a ta przystanęła i zaczęła drżeć.
- Co ci?
- Nic. Po prostu to, ten las z twej wizji bardzo przypomina mi miejsce, z którego uciekałam.
- Naprawdę? – miała mieszane myśli i uczucia w tej chwili- Dlaczego przybiegłaś akurat do mnie?
- Je? Pomóc? W czym? Ja cię tylko opatrzyłam.
- Nie o to chodzi, ja nawet tego nie chciałam.
Weszły do pokoju Kamilli.
- A o co?
- O twoją siostrę.
- Co?! – mówiąc to upuściła szklaną koniczynkę, którą trzymała w ręce od chwili, gdy przyjechała od wuja. Była to praktycznie jedyna (prócz zdjęć), po jej zmarłej matce. – Jak to? Widziałaś ją? Co z nią? Gdzie ona jest?
- Była ze mną. Niestety nie potrafiła uciec, była zbyt słaba.
- Czyli, że zostawiłaś ją w tym lesie?
- Nie miałam innego wyboru.
- Powiedz, czy żyje chociaż!
- Nie wiem, możliwe. Nie chce nic mówić, nie chcę osądzać o jej losie.
          Obie zamilczały. Maggie załamana przyklęknęła na podłogę. Drobnej i bardzo szczupłej budowy nastolatka usiadła koło niej.
- Musimy ją odnaleźć.
- Wiem.
- Chodźmy teraz. Może jeszcze nie jest za późno.
- Ok.
- Chociaż. Czekaj. Nie możesz wyjść w samej bieliźnie na ulicę.
Maggie wstała i podeszła do szafy, a blondynka nieśmiało za nią.
          Siedemnastolatka wyciągnęła szare rurki, znalazła jakąś kolorową bluzkę i luźniejszą bluzę. Podała taki zestaw ubrań Laurze, po czym wyszła z pokoju do siebie. Założyła swoją ulubioną, ciepłą bluzę i z powrotem wróciła do pozostawionej w niedużym pomieszczeniu dziewczyny.
- Chodźmy po nią!
Laura pokiwała głową. Wyszły z pokoju.
- Czekaj. – Maggie zatrzymała ją w korytarzu i zniknęła gdzieś na chwilę. – Trzymaj.
- Co to?
- Moje trampki. Chyba nie chcesz mieć bardziej pokaleczonych stóp?
- No, nie.
- Powinny pasować.
Założyła buty, a w tym samym czasie Maggie zawiązała glany. Tym razem szybko się uwinęła.
- I?
- Są trochę duże, ale niech będą.
Wyszły z domu. Maggie zauważyła, że mgła, która utrzymuje się od paru dni, dziś wydawała się gęstsza.
          Musiała trzymać się blisko dziewczyny, żeby ją nie zgubić.
Spojrzała w górę na niebo, na czubki drzew z alejki. Były mało widoczne, ale zauważyła ciemne sylwetki, siedzących na gałęziach dużych ptaków. Przypuszczała, że były to kruki i wrony. Niektóre przelatywały tuż nad jej głową, niektóre za nią. Miała wrażenie, że obserwują jej każdy krok. Czuła się trochę dziwnie.
          Maggie zaczęła biec za dziewczyną. W pewnym momencie zgubiła ją, ale tylko na chwilę, bo ta się zatrzymała i czekała.
Szły już dość długo. Mimo to Laura twierdziła, że przez las jest znacznie szybciej niż przez miasto.
Były teraz na skraju zadrzewionego terenu. Maggie szła za dziewczyną, niepewna swoich kroków. Domyśliła się, że doszły do innej miejscowości.
- Laura, gdzie my w ogóle jesteśmy?
Dziewczyna przelotnie spojrzała na Maggie, ale nic nie odpowiedziała. Szła nadal przed siebie. Nastolatka postanowiła już o nic więcej nie pytać.
          Milcząc przez pół drogi, doszły szybkim tempem do stacji metra.
- Nie mam kasy na bilet.
- Spokojnie.- powiedziała znaczącym głosem Laura. Trochę brzmiało to jak rozkaz, niż jak stwierdzenie. – Nie jest ci potrzebna
Maggie pytająco spojrzała na szczupłą nastolatkę, ale ta nic sobie z tego nie zrobiła.
Wsiadły do pociągu i bez biletów pojechały na następną stację. Wysiadły i jak się potem okazało, kierowały się w stronę innego miasta.
          Droga zajęła im półgodziny. Maggie była już wyczerpana po niecałym dniu chodzenia. Zaczęło jej się kręcić w głowie i powoli kołysała się na bok. Koleżanka widząc towarzyszkę w takim stanie, przystanęła i złapała ją w pasie, akurat w momencie, gdy ta z ledwością trzymała się na nogach.
- Musisz odpocząć.
- Nie, dam radę.
- Nie wierzę. Choć lepiej coś zjeść, na pewno to ci lepiej zrobi.
Maggie wiedziała, że Laura ma rację. Nie jadła od czasu zniknięcia Kamilli, czyli ponad 2 dni
- Znasz to miasto?
- Niezupełnie… .
- To znaczy?
- Raz tędy przejeżdżałam, a raz uciekałam.
- To skąd wiesz, gdzie co jest? I jak dotrzemy do Kamilli?
Położyła dłoń na ramieniu brunetki, po czym powiedziała:
- O to się nie martw. Zaufaj mi.
Poszły do kawiarni i szybko tam zjadły
- Lepiej?
- Tak.
- Możemy już iść?- zapytała wstając z miejsca.
- Tak.
Laura zapłaciła i wyszły.
          Między dziewczętami znowu zapadła dość długa chwila milczenia.
- Już niedaleko.
Maggie przyjęła tą informację, bez słowa. Szły teraz nieco szybszym tempem. Siedemnastolatka zauważyła, że rany na lewym policzku i na szyi blondynki zaczynają na nowo krwawić. Kobieta położyła dłoń na szyję koleżanki, uciskając ranę i tym samym sprawiając, że ciecz przestała cieknąć. Miała w kieszeni tylko chusteczki i bandaż (który zdążyła ukradkiem wziąć z domu). Wytarła jej krew z miejsca na którym trzymała dłoń i policzka oraz ze swojej ręki. Okręciła bandażem ranę. Chociaż tyle mogła zrobić.
Odnowiły marsz.
Znalazły się w lesie. Znowu?
Popatrzyła pytająco na blondynkę. A ona odpowiedziała na niewypowiedziane pytanie:
- Tak. Ostatni raz w tym lesie widziałam twoją siostrę.
          Coraz bardziej pochłaniała je mgła i głębia lasu.
To miejsce przypomina mi moją wizję.
Maggie wydawało się, że im głębiej podążały w las tym mgła stawała się rzadsza i że coraz więcej ptaków – czarnych kruków i wron – zaczyna przelatywać pomiędzy gałęziami. Spojrzała po przekątnej w lewo. Dostrzegła biały, jedwabny szal na jednej z dalszych gałązek.
- Laura!
- Co?
- Popatrz tam.
Dziewczyna zwróciła się w pokazanym kierunku.
- Widzisz ten szal?
Wyostrzyła wzrok i go ujrzała.
          Równocześnie podbiegły do owej gałęzi. Maggie chwyciła jedwabną chustę w rękę. Miał on pełno brązowawych plam, co sugerowało zaschniętą krew. Na samym końcu, w rogu było wyhaftowane na złotawy kolor K. Swan.
- To jest szal Kamilli.
- Skąd ta pewność?
- Widzisz ten haft?
- Tak.
- No właśnie. Kiedy Kamilla była młodsza, mama, jak jeszcze żyła, wyhaftowała jej na swoim szalu inicjał oraz nazwisko i dała go jej. Moja siostra nie rozstawała się z nim, nigdy. A teraz?, teraz wisi tutaj. Musiała tędy iść lub biec.
- Idziemy w dobrym kierunku.
Momentalnie przyśpieszyły. Praktycznie biegły na ślepo, obijając się o drzewa i zahaczając o krzewy.
Mijając większe drzewa, gdzieniegdzie widniały ślady szponów, a na ściółce - krwi.
Maggie była niespokojna. Zauważyła, że Laura także, ale nie dawały tego po sobie poznać. 
          Zwolniły. Widziały coraz więcej krwi na opadłych liściach. Brunetka zaczęła trochę panikować, ale cały czas uspokajała się w myśli. Wiedziała, że panika nie polepszy sytuacji, lecz odwrotnie.
- Laura!
- Co?
- Co tam jest? Wygląda jakby ktoś tam leżał. Spójrz.
- No faktycznie. Chodźmy tam.
          Podbiegły do leżącego człowieka. Okazała się to młoda kobieta. Przyjrzały się jej. To była Kamilla. Szybko uklęknęły przy jej ciele. Dziewczyna miała pełno ran na sobie i na jej ciele było pełno krwi. Tak samo, jak wokół niej. Maggie zaczęły płynąć po cichu łzy. Sprawdziła funkcje życiowe. Nie było tętna, ani oddechu. Nic. Przytuliła ją do siebie, pogłaskała po plecach i po głowie. Nie wytrzymała i wybuchnęła szlochem. Wyksztusiła przez łzy:
- Ona. Ona jest martwa! Spóźniłyśmy się. To koniec. Nie ma już nic.
~ Nie. Nie jest za późno, jeszcze nie.
Jej oczy otworzyły się szeroko, po usłyszeniu męskiego, donośnego głosu za sobą. Powoli położyła siostrę na miejsce. Po czym gwałtownie się odwróciła w kierunku głosu. Był to chłopak, którego widziała w parku, w swoim mieście – Newcastle.
~ Ty mnie widzisz i rozumiesz?
- Tak.
 ~ A ona? – wskazał na Laurę, która siedziała załamana przy Kamilli. Maggie uniosła ramiona, na znak, że nie wie. ~ Powiedz jej, żeby dzwoniła po pogotowie, a ja zajmę się resztą.
Cały czas mówił bez żadnego grymasu, bez wyrażania jakichkolwiek emocji. Spokojnie, ale stanowczo.
- Laura.
Gdy dziewczyna na nią spojrzała rzuciła do niej swój telefon mówiąc: „łap”
 – Zadzwoń po karetkę.
 - To ma jakiś sens?
 - Nie wiem, dzwoń.
          Szesnastolatka wstała, wybierając numer. Oddaliła się na odległość dwóch metrów. W tym samym czasie wysoki chłopak kazał odsunąć się Maggie od ciała szatynki. Przyklęknął. Dotknął jej ramion i przejechał dłońmi w kierunku łokci. Po chwili odsunął ręce od jej górnych kończyn. Przystawił dłoń do jej szyi, a następnie zsunął dłoń w stronę klatki piersiowej dziewczyny.
- Co ty chcesz jej zrobić?!
~ Spokojnie. Nie widzisz, że chce jej pomóc?- powiedział zerkając kątem oka na postać brunetki. ~ Zamierzasz tak stać i się na mnie gapić, czy tu podejdziesz?
Maggie podeszła do chłopaka, a Laura zakończyła już rozmowę, ale została poproszona by nie podchodziła do ciała.
 - Czemu to robisz? Czemu próbujesz mi pomóc?
Chłopak zignorował to.
~ Przytrzymaj jedną ręką na jej tętnicy szyjnej, drugą na żebrach. Będzie sporo krwi…
          Dziewczyna posłusznie zrobiła to, co jej polecił. Ręka bruneta wylądowała na mostku dziewczyny. Przycisnął mocniej jej klatkę piersiową. Maggie usłyszała trzask łamiących się żeber. Po chwili spojrzała na rany znajdujące się na ciele swojej siostry. Zwróciła uwagę na szyję, na której widniały znacząco 3, dość głębokie zadrapania. Trzymała na nich rękę i poczuła mokrą, ciepłą ciecz. Krew. Wylewała się ze wszystkich ran i zadrapań, co mogło tylko oznaczać, że serce jest aktywne. Odruchowo dała rękę na środek klatki piersiowej. Wyczuwała ledwo bijące serce i przytłumiony, bardzo wolno uwalniający się oddech.
- Ona odżyła?!
- Jak to?- zapytała Laura.
          Maggie zapomniała o jej obecności.
~ Muszę cię jednak zmartwić. – zwrócił się do siedemnastolatki . ~ Wyczuwam w niej obcą, złą energię, która praktycznie i skutecznie zabija ją od środka. Czekał na reakcję dziewczyny, lecz niestety jej nie otrzymał. Zauważył tylko zdziwienie, więc kontynuował. ~ Myślę, że to ktoś silniejszy ode mnie, z negatywną siłą. Może być to…
~ Czego tu szukasz?! – przerwał znajomy mu kobiecy głos.~ Po coś ją ożywił ?!
~ Jej właśnie się obawiałem. – powiedział po cichu do zmieszanej dziewczyny. Po czym zwrócił się do kobiety: ~ Zabiłabyś ją!
~ Udałoby mi się to, gdyby nie ty i te twoje żyjące przyjaciółeczki! – zaczęła oskarżać go rozwścieczona.
~ Czemu to zrobiłaś?!
          Laura podeszła do Maggie nie zdając sobie sprawy, co się właśnie dzieje.
          Maggie zauważyła, że ta kobieta jest o wiele wyższa od bruneta. Była nienaturalnie chuda. Miała na sobie białą, długą i poplamioną krwią suknię sięgającą do połowy łydek. Miała długie, ciemne i rozczochrane włosy. A zamiast dłoni czarne, ostre szpony.
          Maggie przestała słuchać o czym oni mówią, zajęła się Kamillą. Chciała jakoś zatamować krwawienie, przybliżyła się do ciała siostry, ale kobieta wrzeszcząca na bruneta zwróciła się do siedemnastolatki ostrym tonem:
~ Zostaw ją!!! Nie dotykaj!!! Odsuń się!!!- wzięła ręce od wpółmartwej, ale gdy rozwścieczona czarnowłosa odwróciła od niej wzrok, dziewczyna znowu zwróciła się ku ciału. ~ Mówiłam! Nie dotykaj jej!! – zbliżyła się do przykucającej Maggie. ~ Nie słuchasz!- mówiąc to podniosła brunetkę do góry wbijając szpony w jej szyję.
 ~ Mirda, postaw ją na ziemi! Już! W tej chwili! Te dziewczyny nic ci nie zrobiły!
Ta jednak zignorowała go.
 ~ Słyszysz?!
          Kobieta od wpływem silnego uderzenia, którego dostała w biodro od chłopaka, wypuściła z „rąk” wystraszoną dziewczynę. Maggie upadła na ziemię, nie mogąc złapać oddechu. Zaś kobieta z całą siłą padła na drzewa w odległości trzech metrów.
          Po krótkim czasie siedemnastoletnia brunetka była w stanie normalnie oddychać.
Laura pomogła jej wstać. Maggie odebrała jakiś dziwny impuls od strony chłopaka. Coś w stylu: „weź ciało na ręce i uciekajcie stąd. Powstrzymam ją.” Brunetka zrobiła jak powiedział jej wysoki, młody mężczyzna. Oczywiście to jeszcze bardziej wkurzyło demonice, która za wszelką cenę chciała dostać uciekające dziewczyny w swoje szpony. Została powstrzymana przez swojego przeciwnika.
          Maggie kątem oka zerknęła do tyłu, a za nią Laura powtórzyła to samo. Ujrzały smugę biło- niebieskiego światła.
          Wybiegły z lasu. I właśnie teraz spostrzegły karetkę wezwana przez szesnastolatkę około 20 minut temu.