wtorek, 11 sierpnia 2015

~ Rozdział 17 ~

Witajcie,
To już prawie koniec opowieści. Fabuła jak zapewne zauważyliście, bądź nie, została ona zmieniona. 
Wszystkie wątki praktycznie zostały już rozwiązane, została tylko jedna kwestia...
Żeby się przekonać, co się stało już w końcowym etapie - przeczytaj uważnie ten rozdział. 
Cóż, bardzo miło mi się z Wami pracowało. 
Nie chcę i nie lubię się żegnać, i tego nie robię. 
To, że kończy się blog nie oznacza, że kończę z pisaniem.

 https://www.youtube.com/watch?v=ZbVudZvgyWc

Pozdrawiam Darkness

______________________________________________ 

          Arthur stał w miejscu i patrzył jak Maggie wsiada do windy i odjeżdża, a wraz z nią znika wszelka nadzieja. Wiedział, że cała ta historia o niej sprawiła jej niepotrzebny ból i smutek, a co najgorsze nie potrafił jej tego oszczędzić. Czuł się podle. Tyle wystarczyło, żeby dał upust emocjom. 
Zamknął powieki i z całej siły uderzył w ścianę nieopodal.  
Miałeś ją chronić, durniu! przeleciało mu przez głowę.
Chłopak popatrzył na lekkie wgniecenie w ścianie, a potem na zdartą skórę z kostek. Zacisnął dłoń w pięść i znów uderzył nią w to samo miejsce. Poczuł tępy ból rozchodzący się wzdłuż przedramienia. Opadł na kolana. Jego głowa automatycznie poszła w dół, na klatkę piersiową, a ręce bezwładnie opadły wzdłuż towia. Nie potrafił nic zrobić. 
Przed chwilką stracił nie tylko podopieczną, ale także jedyna osobę, którą kochał. Poczuł jak pod jego powiekami gromadzą się łzy. 
Przysiadł na łydkach i pozwolił, żeby rozpacz ogarnęła jego ciało.
Nie miał pojęcia ile czasu był w takiej pozycji i nie obchodziło go to. 
Wiedział, że ktoś za nim stoi, i że mu się przygląda
Potem czyjeś ramiona podniosły go i zaprowadziły do mieszkania. 
          Maggie poczuła jakąś dziwną pustkę w sercu, dokładnie tak jakby jakaś cząstka niej umarła. Wysiadła do windy z piekącymi oczami od powstrzymywanego płaczu i niczym w amoku ruszyła w stronę swojego mieszkania. 
          Będąc w metrze oparła skroń o zimną szybę. W głowie miała chaos, z którym nie potrafiła sobie w tym momencie poradzić. Jedyna o czym teraz marzyła to miękkie łóżko, na którym mogłaby się wypłakać, głośna muzyka i... i sama nie wierzyła w to, ale czuła, że to będzie za mało. Potrzebowała towarzystwa. Może Eva mi wystarczy?, przekonywała samą siebie, ale dobrze wiedziała, że nie o nią tu chodzi, że brakuje jej kogoś innego... kogoś, kogo miała zawsze pod ręką, ale tego nie doceniała... kogoś, kto ją chronił, wierzył jej i... i wierzył w nią samą... kogoś, kogo... pokochała, a uświadomiła to sobie w tej chwili. 
*
 Rok później 
Maggie? – spytał, jakby nie wierzył, że dziewczyna, którą chronił i którą nadal kocha stoi teraz na progu jego mieszkania. – Co... co cię tu sprowadza o tak późnej porze?
– Przepraszam za najście, ale... – spuściła wzrok widząc chłopaka w samych bokserkach. 
– Wejdź do środka – wyciągnął do niej rękę i wprowadził do apartamentu. Zamknął drzwi na klucz i uważnie przyjrzał się młodej kobiecie. Podszedł do niej i przytulił.
– Cieszę się, że do mnie przyszłaś. Tęskniłem...
– Chciałam z kimś porozmawiać.
O tej porze? – skinęła głową, lecz wątpiła, że chłopak to zauważył przez panujący w przedpokoju półmrok. – A co z Evą?
– Urządziła sobie imprezkę u nas w mieszkaniu. Potrzebowałam trochę spokoju i otuchy. Pomyślałam więc o tobie.
– Aha. To miłe, że o mnie myślisz – wyszeptał jej zmysłowo do ucha. – Pewnie zmarzłaś. Napijesz się herbaty?
– Chętnie mężczyzna westchnął, wypuścił ją z objęć i ruszył w kierunku kuchni. – Sporo myślałam o tym, co się wydarzyło rok temu – rzuciła upijając gorący napój.
– I doszłaś do jakiś konkretnych wniosków?
– Pogodziłam się już z tą dziwną historią o nadnaturalnych, która także mnie dotyczy. Jak na razie nie odważyłam się kontaktować z nikim z rodziny, no prawie z nikim. Kamilla jakiś czas temu pojawiła się u mnie w pracy, ale to tyle co ją widziałam. 
– A nie próbowałaś zadzwonić do pani Kathariny, żeby ułatwiła ci kontakt z siostrą?
– Myślałam o tym. Raz nawet dzwoniłam, ale nie odebrała i wszystko szlag trafił.
– Może była zajęta?
– Być może...
– Słuchaj – siadł okrakiem przed oparciem stołka, oparł łokcie na stole i rozpostarł palce. – może ja bym coś poradził? W prawdzie nie mam numeru do Kamilly, ale coś na pewno wymyślę. 
– Dziękuję – uśmiechnęła się blado.
– Widzą, że coś jeszcze cię gnębi – popatrzyła mu głęboko w oczy, lecz wciąż milczała. Westchnęła i odchyliła głowę w tył, by po chwili znów ustawić ją w pionie. Jej oczy wydają się teraz takie chłodne...
Myślałam sporo o tych "nadprzyrodzonych" – zaczerpnęła powietrza do płuc i wypuściła je z świstem. – Czy możliwe jest spotkanie się z nimi? I... – przerwała widząc zdumienie chłopaka. ... i jest jeszcze coś. 
Tym razem mężczyzna zaczerpnął powietrza czekając na dalszą część rozmowy.
– Chcę się przyłączyć do organizacji.
 Arthurowi najwyraźniej odjęło mowę, bo siedział z otwartą buzią i niedowierzaniem malującym się na twarzy przez dobre piętnaście minut. 
– Czy ja dobrze słyszę? – zdołał tylko tyle wydusić. Przytaknęła z powagę.
– Czy umożliwisz mi spotkanie i dołączenie?
– Jeśli tego naprawdę chcesz, to tak.
– Dziękuję – wstała, podeszła do bruneta i pocałowała go w czoło. – W takim razie będę już się zbierać.
– A ty dokąd? – spytał, gdy dziewczyna przekroczyła próg kuchni. 
– Jak to dokąd? Do domu oczywiście.
– Nie pozwolę byś błąkała się o tej godzinie po Londynie – spojrzał na zegar, gdzie dochodziła już dwunasta. 
– Arthur daj spokój. Nie jestem już małą dziewczynką, żeby potrzebować czyjegoś pozwolenia na wyjście.
– Dobrze o tym wiem, ale proszę cię jedynie o to byś została. Jutro rano pójdziesz do siebie.  
Jejku jak on słodko wygląda jak mnie o coś prosi. Tak niewinnie, niczym mały szczeniaczek proszący o ulubioną zabawkę. 
– Eh – westchnęła i zaczęła ściągać skórzaną kurtkę. – Niech ci będzie, zostanę – odwiesiła torebkę i kurtkę na najbliższy wieszak w przedpokoju. – Gdzie będę spała? – spytała beznamiętnie.
– W moim pokoju.
– A ty? uniosła brew do góry.
– W salonie.
– Jak uważasz... Zabawimy się trochę, pomyślała. Wiesz równie dobrze jak ja, że możemy pomieścić się we dwoje na twoim łóżku – posłała mu przeciągłe spojrzenie, po czym ruszyła w kierunku łazienki. – Idziesz ze mną? – zatrzymała się przed drzwiami. Widząc zmieszanie chłopaka zaśmiała się i weszła do pomieszczenia celowo zostawiając uchylone drzwi. 
*
Stałem w korytarzu i patrzyłem na nią. Była cudowna. Każdy jej ruch pełniony był wdziękiem. 
Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić, gdy zaproponowała mi wspólną kąpiel... 
Celowo uchyliła te drzwi? Chyba tak.
Chciałem się ruszyć, chciałem iść do siebie, ale nie mogłem oderwać wzroku od jej nagiego ciała. Byłem jak zaczarowany.  
Maggie wyszła z łazienki w koszulce Pink Floydów, niosąc w rękach glany i resztę rzeczy. 
– Zdejmij tą koszulkę Usłyszałem swój głos niekontrolowanie wydobywający się z mojego gardła. – Dobrze wiesz, jak nie cierpię tego zespołu posłała mi jeden z tych swoich uroczych, a zarazem uwodzicielskich uśmiechów, od którego zrobiło mi się gorąco. Jeśli chce tak zagrać, to proszę, pomyślał, podszedł do niej i złapał ją za ramiona. Odwrócił ją i przycisnął do najbliższej ściany. Zaśmiała się i wypuściła to co niosła w rękach na podłogę.
– I co teraz? – wyszeptała. Uśmiechnął się i zdjął jej koszulkę.
– Mówiłem, żebyś ją zdjęła – przycisnął ją jeszcze bardziej do ściany i przywarł do niej ciałem. – Chcesz zobaczyć co mogę ci zrobić? – w odpowiedzi zamruczała. Pocałował ją mocno w usta, potem ugryzł ją w szyję, na co ona odchyliła głowę lekko w tył i zamknęła oczy. Podniósł ją i wniósł do swojego pokoju. 

wtorek, 30 czerwca 2015

~ Rozdział 16 ~

 Witam
Wybaczcie... 
Potrzebowałam trochę odpocząć od blogowania. 
 https://www.youtube.com/watch?v=0Xfvk028Kv0 
 https://www.youtube.com/watch?v=jxjeqCd6Zm0
Przyjemnego czytania.
Miłe widziane są komentarze od was :). Niewiele trzeba wysiłku, a może mi to naprawdę pomóc.
Jeśli masz bloga (interesują mnie opowiadania, ale nie miłosne, ani o celebrytach i wampirach) to możesz pozostawić link na dole. Na pewno zobaczę :).
Pozdrawiam Darkness 

Ps. Zapraszam na drugiego bloga: http://in-the-circle-of-another-world.blogspot.com/
__________________________________________________

– Uspokój się – powiedział ostrzej niż początkowo zamierzał.
– Jak mam się uspokoić skoro znikasz na pół tygodnia nic nie mówiąc?
– To że dzisiaj osiągnęłaś pełnoletność, to wcale nie znaczy, że masz mnie tak traktować. Chyba zapominasz o tym, że jestem od ciebie starszy. Należy mi się chyba jakiś szacunek?! – zaczerpnął głośno powietrza do płuc. – Nie jesteś moją matką, ani tez dziewczyną, żebyś mogła mi mówić co mam robić. Uratowałem ci życie przed twoja opętaną siostrą, opiekowałem się tobą od tego czasu, pozwoliłem ci mieszkać w moim własnym domu. Powinnaś być mi za to wdzięczna, a ty zamiast tego jesteś na mnie zła wciąga powietrze i wypuszcza je z świstem, po czym wzdycha i chwyta podbródek osiemnastolatki. – Maggie zrozum, że chcę dla ciebie dobrze.  
– Arthur... ja... ja przepraszam – raptownie spuściła wzrok. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Ja... jestem ci wdzięczna i nie wiem co bym zrobiła bez ciebie. Jeszcze raz przepraszam – podciąga jej podbródek wyżej tym samym zmuszając ją by podniosła wzrok. Ich spojrzenia krzyżują się. Ma takie smutne oczy, ledwo co zdążyła o tym pomyśleć, a chłopak złączył ich wargi w pocałunku. Po czym przytulił jej szczupłe ciało. 
– Ja też przepraszam. Nie powinienem mówić do ciebie w taki sposób... – wzdycha i wypuszcza brunetkę z objęć. – Chodźmy już. Pani Katharina, to znaczy twoja babcia już na pewno na ciebie czeka – uniosła brwi, a w jej oczach pojawiło się nieme pytanie. Zignorował je i ruszył w stronę wyjścia.  
          Dziwnie jest znów jechać metrem, pomyślała gdy byli już w połowie drogi do Covent Garden.  
Arthur przez cały czas mówił o tym gdzie leży to miejsce, jak wygląda i dlaczego warto je zobaczyć. 
"Zabytkowy rynek jest jednym z wielu ciekawych obiektów tej oto dzielnicy. Są tam niskie budynki, rynek, jak już wspomniałem oraz wiele kawiarni z widokiem na ulice, na których w sobotnie wieczory zbierają się artyści, cyrkowcy i inni, którzy pokazują publiczności swoje umiejętności", mówił.
Dotarli na miejsce. 
Gdyby mnie fakt, że zaraz ma się spotkać z swoją babcią i to że męczyły ją różne sprzeczne myśli, to normalnie by się ucieszyła będąc w tak cudownie wyglądającym miejscu. Teraz to nie miało znaczenia. 
Oboje zaczęli rozglądać się w poszukiwaniu kobiety w podeszłym wieku. 
Przeszli właśnie przez ulicę, na której zaczynał się występ włoskiego śpiewaka. 
Arthur dostrzegł w pewnym momencie kobietę trzymającą się na uboczu tłumu. Katharina, pomyślał, po czym pociągnął Maggie za oddalającą się już panią. 
– Nie możemy tu chwilę postać? – spytała podirytowana.  
– Nie. 
Chwilę później zrównali krok z starszą kobietą. Ta nie patrząc na młodzieńców rzekła aby zasiąść w najbliższej kafejce. 
Arthur otworzył drzwi przed paniami.
– Co chciałaś mi przekazać?
– Chcę z tobą porozmawiać o twojej mamie i twoim pochodzeniu.
– Znam swoje pochodzenie. Urodziłam się w Anglii, jestem w połowie Angielką i w połowie Polką. Ojca nie znam, a matka umarła, gdy miałam siedem lat. Nie widzę sensownego powodu by o niej rozmawiać.  
– Rozumiem twoje oburzenie,ale posłuchaj mnie chociaż. Nie chcę mówić o Cornelii, lecz o Amandzie, jej siostrze, twojej prawdziwej matce.
– Nie wiem o czym mówisz – w jej głosie wytworzyła się nuta podejrzliwości. 
Dlatego chcę ci to wyjaśnić – nabrała powietrza do płuc. – Otóż ty nie jesteś córką Cornelii, lecz Amandy, która była jej siostrą bliźniaczką.
– Słucham?! twierdzisz, że moją matką nie była ta, która mnie wychowywała wraz z Kamillą?
– Tak.
– Nie wierzę ci. Ha ha, może jeszcze mi powiesz, że moja siostra jest zupełnie kimś obcym dla mnie?
– I tak i nie. Kamilla jest tak naprawdę twoja przyrodnią siostrą.
– Chyba cię coś trafiło kobieto!!! Nie wierzę w ani jedno twoje słowo!!!
– Maggie uspokój się – wtrącił Arthur. –Nie jesteś sama w tym lokalu, więc uszanuj obecność innych, proszę, i posłuchaj jak to wszystko było.
– Ty o wszystkim wiedziałeś? – skinął nieznacznie głową. – Czemu mi nie powiedziałeś?
– Chciałem żebyś dowiedziała się tego od kogoś z twojej rodziny. Wysłuchaj tego, co do powiedzenia ma ci twoja babcia.
– Dobrze, niech będzie. Wytłumacz mi wszystko, babciu – wycedziła przez zęby. – O ile w ogóle mogę cię tak nazwać.  
–Wszystko zaczęło się dwadzieścia pięć lat temu, kiedy na świecie było więcej... – urwała jakby szukała właściwego słowa. – nadnaturalnych, czyli ludzi o nie przeciętnych zdolnościach. Rzadko się ujawniali i mięli ku temu swoje powody, często spowodowane strachem... W wiekszości przypadków ten wyjątkowy dar był istnym przekleństwem. Niekiedy ludzie targali się na własne życie, bo ich "talent" doprowadził ich do obłędu.
– No dobrze. Ładna bajeczka, ale co z tym wszystkim ma wspólnego Amanda, czy jak ja określiłaś, moja matka?
– Cornelia i Amanda wiedziały o istnieniu nadnaturalnych. Cornelia pogodziła się z tym, że nie odziedziczyła po mnie żadnego takiego talentu, Amanda natomiast miała mi to za złe i coraz bardziej zaczęła zazdrościć nadprzyrodzonym. Sama z resztą chciała być jedną z nich, ale to było niemożliwe. Zazdrość przerodziła się w nienawiść, natomiast to wpędziło ją w obłęd. Początkowo nie wiedziałam, czym zajmuje się moja córka, lecz gdy uświadomiłam sobie, że czyha na życie nadprzyrodzonych, byłam bardzo wzburzona i zaniepokojona. Nie raz próbowałam ją powstrzymać; nie raz nawet zaciągnąć do psychiatry, niestety bezskutecznie. Po zabiciu dziesięciu, czy piętnastu odmieńców, jak ich sama nazywała, na przełomie czterech lat, trochę się uspokoiła, lecz i ten stan trwał niecały rok. Później coś się stało w jej głowie i wmówiła sobie, że jej życiowym zadaniem jest zgładzenie wszystkich "dziwaków"... Jakiś czas potem zaszła w ciążę z Hansem - co początkowo jej nie przeszkadzało w realizowaniu swojego szatańskiego planu. Urodziła cię i jak sama mówiła chcąc nie chcąc musiała się tobą zająć. Kilka miesięcy po porodzie odkryła w tobie niezwykły zalążek przyszłego daru. Wpadła w szał i za wszelką cenę chciała się pozbyć niemowlęcia. Gdyby wtedy nie namierzyła ją policja i jej nie pojmała, teraz byłabyś już na tamtym świecie. Tobą zajęła się Cornelia, a Amanda? No cóż... Trafiła do zakładu psychiatrycznego, gdzie jakiś czas potem popełniła samobójstwo – na twarz kobiety wypłynął cień i wykrzywił go grymas bólu po utraconej córce. – Dwa i pół roku później na świat przyszła Kamilla, a ciebie Maggie, Cornelia uznała za własną córkę. Obie miałyście jednego ojca, ale dwie inne matki.
– Ta historia jest tak niewiarygodna, że aż trudno uwierzyć, że to wszystko prawda. Może coś w tym jest. Nie wiem. Może to ma sens. Muszę to wszystko przemyśleć w samotności, bo nagle okazało się, że nic nie wiem o swoim pochodzeniu i że osiemnaście lat mojego życia to jedno wielkie kłamstwo! A tak przy okazji dziękuje za popsucie mi urodzin, które i tak od kilku lat są beznadziejne! słowa wylewały się z niej niczym rzeka. Miała gdzieś, czy zabrzmiały one ostro, czy obojętnie, chciała po prostu teraz gdzieś uciec. Nie liczyło się gdzie, ważne, żeby jak najdalej stąd. 
Wstała i niemal wybiegła z kawiarnii, o mały włos nie taranując kelnera.
– Maggie! – chciał ruszyć za nią, lecz ręka pani Kathariny zacisnęła się mocno na jego nadgarstku.
– Zostaw. Niech idzie. Teraz potrzebuje jedynie samotności, by wszystko sobie dokładnie przemyśleć. To dla niej bardzo trudne przeżycie. Dopiero, gdy się uspokoi i oswoi z przeszłością wspomnimy jej o RON-ie.
Czemu to pominęłaś?
Nie chciałam jej jeszcze bardziej niepokoić.
– Powinna wiedzieć o organizacji.
– Mam tego świadomość. Sam z resztą widziałeś, że nie chciała mnie słuchać. Przeraziłaby się i znienawidziła mnie, ciebie, Amy oraz Mandy. A do tego chyba nie chcemy doprowadzić? Z resztą przejąłeś od Amy obowiązek chronienia jej. To ty musisz ją naprowadzić na tą informację. 
– Tak wiem o tym – wstał z zamiarem opuszczenia pomieszczenia. –Powiadomię Amy, ty zrób to samo z dwoją siostrą. Przygotuj ją do spotkania i ewentualnego ujawnienia się. Sprowadzeniem Kamilli zajmę się osobiście – kobieta przytaknęła i oboje wyszli z lokalu. 
          Wiedział, gdzie może ją znaleźć. Była to często ławeczka nad Tamizą niedaleko London Eye lub Kwitnący Ogród, do którego ją zabrał, gdy przybyła do stolicy Anglii. Sądził, że będzie chciała zaznać trochę spokoju i wybierze tą pierwszą opcję. Nie pomylił się. 
Początkowo jednak stał w dość sporej odległości od niej i obserwował jak patrzy na wolno płynącą wodę. W końcu postanowił podejść.
– Mogę się przysiąść?
– Skoro musisz – powiedziała smutnym głosem nawet nie podnosząc głowy w jego kierunku. – Wolałaby jednak pobyć sama.
– Rozumiem – usiadł na drugim końcu ławki.
– Wiedziałeś o wszystkim. Czemu mi nie powiedziałeś?
– Wiedziałem większość rzeczy, ale pani Katharina nie powiedziała mi wszystkich szczegółów. 
W odpowiedzi skinęła głową. 
– Słuchaj, chodź już do domu. Robi się późno i zaraz będzie zimno. 
– Idź, nikt cię tu nie zatrzymuje –słowa bolały, ale to nic w porównaniu z tym, co ona teraz czuje, pomyślał, po czym zdjął bluzę i nałożył na ramiona osiemnastolatki.
– Zostanę tu z tobą, dla ciebie – spojrzała na niego, lecz nic nie odpowiedziała. Potem znów zwróciła twarz w ku rzece.
Jakiś czas potem usłyszała znajomy głos, o dziwo nie należący do Arthura. Poznałaś prawdę. Wiem, że to, co się dowiedziałaś bardzo cię dotknęło, ale uwierz tak było lepiej dla ciebie. 
~ Im mniej wiedziałaś zawczasu, tym byłaś bardziej bezpieczniejsza. 
Co masz na myśli? spytała nie przejmując się obecnością długowłosego bruneta. 
~ Obserwowałem ciebie i twoją siostrę od wczesnych lat. Od Cornelii dostałem nakaz chronienia was przed zabójcami. Byłem przyjacielem twojej ciotki i chciałem dla was jak najlepiej, dlatego też się na to zgodziłem. Zarówno wtedy, gdy jeszcze żyłem, jak i po śmierci nie porzuciłem tego obowiązku.  
Kiedy i jak zginąłeś? 
~ Było to dwa lata przed śmiercią Cornrelii, czyli jak miałaś pięć lat.  Obroniłem was dziewczyny przed tymi mordercami i dałem szansę na ucieczkę. A przy okazji nie wiem skąd dowiedzieli się o nowych talentach, mającym niewiele niż kilka lat. Ale nie o tym teraz... Cornelia zdołała zabrać was do Newcastle. A ja, no cóż, zostałem, by walczyć i w wyniku czego zostałem śmiertelnie ranny. Nie pamiętam, czy umarłem od razu, czy jakiś czas później. Już praktycznie nie pamiętam swojego życia. – popatrzył na Arthura. ~ Teraz wiem, że jesteś bezpieczna. Moje zadanie wykonane, więc mogę spokojnie odejść – uśmiechnął się do niej, odwrócił i po prostu zniknął.
– Dziękuję powiedziała patrząc przed siebie.
Czy to był...?
– Przyjaciel mojej... zastępczej matki. Wykonał swoje zadanie, jak to sam określił. Wyjaśnił mi kilka niejasności i odszedł. Chyba odzyskał, hmm... spokój... . Powiedział, że wie, iż przy tobie jestem bezpieczna. 
Arthur nic nie odpowiedział, wstał podał jej dłoń, a gdy brunetka stała już na własnych nogach, przyciągnął ją do siebie i przytulił. 
– Chodźmy już do domu. Cała drżysz objął ją w pasie i razem ruszyli na stacje metra.
Przejechali kilka przecznic i wysiedli na swoim przystanku. 
          Noc i cały następny dzień Maggie spędziła na rozmyślaniu o wydarzeniach minionego wieczoru. Już trochę oswoiła się z myślą, że Amanda, czyli w sumie jej ciotka okazała się być jej matką, a Cornelia ciotką. Nadal nie potrafiła tego w pełni zrozumieć i cały czas przyswajała sobie nowe informacje, jedna z drugą, aż całość w końcu stała się jasna i logiczna. 
          Minął tydziodkąd niebieskooka brunetka pogodziła się ze swoją przeszłością, lecz przez ten czas stała się bardziej cicha i zamyślona. 
– Milczysz – powiedział któregoś dnia. – To do ciebie nie podobne.
– Dziwisz się? – odpowiedziała wtedy, na co on jedynie westchnął. 
Chciała wybaczyć i jemu i wszystkim, którzy zataili prawdę o niej, lecz nie potrafiła tego zrobić w tak krótkim czasie, miała też żal do Amandy, za to co zrobiła, choć to było dawno temu.
– Wybaczysz mi to kiedyś? – spytał tego ranka, gdy piła swoją kawę.
– Kiedyś na pewno – odpowiedziała obojętnym tonem. 
          Kilka dni potem znalazła idealną pracę w cafeterii. Bardzo lubiła zapach kawy, więc i praca sprawiała jej przyjemność. Oczywiście jako nowa pracownica zaczynała od "ścierki",czyli jej głównym zajęciem było dbanie o czystość lokalu, dopiero po okresie próbnym szef dał jej jakieś inne zajęcie. W prawdzie co dzień uczyła się czegoś nowego, ale w żadnym stopniu jej to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. 
Wyprowadziła się od Arthura i zamieszkał, wraz z dziewczyną w jej wieku w niewielkim niewielkim mieszkaniu z dwoma pokojami, łazienką i kuchnią - znajdującym się niedaleko dzielnicy Covent Garden. Zaprzyjaźniła się z rówieśniczką, która jak się potem okazała studiowała, a wieczorami chodziła do pracy w nocnym klubie, gdzie była, cóż... kelnerką. 
          Pewnego dnia do cafeterii przyszedł nie kto inny jak sam Arthur Leone. Maggie zastępowała wtedy Monic przy kasie.
– Witam piękną panią – powiedział do kasjerki, tym samym zwracając uwagę paru klientów.
– Witaj Arthurze – rzekła, lekko się uśmiechając. – Co podać?
– Małą czarną z cukrem, bez mleka. Wiesz, że taką lubię – puścił do niej oko. – Do tego będzie szarlotka z lodami waniliowymi.
– Dobrze, to wszystko? Skinął głową i zwrócił się w stronę najbliższego stolika, ale zaraz odwróciła się jeszcze raz do kasjerki
– A i jeszcze coś – Maggie chwyciła długopis i kartkę, gotowa by spisać dalsze zamówienie. Chciałbym zobaczyć panią dzisiaj u siebie w bieliźnie – szepnął, a powliczki dziewczyny niekontrolowanie przybrały czerwonawy kolor. – A tak na poważnie chcę ci coś powiedzieć, coś czego nie wiesz, a twoja babcia celowo to pominęła – osiemnastolatka natychmiast spoważniała. Chłopak zapłacił, odwrócił się i usiadł na jednym z beżowych foteli. 
– Olivia możesz zastąpić mnie na chwilę przy kasie? – dziewczyna pokręciła głową z dezaprobatą i zajęła miejsce koleżanki z pracy. Brunetka wzięła odebrała gotowe zamówienie i podeszło do stolika przy którym siedział chłopak. Miał teraz krótkie włosy. Ciemna koszula idealnie podkreślała jego wyrzeźbione ciało i pasowała do przetartych jeansów. Wygląda tak seksownie, pomyślała z westchnieniem zanim położyła kawę i ciasto przed nim. Pewnie ma grono wielbicielek, które wzdychają do niego na każdym kroku. Uświadomiła sobie, że jest o niego zazdrosna i że bezczelnie się gapi na jego usta, więc szybko spytała szeptem:
– Co chcesz mi powiedzieć? – przeniosła wzrok na jego oczy, w których niejedna by utonęła.
– O czymś dość istotnym, co powinnaś wiedzieć. O której kończysz?
Za trzy godziny – odpowiedziała zerkając na zegar wiszący na ścianie między dwoma dużymi oknami. 
– Okay. To jesteśmy umówieni – puścił jej oczko i uśmiechnął się szelmowsko
Dziewczyna odwróciła się i wróciła na miejsce swojej pracy. 
          Milczeli przez całą drogę do domu Arthura. Weszli do białego budynku, przekroczyli korytarz i znaleźli się w windzie. Pojechali na ostatnie piętro, a w dziewczynie wezbrały wspomnienia z czasu jak znalazła się po raz pierwszy w Londynie. 
Wysiedli i skierowali się w głąb korytarza, gdzie znajdowała się klatka schodowa prowadząca na ogród na dach, a dalej na sam dach. 
Mężczyzna otworzył jedne drzwi, weszli po schodach i znaleźli się na platformie, gdzie znajdowały się drugie, bardziej masywne drzwi. Pchnął je i tym samym oślepił dziewczynę wciąż ostrym światłem słonecznym. Po przyzwyczajeniu się do słońca, wzrok dziewczyny padł na ludzi stojących w półkolu. Była tam Kamilla, Mandy, czarnowłosa kobieta w masce, przypominająca Amy, babcia Katharina i jakiś mężczyzna, którego widział pierwszy raz na oczy. 
– Co się tu dzieje? – spytała szeptem Arthura.
– Chcemy przekazać Ci ważną informację  – powiedziała kobieta w masce.
– Nie bój się ich – zabrała głos Kamilla. – Oni nas chronią.
– Ty coś wiesz?
– Tak. 
– Od jak dawna?
– Od niedawna. Wyczytałam to w ich umysłach – wskazała na babcie, Mandy i kobietę w masce. 
Widząc zmieszanie dziewczyny, Arthur pośpieszył w wyjaśnieniami.
– Wiesz już o zabójcach nadnaturalnych, o nich samych, ale nie o tym, że wy niezwykli – wskazał dłonią na nią, na Kamillę i Katharinę macie ochronę. W prawdzie Katharina jej już nie potrzebuje, ale wy tak... Jak już dobrze się orientujesz dwadzieścia pięć lat temu zaczęło się mordowanie nieprzeciętnych, wprawdzie oni żyli i ginęli już dużo wcześniej, ale dopiero za czasów twojej matki stworzono jakąś ochronę dla nich. Pani Katharina wraz z siostrą – wskazał na Mandy – założyła pierwszą, stałą organizację ochrony RON. Rozwinięcie tego skrótu to: Ruch Obronny Nadzwyczajnych. Ja, Amy – skinął na dziewczynę z czarnymi włosami, która w tej chwili zdjęła maskę z twarzy.
– jesteśmy w organizacji już dziesięć lat, czyli od czasu jak oboje skończyliśmy szkołę.
– Chcesz powiedzieć, że przez cały czas ona mnie oszukiwała? – wskazała głową dziewczynę.
– Amy, no cóż...
– Sama jej to wyjaśnię. To prawda nie jestem ani w twoim wieku, ani osobą, którą pamiętasz ze szkoły. 
– A nasza przyjaźń też była jednym wielkim kłamstwem?
– Tego nie można nazwać przyjaźnią. Chodziłam do tej szkoły ze względu na ciebie, żeby cię chronić. Było mi lepiej cie obserwować, gdy zyskałam twoją przyjaźń, wiedziałam, że mi zaufasz. Z czasem jednak otrzymałaś moje uznanie i zaczęło mnie z tobą wiązać więcej niż tylko praca. To była i nadal jest jakaś dziwna więź, której nie do końca potrafię stosownie określić. Tym bardziej było mi trudno cię okłamywać, ale mimo to musiałam.
– Czemu w takim razie nic mi nie powiedziałaś?
– Nie mogłam. Minie jeszcze trochę czasu zanim to zrozumiesz – zapatrzyła się w dal, po czym dodała: – Ty i Kamilla jesteście jedyne z około pięćdziesięciu nadprzyrodzonych, których udało nam się ocalić. Pozostali zginęli.
– Czy wy wszyscy, do jasnej cholery, postradaliście zmysły?!
– Nie Maggie, to co usłyszałaś jest prawdą – powiedział mężczyzna, który do tej pory milczał. – I musisz się z tym pogodzić, czy tego chcesz czy nie.
– Myśli pan, że uwierzę w te wszystkie brednie?! A tak ogólnie kim pan jest?
– Jestem Hans Swan. Twój ojciec.
– Co proszę??? – nie kryła zdziwienia i oburzenia. – Jak pan śmie nazywać się moim ojcem, skoro mój tata dawno umarł?!
– Tak wam wmówiliśmy – wtrąciła Mandy. – gdyż nie chcieliśmy, żebyście cierpiały. 
– I myślisz, że to było najlepsze rozwiązanie?! Tak kłamać w żywe oczy?! – spiorunowała ją wzrokiem. – Nie dobrze mi jak was słucham! – wykrzyczała, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.
– Maggie, czekaj – Arthur próbował ją zatrzymać.
– Zostaw – powiedział Hans.
– Nie! – odrzekł i rzucił się biegiem za dziewczyną. 
Spotkał ją przy windzie.
– Maggie...
– Arthur, proszę cię, daj mi spokój. Muszę chyba przyswoić sobie to co właśnie usłyszałam. Jak na razie muszę pobyć sama, więc uszanuj to i nie próbuj się ze mną kontaktow– odwróciła się i weszła do windy, która właśnie podjechała. Żegnaj – powiedziała zanim zamknęły się drzwi.