niedziela, 22 grudnia 2013

~ Rozdział 5 ~

Nie wstawiałam dość długo rozdziału z powodu nadmiaru obowiązków, za co najmocniej przepraszam. Szkoła, próbne egzaminy, lekcje…  za dużo tego.
Jeśli chodzi o rozdział to troszkę dużo wątków.

Mam nadzieję, że wam się spodoba :). 





          Sanitariusze wzięli z rąk Maggie jej siostrę. Położyli na nosze i zanieśli do karetki. Nie wzięli jednak dwóch towarzyszących jej dziewczyn. Spytali tylko, co się stało. Nie potrafiły odpowiedzieć.
Po chwili wsiedli do pojazdu karetki i odjechali na sygnale.
- I co teraz Maggie?
Dziewczyna patrząc w jej oczy odpowiedziała:
- Musimy dostać się jakoś do tutejszego szpitala.
- Ale jak i którędy?
- Nie mam pojęcia. Zapytajmy kogoś o drogę.
          W przeciągu 10 minut nikogo nie zauważyły. Postanowiły iść ulicą wzdłuż lasu. Po niedługim czasie dotarły do śródmieścia. Pierwszą zapytaną osobą był mężczyzna w średnim wieku wychodzący z małego sklepu. Dowiedziały się, że jest tu tylko jeden szpital i że można tam dojechać autobusem lub taksówką. Mężczyzna gdzieś zniknął, jakby rozmył się w powietrzu. Jednoznacznie stwierdziły, że ów człowiek nie był zbyt przyjazny i rozmowny.
          Były skazane na swoją intuicję, która poprowadziła je na najbliższy postój taksówek. Z racji tego, że była późna sobotnia pora, nikogo już nie było, Maggie nagle zauważyła auto skręcające w ich kierunku. Podbiegła do, już zgaszonego samochodu. Z jego wnętrz wysiadła niska, dość pulchna kobieta, o mieszanej karnacji, kończąca ostatni kurs. Mulatka rozpoznała dziewczynę, mimo tego, że widziała ją z dwa razy w życiu. Gdzie? Cóż sama nawet tego nie wiedziała. Po prostu wydawała jej się znajoma. Takie samo odczucie miała siedemnastolatka.
- Witam.- przywitała ją przyjaznym głosem.
- Dobry wieczór.
- Panienka ma jakąś sprawę do mnie?
- Raczej powiedziałabym, że pytanie, niż sprawę.
- A więc słucham.- mówiąc to zamykała swoje służbowe auto, nie odrywając wzroku od nastolatki.
- Ja i koleżanka – wskazała na Laurę i ruchem dłoni zachęciła ją by podeszła bliżej. – chciałybyśmy dostać się do szpitala. Czy mogłaby nam pani pokazać drogę?
- Naturalnie. Musicie iść prosto, później w prawo, następnie na skrzyżowaniu w lewo, prosto i ścieżką w lewo, na wprost do szpitala.
- Dobrze. Dziękujemy. Do widzenia.
- Do widzenia.
Dziewczęta miały już ruszać we wskazanym kierunku, kiedy kobieta, z którą rozmawiała Maggie, zatrzymała je.
- Poczekajcie.- nastolatki odwróciły się do niej.- Jest już dość późno, a do szpitala idzie się ponad pół godziny. A poza tym jest zimno – tu miała rację, bo jak na początek listopada było niewyobrażalnie zimno, temperatura wahała się tu od 0 do 4 stopni Celsjusza – i ciemno. Droga so szpitala nie należy do najbezpieczniejszych, szczególnie dla takich młodych dziewczyn jak wy. Chyba nie chcecie, żeby ktoś was napadł? – przecząco pokręciły głowami. – A więc… posłuchajcie. Mogłabym was podrzucić na miejsce. No chyba, że wolicie marznąc idąc przez te ciemne ulice.
- Dziękujemy, ale wolimy iść pieszo.
- Zastanówcie się.
- Co robimy? – wtrąciła Laura, pytając Maggie.
- Nie wiem. Nie mamy tak dużo pieniędzy na taksówkę.
- Wiem właśnie.
- Dziewczyny. Podrzucę was z własnej, nieprzymuszonej woli. Wiem jak to jest mieć kogoś w szpitalu i nie mogąc się tam dostać. Wsiadajcie. Nie musicie mi płacić.
- Ale… przecież tak nie można! – zaprotestowała Maggie.
- W nagłym wypadku można nagiąć zasady. A to jest właśnie taki przypadek.
          Wsiadły do auta. Po chwili jechały przez ulicę Lancaster w rytmie dawnych rockowych piosenek, zespołu The Beatles. Dziewczyny nawet by nie zauważyły, że dotarły na miejsce, gdyby nie słowa kierującej pojazdem: „To już tutaj”.
          Podziękowały i szybko wbiegły do szpitalnego budynku. Spytały w recepcji o Kamille, podając jej wiek i wygląd. Usłyszały tylko, że przywieźli ją godzinę temu.
- Super. Może nam pani powiedzieć , na jakim oddziale leży?
- Nie.
- No prosimy.
- Jestem objęta tajemnicą lekarską, informacje o pacjentach mogą dostać tylko i wyłącznie członkowie rodziny.
- My jesteśmy jej rodziną.
- Wy?
- Tak. Ja jestem jej siostrę, a ona kuzynką- Maggie była zmuszona do kłamstwa, w innym wypadku recepcjonistka by je nie wpuściła.- Możemy ją zobaczyć?
- Skoro jesteście jej najbliższą rodziną to możecie. Drugie piętro, ostatnia sala po lewej.
- Dziękujemy.
          Ruszyły kamiennymi schodami na górę. Znalazły się na 2 piętrze. Lecz niestety zostały zatrzymane przez wysokiego, trochę masywnego człowieka, jak się domyśliły był to ochroniarz, zaczynający swoją wieczorną zmianę.
- Dokąd się panny wybierają? Czas odwiedzin już się skończył.
- Idziemy do naszej siostry.
- Przykro mi, ale już tam nie wejdziecie. Zapraszam jutro.
- Ale proszę pana- wtrąciła Laura- my musimy zobaczyć ją dzisiaj.
- Niestety nie mogę wam na to pozwolić.
- Ona jest umierając, chciałybyśmy iść do niej, może być to ostatni raz, kiedy widzimy ją żywą. Proszę to zrozumieć. –bardzo zaskoczyła Maggie wypowiedź Laury, ale nie chciała tego ujawniać. Stłumiła to w sobie.
- Wiecie, że nie powinienem was wpuszczać?
- Domyśliłyśmy się.
- Dobra, idźcie. Macie 10 minut.
- Okay, dziękujemy.
          Zawołał dyżurującego lekarza , by zaprowadził nastolatki tam gdzie chcą. Nieszczególnie podobało mu się usługiwanie dwóm, jak to określił, rozwydrzonym dzieciakom. Mimo protestu, z niechęcią zaprowadził dziewczyny na salę, gdzie leżała ranna Kamilla.
- Macie 10 minut.
- Wiemy, ochroniarz nas o tym poinformował.
Wyszedł zostawiając je w pokoju.
          Maggie podeszła do łóżka siostry i złapała ją za chłodną dłoń. Laura tak samo podeszła z tej samej strony, co brunetka. Usiadła na stołku obok. Siedziały w milczeniu, w oczach pojawiły się łzy, które powoli zaczęły spływać po policzkach, spadając na szpitalną pościel. I mimo tego, że w głowie było mnóstwo skłębionych myśli, żadna nie potrafiła wykrztusić ani jednego słowa z gardła. Kamilla, dlaczego właśnie ty?
- Mam nadzieję, że wyjdzie z tego żywa.- Maggie zaczęła myśleć na głos.- Kamilla, czemu to musisz być właśnie ty?
To było bardziej pytanie retoryczne, nieskierowane do nikogo. Dopiero teraz Maggie zauważyła jak ciężko jest ranna jej siostra. Pochyliła głowę.
- Kamilla proszę obudź się.- nieubłagalnie prosiła Laura. Bezskutecznie. Dziewczyna nadal leżała sztywno, bez ruchu, na szpitalnym łóżku.
Szesnastolatka odruchowo sprawdziła tętno przyjaciółki. Było ledwo wyczuwalne.
- Dziewczyny, proszę już wyjść. – powiedział ten sam lekarz, co je tu przyprowadził.
- Doktorze przed chwilą sprawdziłam jej tętno, jest ledwo co wyczuwalne.
- Nie powinnaś była tego robić.
Weszła pielęgniarka i stwierdziła:
- Sprawdzimy to za chwilkę. Proszę opuście już tą salę.
Dziewczyny w pośpiechu wyszły.
- Doktorze, funkcje życiowe zanikają!
- Reanimujemy. Przynieś aparaturę. Podłączymy też kroplówkę jak się nie wybudzi.
Pielęgniarka wyszła, a lekarz zaczął reanimować młodą dziewczynę. Nastolatki przyglądały mu się przez okienko w drewnianych drzwiach.
- Dziewczęta.- usłyszały głos kobiety, która przed chwilą wyszła.- Pomożecie mi?
- Tak.- powiedziały równo. Wniosły kroplówkę i sprzęt na sale. A potem zostały wyproszone. Nie miały zamiaru zostawać tam dłużej.
- Co teraz?- powiedziała Maggie ponurym i smutnym głosem, idąc przez korytarz.
- Nie wiem. Nie możemy zostawić jej tu samej, ani nie możemy też tu zostać.
- Wiem.
          Wyszły z budynku. Stały na zewnątrz z 15 minut, marznąc tym samym. Nastolatki wprawdzie nie były ubrane na taką pogodę, miały cienkie spodnie i bluzy dresowe. Obmyślały teraz co mają zrobić, gdzie iść, gdzie spać.
- Słuchaj!- wykrzyczała Laura do Maggie.- Mój brat tu mieszka. Może pójdziemy do niego?
- Ty masz brata?- spojrzała zdziwiona na pewną siebie blondynkę.
- Tak. Jest 6 lat starszy ode mnie. Nie utrzymuje z rodziną szczególnego kontaktu. Wiem tyle, że mieszka tu gdzieś niedaleko.
- Mogłabyś do niego zadzwonić?
- Tak, zadzwonię. Jestem pewna, że nas przyjmie i nie będziemy mu przeszkadzać.
Wybrała numer. Rozmawiała z nim z 5-10 minut, po czym zwróciła się do Maggie, kończąc rozmowę z bratem:
- Spokojnie, Michael po nas przyjedzie. Będzie za niedługo.
- Ok.
          Stały na dworze jeszcze przez chwilę. Podjechał biały Land Rover. Blondynka pomachała do kierowcy. Podniósł dłoń na przywitania, po czym zachęcił by weszły do auta. Zbliżyły się do pojazdu. Po chwili siedziały już w środku.
- Co wy tu robicie?- odwrócił głowę w stronę pasażerek, jego blond loczki spadły mu na twarz. Wydawał się Maggie dość śmieszny, a zarazem przystojny. Chłopak odwrócił wzrok wpatrując się teraz w drogę przed sobą.
- My…- zaczęła niepewnie i nieśmiało Maggie.
- Jesteśmy tu ze względu na jej siostrę i równocześnie moją przyjaciółkę Kamillę.- dokończyła za Maggie.
- Ona jest w szpitalu?
- Tak.
- I jeszcze jedno: czemu stałyście tam w samych bluzach dresowych? Jest zimno.
- Nie przewidziałyśmy takiej pogody. … A co do Kamilli, to została zaatakowana.
- Zaatakowana?- w jego głosie była nuta zdziwienia i troski.- Przez co lub przez kogo?
- Przez…- Laura zatkała ręką usta Maggie i wyszeptała jej do ucha: „Nie kończ. Niech się nie martwi. Pewnie i tak ma dużo problemów na głowie”. Dziewczyna pokiwała głową, a blondynka oddaliła się od niej, biorąc rękę z jej ust.
- Przez… jakieś ogromne zwierzę.- wytłumaczyła Laura.
- Wyjdzie z tego?
- Tak, raczej tak.
- Raczej?
- To jest nie pewne, ale sądzę, że tak.
          Cała trójka zamilczała. Skręcili jeszcze w prawo i na końcu ulicy stanęli.
- Tu mieszkam.
          Maggie uchwyciła przelotne spojrzenie od chłopaka, skierowane do niej.
Laura chwyciła za klamkę od drzwi, otworzyła je i wysiadły. Chłopak zrobił to samo chwilę po nich. Szedł przed nimi, w stronę domu, nic nie mówiąc, zerkając od czasu do czasu na dziewczyny. Otworzył i przytrzymał kulturalni drzwi, by jego goście mogli wejść do środka. Wszedł za nimi. Drzwi bezgłośnie zamknęły się.
- Naprawo jest salon. Idźcie do niego. Zaraz do was dołączę.
          Przytaknęły i poszły do pokoju. Był przestronny (jak i cały dom), ściany były w kolorze kawy z mlekiem, meble, które stały na końcu pokoju miały jasnoszary odcień, świetnie komponowały się z ciemnymi sofami, fotelami i szklaną ławą pośrodku. Źródłem światła stało się ogromne okno, umieszczone na środkowej części ściany, naprzeciwko wejścia, a oprócz niego był jeszcze szklany żylandor z białymi jarzeniówkami. Całość stwarzała niesamowity, kontrastujący wystrój.
          Dziewczyny stały cięgle w jednym miejscu podziwiając wnętrze pokoju.
- Trzymajcie. – podał im dwa panujące kubki. – Nie wiem, czy lubicie gorącą czekoladę. Zakładam, że tak. Pomyślałem, że chociaż tyle dla was zrobię. I w pewnym stopniu rozgrzejecie się.
- Dziękujemy.- powiedziały biorąc kubki w dłonie.
- Laura. Pytałaś mnie przez telefon, czy mogę was przenocować. A więc tak, możecie spać albo tu albo w pokoiku na górze, ewentualnie w mojej sypialni, a ja wtedy tutaj.
- Może na górze będzie dobrze. – odpowiadając Laura uśmiechnęła się do brata.
- Ostrzegam tylko, że ten pokój nie był odwiedzany od 10 lat.
- Jak to?- zapytała zaciekawiona Maggie.
- Jest zamknięty na klucz. Ten dom kupiłem od córki zmarłego właściciela. Ten mężczyzna umarł prawdopodobnie w tym pokoju, od tamtej pory ponoć dzieją się tam różne rzeczy. Byłem tam tylko 3 razy w przeciągu 2 lat, czyli jak kupiłem dom. Jak macie odwagę tam spać to was tam zaprowadzę.
- Czemu miałybyśmy się bać?
- Dzieją się tam różne, niewyjaśnione rzeczy.
          Byli już w połowie drewnianych, skrzypiących schodów, gdy nagle Maggie zatrzymała się, a Laura zaraz za nią. Chłopak widząc zachowanie swoich gości zapytał, czy wszystko w porządku. Maggie pokiwała głową, po czym ruszyli dalej w górę.
- Mówisz, że dzieją się tam różne, dziwne rzeczy?
- Tak, właśnie tak.
- Masz na myśli duchy?- Maggie patrzyła na blond loczki chłopaka.
- Nie wiem, czy jest to spowodowane duchami, czy nieziemskimi, nadprzyrodzonymi mocami, na które po prostu nie znajduję wyjaśnienia.- ani razu na nią nie spojrzał kiedy mówił, szedł przed siebie.
- Rozumiem.
          Znaleźli się przed ciemnymi, starymi drzwiami w niedużym korytarzyku, oświetlonym jedynie przez dwie żarówki; jedna znajdowała się nad ich głowami, druga, słabiej świecąca na końcu korytarza, oświetlała ona ledwo widoczne kontury innych drzwi.
Michael włożył klucz do dziurki i przekręcił, otwierając tym samy drzwi. Zawiasy zaskrzypiały, jednocześnie poczuli niezbyt przyjemny zapach staroci. Oświecił światło.
- Wejdźcie do środka.
          Dziewczyny bez zawahania szły w stronę środka pokoju. Pomieszczenie  nie było duże. Ciemnogranatowe ściany ozdabiały stare, podniszczone fotografie poprzedniej rodziny, z których nie dało się już odczytać większości twarzy. Starte meble, stare łóżko i dywan na drewnianej podłodze pokrywał kurz. Tak jak te rzeczy, tak i książki stojące na regałach w meblościance obrastały grube warstwy kurzu. Światło z żarówki nagle zgasło. Cała trója usłyszała trzask tłuczonego szkła, a Maggie poczuła lekkie trącenie w prawy bark. Nie wiedziała, co to było.
- No świetnie!
- Chcecie ,to tu czekajcie, ja idę po nowa żarówkę.
          Nic nie odpowiedziały. Postanowiły wyjść. Czekały chwilę na Michaela, który zamiast z jarzeniówką zjawił się z trzema świecami w reku i z zapałkami.
- Niestety nie mam już dobrych żarówek. Są jedynie te czerwone świece, które w schowku znalazłem na dole.
Dziewczęta wzięły po jednej. Odpaliły je. Laura otworzyła skrzypiące drzwi i weszła do środka, a  za nią reszta. Gdy już wszyscy weszli do pokoju, drzwi zatrzasnęły się, a parę grubych książek  z hukiem spadło na ziemię.
- Co to?
- Spokojnie dziewczyny. To tylko książki. Pewnie nie były dobrze ułożone i dlatego spadły.
Mówiąc dwa ostatnie słowa, wszyscy poczuli zimny powiew wiatru. Maggie odruchowo spojrzała w stronę okna, które znajdowało się naprzeciwko drzwi. Było otwarte.
- Otworzył ktoś teraz okno?- odwróciła się w miejsce, w którym widziała rodzeństwo Smith’ów. Stali tam gdzie poprzednio. Spojrzeli po sobie i zgodnie powiedzieli:
- Nie. Cały czas byliśmy za tobą.- zerknęli na okno. Naprawdę było otwarte.
          Powiew wiatru  zdmuchnął ogień z świec. Maggie szła przez pokuj, by zamknąć okno. Nie przeszkadzało jej to, że idzie po potłuczonym szkle z rozbitej żarówki, gdyż zapomniała ściągnąć glanów. Zamknęła okno, a w tym samym momencie Michael ponownie odpalił świecę.
          Laura podeszła do regału, podniosła pierwszą, gruba księgę z ziemi. Nie mogła odczytać żadnego zdania. Księga była dość stara i napisana starą angielszczyzną. Nie znała dobrze dawnego języka, więc i tak by nic z niej nie przeczytała. Odłożyła książką na regał, po czym cofnęła się. Spojrzała w stronę okna. Nawet nie zauważyła, kiedy jej brat przysunął się trochę bliżej Maggie. Laura odchrząknęła. Blondyn gwałtownie odwrócił się spoglądając na siostrę. Odłożył świecę do świecznika na półce.
- Zaraz przyniosę wam kołdrę i poduszkę.- wyszedł z pokoju. Przyniósł pościel. Zszedł na dół i już nie wracał do nich.
          Usiadły na łóżku, nic nie mówiąc, patrzyły wprost przed siebie. Dość długo były w tej pozycji i przez cały czas milczały. Ogień ze świecy dawno zgasł. Mimo ciemności siedziały w bezruchu.
Maggie ściągnęła tylko glany i bluzę poplamioną krwią siostry. Laura zdjęła trampki. Obydwie położyły się koło siebie. Trzęsły się z zimna, trochę mniej niż jak były na dworze, no ale jednak. Mimo tego, jakimś cudem zdołały usnąć.
          Maggie obudziła się przed 5 rano. Zauważyła otwarte okno na rozcież, tak jak wczoraj późnym wieczorem. Miała strasznie zmarznięte ciało.
          Widząc śpiącą jeszcze Laurę, postanowiła zejść na dół i tam poczekać na przyjaciółkę siostry.
          Zeszła po schodach, była teraz na dolnym holu. Słyszała kroki w pomieszczeniu niedaleko niej. Podeszła bliżej.
          Michael był w kuchni. Zaskoczył go widok brunetki. Uśmiechnął się do niej.
- Witaj. Co tak wcześnie wstałaś?
- Cześć.- uśmiechnęła się - Po prostu obudziłam się i już nie potrafiłam usnąć.
- Aaa. Czasami tez tak mam.
Jego uśmiech nabrał tajemniczości.
Maggie weszła do kuchni. Stanęła obok stołu, patrząc się na twarz chłopaka.
- Chcesz się napić czegoś ciepłego?
- Z chęcią.
- Kawa, herbata, cappuccino, gorąca czekolada, kakao?
- Trudny wybór. Hmmm… poproszę herbatę.
- Ok.
Wstawił wodę.
Po paru minutach zaparzył herbatę dla dziewczyny, a sobie kawę.
- Proszę.
- Dziękuje.
- Laura śpi?
- Tak.
Pili wolno gorące napoje.
- Zdarzyło się dzisiaj w nocy coś dziwnego w tym pokoju?
- Poza tym, że było znów otwarte okno, to nic.
- Nie zimno ci w samym podkoszulku?
- Trochę. Bardziej było mi zimno w pokoju. Teraz jest trochę lepiej.
- Zachorujesz.
- Trudno.
          Chłopakowi spadła dłoń ze stołu wprost na kolano siedemnastolatki. Dziewczyna poczuła się nieswojo. Była zmieszana. 22-latek widząc to szybko podniósł rękę, spuścił wzrok, po czym przeprosił ją z to i wstał od stołu. Poczuł się niezręcznie i ze spuszczoną głową podszedł do okna.
17-latka nie wiedziała zbytnio, co ma teraz robić.
          Niepewnie podeszła do zmartwionego chłopaka, położyła rękę na jego lewym ramieniu. Spojrzał na nią przelotnie. Milczeli. Patrzyli na widok za oknem. Drzewa przed domem, inne budynki mieszkalne, a dalej na niewysokie góry w Lancaster. Wszystko to pokrywała nieduża warstwa puszystego śniegu.
          Chłopak objął rękę łopatki dziewczyny, kładąc dłoń na jej lewym ramieniu. Popatrzyła na niego, a on na nią.
- Jesteś cała zmarznięta.
          Przymrużyła oczy i przytrzymała je zamknięte przez chwilę, co miało oznaczać, że wie o tym, przecież wyszła w podkoszulku z wymrożonego pomieszczenia, jakim jest pokój na górze.
          Chłopak odwrócił się do brunetki przodem. Popatrzył w jej oczy. Podobał mu się ten przenikliwo- tajemniczy morski kolor tęczówek dziewczyny. Uśmiechnął się do niej, odwzajemniła ten gest. Michael sam nie wiedział, czemu ciągnęło go do niedawno poznanej młodej kobiety. Tak bardzo chciałbym cię przytulić. Być przy tobie. Pomyślał. Nie myśl tak, masz przecież kochającą narzeczoną. Nie możesz oglądać się z a inną. Młodszą. Może jest piękna, pociągająca i tajemnicza, ale w końcu nic o niej nie wiesz. Michael ty głupcze. Skarcił się w myślach. Nadal patrzyli się w swoje oczy. Chłopak nie wytrzymał, puściły mu emocje. Stracił panowanie nad swoim umysłem i ciałem. Po chwili dziewczyna znalazła się w czułym objęciu przystojnego blondyna. Była lekko zaskoczona, oczywiście pozytywnie zachowaniem chłopaka. Zamknęła oczy. Uśmiechnęła się sama do siebie. Odwzajemniła przyjemne objęcie, tym samym wtulając się w jego ramiona. Czuła się bezpiecznie, mimo tego, że go nie znała. Praktycznie nikt nigdy nie sprawił, że czuła ciepło, uczucie odprężenia, szczególnie z rąk drugiego człowieka i to w dodatku od chłopaka. Czuła się nieco dziwnie, ale wyjątkowo.
          Nie chciała by ten moment przeminął, lecz właśnie teraz obydwoje usłyszeli krzyk laury, dobiegający z pokoiku na górze. Momentalnie oddalili się od siebie. Zaczęli biec w stroną głosu dziewczyny.
- Laura!- krzyczała Maggie. Znaleźli się w mgnieniu oka na górze. Brunetka spojrzała na chłopaka. W jego oczach malowała się troska , a jednocześnie strach.
           Dziewczyna popchnęła klamkę. Drzwi były zamknięte.
- Zamykałaś?
- Nie. Klucz jest w środku.
- Laura! Laura otwórz drzwi! Słyszysz?! Otwórz je! Proszę.
          Nie słyszeli nic prócz krzyku, który przerodził się teraz w wystraszony, proszący głos. Powtarzała w kółko, żeby ją stamtąd wypuścić, jak najszybciej ją zabrać z tego „ przeklętego” miejsca.