poniedziałek, 7 kwietnia 2014

~ Rozdział 10 ~



Witam i zarazem żegnam.
Tak więc mamy rozdział dziesiąty. Jest on trochę dłuższy niż planowała, mianowicie posiada aż dwanaście stron. Mam nadzieję, że będzie on wam jakoś objaśniał parę niewiadomych.
Smutno mi z tego powodu, że zawieszam bloga, no ale cóż poradzić … . Jestem do tego zmuszona. Muszę mieć czas na naukę i ogólnie szkołę. Pora się wziąć w garść. 
Mam nadzieję, że egzaminy pójdą po mojej myśli i osiągnę jakiś dobry rezultat w związku tym.
W każdym bądź razie nie liczcie na to by jakikolwiek rozdział pojawił się jeszcze w tym miesiącu.
Bloog będzie zawieszony na pewien czas, czyli mniej więcej gdzieś tak do połowy maja, ale dokładnego terminu nie podaję, bo nie jestem jego stuprocentowo pewna. Oczywiście posty nie będą dodawane, ale pisania nie porzucę, co to, to nie. 
Mam nadzieję, że zrozumiecie i mi wybaczycie.
Pozdrawiam,
Darkangel





_______________________________________

       W nocy słyszały grę na fortepianie, jakieś dźwięki przypominające śmiech i płacz dziecka. Ten cykl powtarzał się monotonnie co parę minut, aż w końcu po dwóch godzinach całkowicie ustał.
Podświadomość Maggie podpowiedziała jej, że te odgłosy należą do ducha zmarłej dziewczynki, która miała czelność ukazać się jej na strychu.
Mimo, że widziała jej śmierć jakby przez oczy tamtej lalki, próbowała zachować spokój, lecz bezskutecznie. Żywiła ogólną niechęć do dzieci, lecz mimo to współczuła dziewczynce przedwczesnej śmierci. Przypominając sobie sytuację, którą widziała za pośrednictwem kukiełki, ponownie odczuła smutek i żal.
            Próbowały zasnąć i nie przejmować się słyszanymi wcześniej głosami, lecz nie potrafiły. Przepełniał ich strach i obawa.
            Usłyszały mocne kopnięcie w metalowe drzwiczki, znajdujące się w sąsiednim pokoju.
Zamarły.
Głosy ucichły.
Maggie niepewnie spojrzała w stronę drzwi. Były uchylone, a mimo to nie zdziwiła się ani trochę.
- Pssst – wyszeptała najciszej jak umiała i z obawą zwróciła lekko głowę w stronę leżącej obok Laury. – Nie krzycz, ani nie ruszaj się – z ledwością dostrzegła zmieszaną minę szesnastolatki. – Ktoś jest za drzwiami. Wiem, że na nas patrzy.
Blondynka w momencie zesztywniała ze strachu.
- Czym, kim to jest? – powiedziała drżącym i tak cichym głosem, by tylko Maggie, znajdująca się niecałe parę centymetrów od niej, mogła ją usłyszeć.
- Ciii. Nie pora na wyjaśnienia. – odpowiedziała pośpiesznym szeptem.
Drzwi otworzyły się szerzej. Dopiero teraz Laura dostrzegła jakąś postać stojącą na progu pokoju, w końcu zrozumiała o co chodziło dziewczynie.
Do pomieszczenia, w którym się znajdowały, weszła powolnym, spokojnym krokiem przygarbiona kobieca postać odziana bielą i szarością.
Dziewczyny lekko drgnęły i zamarły w bezruchu.
            Laura zamknęła drżące powieki. Starała się nie trząść, niestety bez większego skutku.
            Postać przystanęła pośrodku pokoju, spojrzała się w stronę okna, które momentalnie się otworzyło.
Powoli odwróciła głowę ku czarnowłosej dziewczynie, a ona zwróciła wzrok w stronę małego stolika po prawej od łóżka. Kątem oka ujrzała zbliżającą się, w jej stronę, postać.
Ku własnemu zdumieniu, nie drżała, nie odczuwała najmniejszego strachu przed tą powiewną postacią, zastanawiała się co kobieta ma w zamiarach.
Zjawa znajdowała się z w połowie pryczy, gdy Maggie odczuła, mrożący krew w żyłach wzrok, spoczywający aktualnie na jej żebrach. Czuła jak żołądek nieszczęśnie się zaciska, a serce mimowolnie przyśpieszyło. Mimo tego zachowywała pozorny spokój i trzeźwość umysłu.
Kobieta pochyliła się nad dziewczyną, a jej dotychczasowe siwo-niebieskie włosy spuszczone luzem na plecy i lekko falujące pod wpływem wiatru, opadały swobodnie na żebra siedemnastolatki.
Postać przejechała delikatnie wierzchnią stroną kościstej dłoni po lewym policzku dziewczyny, pozostawiając na nim lodowaty ślad.
Po chwili znów poczuła jej dotyk na swojej skórze, tym razem wzdłuż prawej ręki leżącej przylegle do ciała. Zatrzymała się na nadgarstku brunetki. Delikatnie go ujęła i pociągnęła do góry, a jej plecy lekko wyprostowały się.
Chwyciła palce dziewczyny drugą ręką, nadal trzymając nadgarstek, brutalnie je prostując, na wskutek czego chrząstki strzeliły.
Na środku dłoni położyła jakieś rzeczy i momentalnie zagięła palce dziewczyny. Brunetka niepewnie zwróciła wzrok w stronę uniesionej ręki.
Zjawa jakby nie wiedziała co ma robić, ponieważ natychmiast wypuściła z żelaznego uścisku nadgarstek, pozwalając ręce szybko opaść na swoje miejsce, a sama postać cofnęła się na kraniec łóżka, mimowolnie garbiąc się. Dziewczyna wahając się zwróciła wzrok na koniec pryczy, zatrzymując go na połowie ud postaci. Niepewnie powędrowała tęczówkami w górę, zastopowała na bladych ramionach kobiety. Zastanawiała się, czy powinna zwrócić wzrok na jej twarz. Była ciekawa, chciała sprawdzić jak wygląda. Naprawdę chcesz to wiedzieć? Zarzuciła podświadomość. Szczerze to nie. Odpowiedziała w myślach. Mimo woli zamknęła powieki, żeby potem znów je otworzyć, przełamać się i spojrzeć w twarz zjawy.
Mimowolnie drgnęła. Kobieta wyglądała na mniej więcej trzydzieści, czterdzieści lat. Miała zapadnięte policzki, z zwisającą skórą, kości policzkowe były wyraziste, aż za bardzo wyraziste, oczy podkrążone i pociemniałe. Przeraził ją fakt, że w oczodołach znajdowały się białe gałki oczne, z ciemnymi plamami, z zarysami bladoniebieskich tęczówek. Spojrzała w górę na odsłoniętą ze skóry skroń i czoło, na które spadły niesforne kosmyki niebieskich włosów.
Przyjrzała się dokładniej jej całej twarzy. Dopiero teraz zauważyła lekko osuniętą szczękę, z znaczącymi brakami skory. Od prawej kości policzkowej i do połowy żuchwy, skóra była obwisła, do tego stopnia, że można było zobaczyć białe kości czaszki.
            Mimo woli odczuła odrazę. Zamknęła powieki, a po ich uniesieniu jej wzrok oparł się o całą posturę kobiecej postaci. Jej ciało wyglądało jakby rozmywało się w powietrzu, a jednocześnie pozostawało nietknięte, w jednym miejscu.
Zjawa, tak jakby odczuła wzrok pełen ciekawości, odrazy, a zarazem strachu, na swoim ciele.
Spojrzała na twarz dziewczyny, a ta momentalnie odczuła chłód. Maggie podniosła tęczówki z powrotem na jej oszpeconą twarz i dostrzegła na niej cień uśmiechy, który natychmiastowo zniknął.
Zgarbiona postać powrotnie podeszła do łóżka siedemnastolatki, ujęła jej dłoń, tą w której leżały przedmioty i powoli zgięła palce w ten sposób, aby rzeczy były zaciśnięte w ręce, równocześnie by ich nie zgnieść. Wypuściła jej dłoń.
Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem skierowała się do wyjścia. Przy drzwiach zatrzymała się i spojrzała na wiszącą na ścianie fotografię rodzinną.
            Nastolatki popatrzyły po sobie nawzajem. Leżały sztywno i nie odważyły się nawet wypowiedzieć żadnego słowa, ani tym bardziej podejść do okna by je zamknąć.
Maggie ponownie spojrzała na Laurę, a następnie na okno. Z pozycji leżącej mogła dostrzec jedynie grafitowe niebo i wierzchołki nagich, lekko ośnieżonych drzew.
Do wschodu słońca pozostały około dwie godziny, może nawet mniej … . Dziewczyny nie wykorzystały tego czasu na spanie.
Maggie bezczynnie wpatrywała się w już zmieniające barwy niebo, natomiast Laura błądziła wzrokiem po suficie i po pokoju.
Nastał poranek. Rozległo się pukanie do drzwi, a dziewczyny praktycznie znieruchomiały. Drzwi otworzyły się, z przeszywającym zgrzytem zawiasów, a ich oczom ukazał się wysoki, szczupły blondyn.
Maggie dość cierpko i beznamiętnie uśmiechnęła się do niego.
Dwudziestodwuletek spojrzał na nie ze zdziwienie. Jego tęczówki wydawały się teraz ciemniejsze niż normalnie.
Próbował się uśmiechnąć praktycznie, do sparaliżowanych dziewczyn, lecz na przekór mu to nie wychodziło.
Trudno było dostrzec cokolwiek z jego twarzy, widać potrafi bardzo dobrze ukrywać uczucia. Mimo tej obojętności, Maggie dostrzegła ledwo widoczny smutek. Posłała mu pytające spojrzenie, które perfidnie zignorował.
- Zrobiłem śniadanie. Przyjdźcie za chwilę na dół. – rzekł sucho i bez uczuciowo.
Kiwnęły głowami, a mężczyzna zniknął za starymi drzwiami.
Maggie nie zwracając uwagi na obecność Laury, odsunęła kołdrę, wstała i podeszła do okna. Po jego zamknięciu, zaczęła nakładać na nogi czarne rurki, w których przybyła do Lancaster. Kiedy to zrobiła założyła glany, niedawno zakupioną czarną koszulkę i zarzuciła na ramiona ciemnogranatowy sweterek.
            Laura podniosła leniwie ciało. Przebrała się i podeszła do Maggie. Popatrzyła lekko w górę, by jej oczy spotkały się z tęczówkami brunetki.
- Rozumiesz coś z tego? – spytała pokazując jednocześnie na jej zaciśniętą dłoń.
Dziewczyna wyprostowała palce, tym samym ukazując trzymane przedmioty. Były to: drewniany, przypominający celtycki krzyż amulet, zawieszony na grubym rzemyku i kawałek jakiegoś szarego sznura.
- Nie. Nic kompletnie – odpowiedziała patrząc na blondynkę.
- Kim, czym ona była? – w jej oczach malował się strach, który przeplatał się z ciekawością.
Maggie przymknęła powieki, wzięła głęboki oddech i odpowiedziała:
- Jakby ci to powiedzieć? – chwila zastanowienia. – Zdaje mi się, że był to duch kobiety, która niegdyś tu mieszkała.
Laura aż odskoczyła do tyłu na słowa brunetki i lekko drgnęła.
- Skąd, skąd to wiesz?
W odpowiedzi, Maggie przewróciła oczami.
- Odpowiedz.
Brunetka westchnęła i spojrzała jej w oczy.
- Pewnie mi nie uwierzysz i będziesz mnie uważać za wariatkę, jak większość społeczeństwa, no ale co mi tam … .
- Spróbuję uwierzyć, ale na pewno nie będę cię uważać za wariatkę – przerwała jej Laura.
-  Jeszcze przed tym chciałabym wiedzieć, czy wierzysz w duchy i zjawiska nadprzyrodzone?
- Nie zbyt. Chodź przyznam, że po tym co dzisiaj w nocy widziałam jestem w stanie uwierzyć.
- A więc dobrze – powiedziała jakby z lekką ulgą. – Od pewnego czasu, a konkretniej od tej jesieni przytrafiają mi się niezwykłe i niewytłumaczalne rzeczy.
Laura słuchała słów Maggie, nic nie rozumiejąc. Nie chciał przerywać, toteż była najciszej jak mogła. Zastanawiała się nad sensem wypowiedzianych przez brunetkę słów, a nie mogąc dojść do żadnego wniosku, spytała:
- Co to znaczy? Jakie niezwykłe rzeczy? Zdaję mi się, że wszystko da się wytłumaczyć.
- Może i masz rację. Już ci mówię. Chodzi mi o takie zjawiska, z którymi na co dzień się nie widujemy – przerwała i czekała na jakąkolwiek reakcję od słuchaczki, a nie otrzymawszy jej, kontynuowała. – Jak zdążyłaś zauważyć jestem inna niż wszyscy „normalni” ludzie. Odstaję od społeczeństwa, które i tak już uważa mnie za dziwaka. Pomyśl sobie, jakby zareagowali jeszcze na wiadomość, że widzę duchy i potrafię z nimi rozmawiać? – Laurze znacząco powiększyły się oczy, a szczęka opadła w dół. – Prawdopodobnie zareagowali by tak jak ty teraz.
- Na, naprawdę? – wyjąkała blondynka, nadal pozostając w osłupieniu.
- Tak – zamknęła oczy wypowiadając tak krótkie, ale objaśniające słowo.
- Czy… wiedziałaś o tym wcześniej?
- Nie. Sama dowiedziałam się o tej zdolności dość niedawno. Przeraża mnie to i próbuję się do tego przyzwyczaić, ale jak można przyzwyczaić się do czegoś czego się nie rozumie? Nie potrafię tego rozgryźć. To dla mnie za dużo.
- Co masz na myśli?
- Tak jak już wspomniałam nie mam łatwego życia w społeczeństwie, nie potrafiłaby przyjąć większego ciosu od losu, gdyby jeszcze mnie unikali i naśmiewali się za moją nową zdolność.
- Sądzę, że nie przyjęliby tego przyjaźnie i byliby wrogo nastawienie wobec ciebie.
- Dobrze, że to rozumiesz. Stąd moja prośba, byś nikomu o tym nie mówiła. Nawet Kamilli.
- No dobrze. Kamilla nie wie?
- Nie. Jesteś pierwsza, która o tym wie.
- No dobra, nikomu nie powiem.
Przez twarz Maggie przemknął cień uśmiechu.
            Ruszyły w kierunku drzwi.
Wyszły z pokoju.
Po chwili znajdowały się już na dole w kuchni. W pomieszczeniu roznosił się słodki zapach świeżo zrobionych naleśników, syropu klonowego oraz zaparzonej kawy i herbaty.
Michael odwrócił się do dziewczyn przodem kończąc ostatnią partię naleśników. Przez parę sekund na jego twarzy zagościł uśmiech, lecz potem przybrał obojętną minę.
- Usiądźcie – wskazał dwa białe krzesła naprzeciw niego. A sam zajął miejsce po drugiej stronie stołu.
Nastolatki posłusznie siadły na wskazanych miejscach.
Jedli w milczeniu, a gdy skończyli Michael posłał im cierpki i lekko wymuszony uśmiech, ale jego oczy wyrażały smutek.
            Dochodziła godzina dziewiąta.
Maggie przypomniała sobie o spotkaniu z Alissą. Wyciągnęła karteczkę z jej numerem z kieszonki swetra.
Wstała od stołu, wyszła na korytarz i zadzwoniła. Po długim sygnale oczekiwania usłyszała kobiecy głos w słuchawce.
- Alissa Mirrow, słucham.
- Dzień dobry pani Alisso. Tu Maggie.
- Witaj Maggie – jej głos był łagodny i przyjacielski.
- Chciałam zapytać, czy spotkanie jest nadal aktualne?
- Tak, jak najbardziej. Będę na was czekać w Green Housie.
- Dobrze. Pojawimy się niedługo.
- Za pół godziny pod domem Michaela pojawi się Thomas – mój kuzyn. Zabierze was na miejsce.
- Nie potrzebnie robi panie sobie problem.
- To nie jest problem, a wręcz przeciwnie – mówiła lekko rozbawionym głosem. – Nie musicie mi dziękować, to drobiazg.
Maggie westchnęła.
- Skoro tak to pani odbiera, to okay.
- Proszę mów mi po imieniu.
- Dobrze. Do zobaczenia Alisso.
- Do zobaczenia, Maggie.
Skończyła rozmowę.
Dostrzegła Laurę stojącą na progu kuchni. Michael stał za nią. Opierał rękę na ramieniu siostry.
Obydwoje wpatrywali się w siedemnastolatkę.
            Maggie spojrzała na zegarek. Nie przejmując się obecnością dwudziestodwulatka, zwróciła się do Laury.
- Musimy zaraz jechać.
- Jechać? – wtrącił Michael.
- Tak.
Chłopak posłał jej pytające spojrzenie, które dziewczyna perfidnie zignorowała.
Laura wyglądała na niewzruszoną. Na chwilkę pojawił się na jej twarzy lekki uśmiech.
- Chodź – powiedział podchodząc do Maggie i lekko pociągając w stronę schodów.
            Weszły do pokoju, zarzuciły na ramiona bluzy dresowe od Michaela i zeszły z powrotem na dół.
Michael stał w tym samym miejscu, co parę minut temu. Był oparty o półkolistą framugę prowadzącą do kuchni. Nadal miał smutne i nic nierozumiejące oczy.
Laura podeszła do niego, zarzuciła ręce na jego szyi, wyszeptała mu coś do ucha i ucałowała w policzek.
Maggie poczuła jak jej brzuch się zaciska. Zazdrościła Laurze tak dobrych relacji z bratem. Od śmierci matki nie potrafiła znaleźć wspólnego języka z siostrą. Przez te dziesięć lat bardzo się od siebie oddaliły.
Spuściła wzrok na drewnianą podłogę. Po chwili do jej oczu zaczęły nabierać nieproszone łzy.
Smithowie podeszli do niej. Od razu poczuła jak ich ręce ją oplatają.
Było to dla niej niezwykłe, zaskakujące i nowe doświadczenie. Praktycznie nikt, nigdy nie okazał jej takiego uczucia, ani żadnego miłego gestu, jakie otrzymała w tym domu.
- Co się stało? – spytał troskliwym i ciepłym szeptem, zagłębiając nos w jej włosach.
Nic nie odpowiedziała. Michael przyciągnął ją bliżej siebie i mocno przytulił, tym samym odsuwając Laurę lekko na bok.
- Maggie musimy iść.
Dziewczyna odsunęła się od chłopaka i ruszyła w stronę wyjścia.
                            *pół godziny później, Green House*
            Alissa piła kawę, podczas gdy dziewczyny weszły do kawiarenki. Na ich widok podniosła się z kanapy i zbliżyła się do nich.
Po przywitaniu się i zającu wolnych miejsc pośrodku lokalu, zamówiły sok pomarańczowy i kawałek ciasta z cytrynowym nadzieniem.
Początkowo rozmowy w ogóle się nie kleiły, ale po niedługim czasie żwawo wymieniały swoje poglądy. Rozmawiały na różne tematy, związane z życiem, zainteresowaniami i na wiele innych.
            Usłyszały dźwięk dzwonka. Maggie doskonale go znała, to był jej BlackBerry. Wyciągnęła go z kieszeni spodni, wstała, oddaliła się od stolika i odebrała.
- Słucham.
- Dzień dobry panno Maggie.
- Ach, dzień dobry Mandy. Już wróciłaś?
- Tak.
- Kiedy?
- Wczoraj wieczorem.
- To świetnie.
- Panienko Maggie, nie wie pani gdzie znajduje się panienka Kamilla?
- Spokojnie, jest ze mną.
- Ach, okay. Czy panienki zjawią się na kolacji w domu?
- Tak Mandy. W każdym bądź razie ja będę, Kamilla nie da rady.
- Och, coś się stało?- w dotąd pogodnym głosie panie Mandy, Maggie wyczuła troskę i zmartwienie.
- Proszę się nie martwić. Praktycznie nic się nie stało. Powiem, co się dzieje, gdy wrócę do domu.
- Dobrze, niech będzie. Do widzenia panno Maggie.
- Dziękuje za telefon. Do zobaczenia Mandy.
            Wróciła do stolika. Widząc zdziwione i pytające miny towarzyszek wyjaśniła:
- Pani Mandy – gosposia, wróciła z urlopu.
Na ich twarzach pojawił się uśmiech i ulga.
- Długo jesteście w Lancaster? – spytała Alissa nieoczekiwanie.
- Nie. Zaledwie kilka dni – odpowiedziała Laura.
Alissa skinęła głową na znak, że rozumie, lecz nic nie mówiła. Nagle zwróciła się do Maggie:
- Posłuchaj, trochę mi głupio to pytać, ale muszę wiedzieć – przełknęła ślinę, wyglądała jakby nie wiedziała jak ma to powiedzieć. Spuściła wzrok. Maggie złapała ją za dłoń i lekko ścisnęła, zwracając tym samym uwagę kobiety.
- Spokojnie. Powiedz, to tak jak to czujesz.
- Yyyym, no, chciałabym wiedzieć, czy Michael nic ci nie zrobił, w tym czasie jak u niego mieszkałyście.
Laura prawie się zakrztusiła sokiem, gdy usłyszała słowa Alissy. Spojrzała zdziwiona na nią, tak samo jak Maggie.
- O co ci konkretnie chodzi?
- No wiesz. Chodzi mi o to, czy usiłował cię do czegoś zmusić wbrew twojej woli? Czy chciał cię dotknąć, pocałować?
Maggie lekko zarumieniła się i spuściła głowę.
Alissa westchnęła.
- Czyli tak – podsumowała.
Maggie kiwnęła głową.
- A czy mogłabyś mi powiedzieć dokładnie jak to było?
Maggie westchnęła i powiedziała rudowłosej dziewczynie co zaszło między nią, a Michaelem w jego sypialni.
Alissa ułożyła głowę na łokciach opartych na blacie stolika. Westchnęła i zwróciła się ponownie do brunetki:
- Nie jesteś pierwsza, którą tak potraktował – jej oczy były nieobecne i smutne.
- Czemu z nim jesteś?
- Pokochałam go –posmutniała jeszcze bardziej.
- On nie zasługuje na twoją miłość – złapała nadgarstek Alissy i położyła go na stole. Przejechała palcami po jej dłoni i lekko ją ucisnęła. – Jesteś dla niego za dobra, a on to wykorzystuje – tęczówki rudowłosej zatopiły się w niebieskich oczach Maggie, która patrzyła na nią z troską i współczuciem.
- Ja ... – zaczęła, ale nie potrafiła dalej mówić przez napierające do jej oczu łzy.
Maggie wstała, podeszła na druga stronę stolika i usiadła obok Alissy. Objęła ją czule ramieniem.
- Nie płacz. Nie watro ronić łez na tego człowieka – wciągnęła głośno powietrze. – Przepraszam, że to powiem, ale jedynym sensownym wyjściem z tej sytuacji, jest odejście od niego.
- Odejść? – powtórzyła bez namysłu. W jej głowie zagościł strach i lekkie poczucie ulgi.
- Tak.
- W sumie i może masz rację. Tylko wiesz ciężko jest porzucić kogoś, kogo się kocha i jest się z nim parę lat.
- Rozumiem. Zrobisz, tak jak uważasz za słuszna. Weź moje słowa pod uwagę i dojdź do korzystnego, dla ciebie, rezultatu.
Alissa skinęła głową.
Nastąpiło milczenie.
Maggie wstała i skierowała się do lady.
            Wróciła do stolika, a po paru minutach kelnerka przyniosła zamówienie. Pięć kryształowych miseczek, w których znajdowały się przeróżne bakalie i drobne owoce, ustawiła na środku stołu. Były w nich: orzeszki w czekoladzie, oliwki, winogrono, porzeczki i orzeszki w karmelu.
Laura i Alissa spojrzały na nią pytająco.
- Orzeszki i owoce na poprawę humoru.
- Dziękujemy – odpowiedział równocześnie, uśmiechając się do niej.
Dziewczyny delektowały się łakociami z miseczek.
            Dochodziła godzina piętnasta. Kobiety zgodnie stwierdziły, że pora wracać.
            Alissa zaproponowała dziewczynom, aby te pozwoliły sobie na podwiezienie ich przez Thomasa do rodzinnego miasta. Nastolatki długo zaprzeczały i nie chciały przyjąć tej propozycji, jednak dwudziestojednolatka była nie ustępliwa.
            Szły w stronę jakiegoś parku, gdzie miał czekać Thomas. Szybko znalazły się w podanym miejscu.
Kuzyn Alissy dopiero, co podjechał.
Wsiadły do auta i pojechali pod dom Michaela.
Blondyn zatrzymał się na podjeździe przed garażem. Wysiadł i otworzył nastolatkom drzwi od jego strony.
Po chwili każdy był poza autem. Wszyscy kierowali się do wejścia.
Maggie zapukała trzykrotnie w drzwi. I w chwili, gdy miała powtórzyć cykl pukania, drzwi otworzyły się, a w nich stanął Michael. Miał na sobie białą koszulę, ciemne jeansy i jasne trampki. Jak tak przystojny mężczyzna może być takim dupkiem? Pomyślała Maggie.
Mężczyzna miał zdziwioną minę. Przeczesał palcami włosy, odgarniając je do tyłu i z lekkim wahaniem wpuścił gości do domu.
Dziewczyny wbiegły po schodach na górę, a Alissa, Thomas i Michael patrzyli w ślad za nimi.
Wróciły, z papierowymi torbami, wypełnionymi różnymi rzeczami, do holu.
            Zdjęły dresowe bluzy od Michaela i przewiesiły przez poręcz przy schodach.
Alissa uśmiechnęła się do nich, a Thomas skinął na nie by się pośpieszyły.
Laura przechodząc obok zdezorientowanego Michaela posłała mu znaczące spojrzenie i p[przelotnie uśmiechnęła się do niego. Natomiast Maggie próbował przejść obok niego obojętnie, lecz jakoś jej się nie udawało. Na jej twarzy widoczne było zażenowanie i złość.
Michael złapał ją za dłoń.
- Puść! Proszę.
Nie zareagował. Chwycił jej drugą dłoń i lekko pociągnął w stoją stronę. Uwolnił jej ręce i objął jej ramiona.
- Przepraszam – wyszeptał do ucha. – Zachowałem się jak dupek – oddalił ją od siebie na długość ramienia. – Wybacz mi, proszę – patrzył jej prosto w oczy, a ona momentalnie spuściła wzrok.
- Maggie? Maggie … - słyszała jak Alissa i Laura ją nawołują. – Chodź już – cała trójka, łącznie z Thomasem powiedziała chórem.
Odwróciła głowę w ich stronę i odpowiedziała:
- Już idę – jej wzrok z nich przeszedł na postać Michaela, który nie patrzył już na nią, a jedynie błądził oczami po słojach w deskach na podłodze.
Opuścił ręce dając jej swobodę ruchu.
Maggie zwróciła się w kierunku drzwi i odeszła.
                           *trzy godziny później, Newcastle*
            Nastolatki pożegnały się z Alissą obejmując ją czule, a Thomasowi jedynie pomachały tym samym dziękując za podwiezienie.
            Jeszcze chwilę stały na parkingu koło parku na skraju miasta, wodząc wzrokiem w ślad za znikającym już audi.
Szły do pewnego momentu razem, każda pogrążona w własnych myślach. Po czym każda ruszyła w stronę swojego domu.