poniedziałek, 12 maja 2014

~ Rozdział 11 ~



Moi kochani czytelnicy,
Przepraszam za tak długą nieobecność. Postaram się to wam wynagrodzić w postaci kolejnego rozdziału, który ukaże się niebawem. Mam szczerą nadzieję, że wybaczycie mi to, że was zostawiłam na cały miesiąc, a nawet ponad i mam nadzieją, że zrozumiecie, że nie mogłam postąpić inaczej… Egzaminy gimnazjalne i brak weny robią swoje…
Przepraszam też za to, że jestem nieogarnięta i też za to, że nie dodają rozdziałów na czas.
Co do tego rozdziału możecie być lekko zaskoczeni.
Kim są tajemniczy mężczyźni i czego chcą? Kim jest osoba, którą widziała Maggie w nocy? Kto okaże się przyjacielem, a kto wrogiem? Tego dowiecie się z tego i z następnego rozdziału. 
Wiem, że pewnie pojawią się tu błędy i może być sporo... Nie mam jeszcze bety, a ja nie zawszę wychwycę jakąś pomyłkę. Moja korektora jak na razie nie może się tym zająć i nie wiem czy będzie jeszcze mogła :/. No ale cóż, mówi się trudno i żyje się dalej
Cóż mogę wam więcej powiedzieć, niż tylko to, że zachęcam do dalszego czytania i śledzenia moich poczynań :).
Pozdrawiam,
Darkangel







_________________________________________


               Maggie stała na progu własnego domu. Zacisnęła palce w pięść i uniosła ja, by zapukać, lecz po chwili zrezygnowała z tego pomysłu.
Co się ze mną dzieje? Nigdy nie wahałam się by wejść do swojego domu! Zastanawiała się. Może czegoś się obawiasz? Może boisz się porozmawiać o twoich problemach? Boisz się reakcji gosposi? Podpowiedziała podświadomość. Ucisz się! Przemówiła do niej.
Zacisnęła usta w cienką linię i z powrotem uniosła dłoń. Zapukała. Po krótkiej chwili drzwi otworzyły się, a na progu stanęła niska, czterdziestoletnia kobieta o brązowych włosach, śniadej cerze i przyjaznych oczach. Na widok Maggie rozciągnęła drobne usta w uśmiech, a ta odwzajemniła miły gest.
Mandy odsunęła się od drzwi w taki sposób, by Maggie mogła swobodnie przejść obok niej.
- Dobry wieczór – mijając ją przywitała się uprzejmie, na co gosposia jedynie skinęła głową.
Maggie poszła na górę. Weszła dom swojego pokoju, postawiła torbę z rzeczami koło łóżka, otworzyła okno i rozejrzawszy się wokół siebie i stwierdziwszy, że wszystko jest w porządku, ruszyła w stronę parteru.
         Wchodząc do kuchni poczuła zapach pieczonego chleba, pomidorów i zapiekanego sera.
Gosposia ułożyła wszystkie tosty na dużym talerzu i położyła go na stole. Podała jeszcze herbatę i razem z siedemnastolatką zasiadła do posiłku.
Po kolacji Mandy posprzątała naczynia i wyszła na chwilę na korytarz, by po chwili wrócić z kremową kopertą w ręce.
- Panienko Maggie, to list od pańskiej babci – podała ją dziewczynie. – Jest on skierowany do pani i pańskiej siostry – po tych słowach usiadła na swoim poprzednim miejscu.
- Dziękuję – siedemnastolatka posłała jej serdeczny uśmiech, a ona odpowiedziała się tym samym.
Mimo życzliwości między kobietami w powietrzu wyczuwalna była napięta atmosfera.
Po długim milczeniu czterdziestolatka podniosła oczy i zwróciła się do Maggie:
- A tak ogólnie, to gdzie pańska siostra? Mówiłaś przecież, że jest z tobą. Czemu nie powróciłyście razem?
Brunetka westchnęła i zastanawiała się nad odpowiedzią, którą i tak dla niej była wiadoma.
- Cóż… - zaczęła niepewnie. – Kamilla jest w szpitalu – powiedziała unikając wzroku Mandy.
- Co?! Jak to się stało?
Maggie milczała.
Co mam jej powiedzieć? Prawdę? Że została zaatakowana przez demona, którego tylko ona widziała? nie, nie mogę wyznać prawdy. Muszę jej jakoś łagodniej przekazać informacje i kłamać, w taki sposób, by brzmiało to wiarygodnie.
- Proszę, powiedz mi co z nią? – spytała spokojniej.
- Zapadła w śpiączkę – zaczerpnęła powietrza i uniosła wzrok. – Powód nie jest znany – skłamała. Dobrze wiedziała co jej jest, lecz nie mogła tego wyznać, nie jej.
Dziewczyna podniosła się z miejsca i miała już wychodzić, kiedy to Mandy do niej podeszła i złapała ją za ramię. Brunetka odwróciła się gwałtownie i spojrzała w zasmucone oczy kobiety.
- Powiedz, chociaż w jakim jest szpitalu – Maggie zdziwiło to, że gosposia zwraca się bezpośrednio do niej i nie mówi do niej „panienko” lub „pani”. Pewnie jest w szoku, podpowiedziała podświadomość, a ona się z nią zgodziła.
W każdym bądź razie gosposia zwraca się tak do niej bardzo rzadko, więc miała prawo być zaskoczona. Przyjęła obojętny wyraz twarzy, by kobieta nie zauważyła tej niepotrzebnej emocji. Patrzyła na nią, kompletnie zapominając o jej pytaniu. Nieświadomie uniosła brew. Mandy musiała to zauważyć, ponieważ popatrzyła na nią z lekko zrezygnowana i zapytała ponownie o miejsce pobytu Kamilli.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Moja siostra leży w Ridge Lea Hospital w Lancaster.
- W Lancaster? – spytała z niedowierzaniem.
- Tak – odparła krótko i zwięźle, po czym wyszła z kuchni.
         Tej nocy Maggie nie spała spokojnie, śniły jej się przeróżne, niestworzone rzeczy, że ktoś napada jej dom, że jej siostra chce ją zabić, ujrzała też czyjąś śmierć i dokładnie wiedziała, że ma to nastąpić w najbliższej przyszłości.
Obudziła się z szybko bijącym sercem i roztrzęsionym ciałem. Z przerażeniem pomyślała o Kamilli. Ona umrze? , przeszło jej przez myśl, ale po chwili odpędziła złowrogi scenariusz. To tylko sen, nic nieznaczący sen, próbowała się pocieszyć tą myślą, lecz poprzednia nie dawała jej spokoju.
Ześlizgnęła się z łóżka i powolnym krokiem ruszyła w stronę schodów.
Gdy znalazła się w kuchni, oświeciła światło i wyjęła kubek z szafki. Nalała do niego zimnej wody i odwróciła się tyłem do blatu mebli, zaczynając powoli pić przeźroczystą ciecz. Jej wzrok mimowolnie powędrował w stronę okna. O cholera! Pomyślała widząc przez szybę jakąś ciemną postać. Odłożyła kubek na stół i pobiegła w stronę wejścia. Wzięła klucze i otworzyła drzwi. Kątem oka dostrzegła czarną postać, patrzącą się na jej dom.
- Ej! – obcy odwróciła twarz w jej stronę, a dziewczynę ogarnę strach i niepokój, a jej ciało przeszywał nieprzyjemny dreszcz. – Co ty tu robisz?! – zeszłą ze schodów i stanęła na ścieżce. – Czego tu chcesz? – postać nie odpowiadała, lecz patrzyła na dziewczynę. Zwróciła powrotnie wzrok na dom, odwróciła się i zniknęła w mroku.
Maggie stała tak jeszcze przez dłuższą chwilę, osłupiała. Wpatrywał się w ślad za obcym.
Otrząsnęła się z osłupienia i poszła powrotnie do domu.
Znajdując się w ciepłym pomieszczeniu odczuła jak bardzo zmarzła. W sumie nie ma co się dziwić, skoro stała na dworze, w zimę, w samej koszulce i bieliźnie, bez żadnego ocieplenia, bez butów.
Miała tak przemarznięte stopy i dłonie, że ledwo co mogła nimi ruszać. Po chwili zaczęła ją trzepać z zimna.
Weszła do salonu i rozpaliła w kominku w celu ogrzania się. Gdy ogień był wystarczający, wstał i poszła do kuchni. Wzięła kubek i wylała jego zawartość. Wsypała do niego czekoladę i zalała zagotowaną przed chwilą wodą. Wychodząc z pomieszczenia zgasiła światło.
Wróciła do salonu i gotowy napój postawiana na stoliku z rzeźbionego drzewa.
Poszła na górę do pokoju, nałożyła na stopy wełniane pończochy, zarzuciła na ramiona granatowy sweterek, a na nogi wciągnęła luźne spodnie, które służyły jej za czasu do biegania i w takim stroju skierowała się do drzwi. Zamykając je za sobą, stwierdziła, że pójdzie na strych po gruby koc. I jak postanowiła tak zrobiła.
Zeszła na dół, zabierając po drodze z biblioteczki grubą książkę.
Weszła jeszcze do sąsiedniego pokoju w celu sprawdzenia, czy przypadkiem Mandy nie wstała, słysząc krzyki z zewnątrz. Na szczęście kobieta spała.
Odstawiła wszystkie rzeczy na fotel w salonie i przysunęła mebel bliżej kominka.
Wzięła czekoladę i usiadła w wygodnym siedzisku. Otuliła się kocem. Upijając kolejne łyki cieczy zagłębiała się coraz bardziej w książkę. Słabe światło nie przeszkadzało jej w czytaniu.
Nie wiedziała kiedy zapadła w sen.
         Nad ranem obudził ją odgłos dzwoniącego telefonu. Niechętnie otworzyła oczy. Przyzwyczaiwszy się do światła słonecznego, stwierdziła, że ów urządzenia nie ma przy sobie. Uświadomiła sobie, że zostawiła go w pokoju. Wbiegła więc szybko na górę i w ostatnim momencie odebrała.
- Halo? – powiedział nadal ospałym głosem.
- Idziesz ze mną do szkoły? – usłyszał przyjazny głos Laury.
- Yyy, ok.
- To świetnie. Będą za dziesięć minut.
- Jak chcesz – po tych słowach rozłączyła się.
*
         Dzień w szkole wydawał się, jak zwykle, nudny i uciążliwy. Maggie myślała, że ta męka nigdy się nie skończy. A to dopiero połowa, podsumował głosik w jej głowie. Zamknij się, odpowiedział sobie w myślach.
         Dochodziła pora lunchu. Dziewczyna zeszłą więc na stołówkę. Usiadła na swoim stałym miejscu, czyli na końcu pomieszczenia i pozwoliła myślą swobodnie płynąć.
Była tak zamyślona, że nie zauważyła jak ktoś dosiada się do niej do stolika. Dopiero gdy towarzysz lekko potrząsnął ją za ramię, zwróciła uwagą kto koło niej siedzi.
- Maggie, porozmawiaj ze mną – mówiła Laura tym swoim milusim, błagalnym głosem, którego Maggie wręcz nie cierpiała.
- O czym? – spytała po chwili zawahania.
- Chodź ze mną! – Laura wzięła ją za rękę i pociągnęła dziewczynę w taki sposób, by ta wstała i podążyła za nią.
Widząc wahanie koleżanki, objaśniła:
- Chyba nie chcesz rozmawiać tu przy wszystkich?
Brunetka pokręciła głową, a Laura nadal trzymając ją za dłoń ruszyła w stronę bocznego wejścia stołówki.
Szły długim korytarzem, zatrzymały się dopiero przed ścianą, na której znajdowały się szafki szkolne. Blondynka na chwilę puściła rękę dziewczyny by wyjąć z jednej z nich książkę w ciemnobrązowej skórzanej oprawie. Schowała ja do aksamitnej torby i odwróciła się przodem do Maggie.
- Chodź – chwyciła ją za nadgarstek i pociągnęła za sobą. Tym razem dziewczyna nie protestowała, szła posłusznie za młodszą koleżanką.
Schodziły po schodach w dół na niższy poziom budynku szkolnego. Maggie dokładnie już wiedziała gdzie zmierzają.
Po krótkiej chwili stały pod drewnianymi drzwiami biblioteki.
Laura popchnęła drzwi i „wciągnęła” Maggie do środka. Usiadły przy jednym z końcowych stolików, po oby jego stronach.
- Co chciałaś mi powiedzieć? – zaczęła niepewnie siedemnastolatka.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko wyjęła z torby książkę i położyła ją przed sobą.
Maggie przyglądała się zarówno niej, jak i towarzyszce.
Egzemplarz wydał jej się bardzo znajomy, niestety nie mogła sobie przypomnieć, gdzie już go widziała. Nagle sobie to uświadomiła. Widziałam ją przecież w domu Michaela, pomyślała i już nabrała co do tego pewności. Jak to możliwe, że ona jest tutaj, w Newcastle? Chyba, że… spojrzała podejrzliwie na dziewczynę, nie, to niemożliwe. Nie sądzę, by to zrobiła. Ale czy na pewno jest taka niewinna, na jaką wygląda?
Maggie była pogrążona we własnych myślach i podejrzeniach. Próbowała odpędzić od siebie te nierozsądne domysły.
- Rozpoznajesz ją? – zapytała nagle Laura bacznie przyglądając się brunetce.
Dziewczyna odpowiedziała kiwnięciem głowy.
- Zapewne wiesz, gdzie widziałaś ten notes – ciągnęła dalej Laura.
- Tak wiem, u Michaela – odpowiedziała krótko, nadal nie rozumiejąc do czego ona zmierza. – Czy on o tym wie, że ją wzięłaś?
Blondynka posłała jej spojrzenie typu: „Chyba żartujesz.”
- Proszę cię, nie rozśmieszaj mnie – w głosie wyczuwalna była kpina, ale Maggie to zignorowała. – On nawet nie wie, że miał taką perełkę pod dachem – mówiła tym samym kpiącym głosem. Widać było, że czeka na reakcje sąsiadki, a nie doczekawszy się jej kontynuowała: - Pewnie zastanawiasz się czemu ci to mówię i czemu właściwie ci pokazuję ten dziennik – Maggie pokiwała głową. – Chciałaby, żebyś go przeczytała – przesunęła notes w stronę Maggie. Dziewczyna podniosła ją. – Schowaj ten dziennik. Niech nikt go, poza nami o nim nie wie – Maggie posłusznie schowała egzemplarz do plecaka.
- Dopilnuje, żeby nikt nie wiedział o istnieniu tego notesu – zaczerpnęła powietrza i kontynuowała: - Ale nadal nie rozumiem jaki to ma związek ze mną.
- Przeczytaj – uśmiechnęła się zawadiacko i zanim wyszła rzuciła jeszcze do dziewczyny: - Może ci to rozświetli drogę – i zostawiła zakłopotaną koleżankę samą w bibliotece.
         Godziny ciągnęły się nieubłagalnie. Maggie miała wrażenie, ze siedzi w tej szkole całą wieczność. Wybawieniem okazał się ostatni dzwonek.
         Dziewczyna wracała do domu w zamyśleniu. Jej myśli krążyły wokół nocnej zjawy widzianej pod domem, Michaela, notesu i Kamilli, która pozostawała w śpiączce już od jakiegoś czasu.
Nie mogła się też pozbyć dziwnego przeczucia, że coś się dzisiaj wydarzy, coś niekoniecznie przyjemnego.
         Przechodząc koło kawiarni ujrzała bawiące się dzieci po drugiej stronie ulicy. Jaką te małe istotki mają radochę z zimy. Jest w nich tyle energii, tyle pozytywnych emocji, zero stresu, zero zobowiązań. Westchnęła.
Uświadamiając sobie, że stoi tak przez dłuższą chwilę, postanowiła kontynuować powrotną drogę do domu. Przyśpieszyła kroku i już znajdowała się nie daleko własnego mieszkania.
         Wyjęła klucze z plecaka i miała już włożyć je w zamek, ale spostrzegła, że drzwi są otwarte.
Jej wzrok od razu padł na trzy nieduże plamki krwi na ciemnym dywanie. Co tu się, kurwa, stało?
Postanowiła, że na wszelki wypadek przeszuka dom.
Na podłodze w kuchni był potłuczony talerz, a z blatu stołu sączył się na ziemię pomarańczowy sok z przewróconej szklanki.
W pokoju gościnnym były pozrzucane poduszki z kanapy na panele, a sam mebel został lekko przesunięty. Po za tym wszystko było w porządku. Zanim wyszła jeszcze raz rzuciła okiem na pomieszczenie.
W łazience wszystko było na swoim miejscu.
Pokój pani Mandy, podsunęła podświadomość. Instynktownie podążała w wskazanym kierunku. Jej ciałem zawładnął niepokój.
Weszła do pomieszczenia, które zajmowała gosposia. Od razu zauważyła porozrzucaną pościel i książki po całym pokoju. Następnie jej wzrok padł na ciemny kąt.
- Cholera, Mandy! – wykrzyczała i podbiegła do przywiązanej do stołka kobiety. Gdy zdjęła jej chustę z ust usłyszała jak gosposia krzyczy coś do niej, a potem, potem widziała tylko ciemność.
         Ocknęła się po niedługim czasie. Początkowo nie wiedziała co cię stało i gdzie się znajduję. Chwilę później uświadomiła sobie, że znajduje się w własnym domu i że została uderzona czymś w kark. Pamiętała jak pociemniało jej w oczach i jak jej ciało robi się bezwładne.
Była lekko przyćmiona, ale już była świadoma co się dzieje.
Jej cało zostało skrępowane sznurami i przywiązane do krzesła. Podniosła głowę i przed sobą ujrzała dwóch mężczyzn. Jeden, stojący z tyłu, wyglądał na młodego, natomiast drugi był od niego o wiele starszy.
- Widzę, że nasza księżniczka się obudziła – zakpił ten starszy.
Maggie przewróciła oczami.
- Wypuście mnie! – rzuciła rozwścieczona dziewczyna.
- Zrobimy to, jeśli nam powiesz gdzie jest jedna rzecz.
- Nie rozumiem.
- Kłamiesz! – wtrącił drugi.
- Nie, nie wiem o co chodzi!
- Oj dobrze wiesz o co chodzi, moja droga – powiedział pierwszy.
- Nie.
- Nie udawaj głupiej! – rozkazał drugi głos.
- Nie jestem głupia – Maggie protestowała, nadal nie rozumiejąc o co chodzi napastnikom.
Obydwoje puścili to mimo uszu.
- Lepiej będzie dla ciebie jeśli będziesz z nami współpracować.
Maggie spojrzała na niego wściekle.
Napastnik przybliżył się do niej i ujął jej twarz.
- Oj szkoda by było oszpecić tą śliczną buźkę. Nieprawdaż? – uśmiechnął się kpiąco i mocno szarpnął podbródek dziewczyny.
Maggie nic nie odpowiedziała. Jej oczy płonęły z nienawiści.
- Powtórzę moje pytanie. Gdzie to jest?
- Nie wiem o co chodzi!
- Kłamiesz! – ręka napastnika z świstem przecięła powietrze i spadła na lewy policzek brunetki. – Słuchaj smarkulo, lepiej odpowiedz zgodnie z prawdą, bo inaczej źle się to dla ciebie skończy, rozumiesz? – nie czekając na jej reakcje, kontynuował: - Bardzo nam zależy na tych dokumentach. Gadaj więc gdzie je ukryłaś! – wyjął nóż z kieszeni i zaczął się nim bawić, niebezpiecznie blisko twarzy dziewczyny.
- Nie rozumiem o jakich dokumentach mówisz! – zauważyła jak starszy mężczyzna bierze zamach, czekała na kolejny cios, lecz ten nie nastąpił. Młody chłopak podbiegł do niego i zatrzymał jego rękę.
- Wystarczy!
- Nie rozkazuj mi gnojku!
- Można załatwić to przecież w inny sposób – posłał mu znaczące spojrzenie, potem przeniósł wzrok na Maggie i z powrotem na towarzysza. Widząc zdziwienie w oczach starszego kolegi objaśnił: - Nie używając przemocy, tym bardziej nie trzeba używać zabawek – wskazał wzrokiem nóż trzymany przez pierwszego w ręce. – Trzeba do tego podejść inaczej.
- Co masz na myśli?
- Odsuń się! – nakazał i kucnął przed dziewczyną.
Wziął podbródek dziewczyny w swoją dłoń i lekko pociągnął, w taki sposób, by mogła mu spojrzeć prosto w oczy.
Maggie niechętnie otworzyła powieki i zatopiła oczy pełne wściekłości w pięknej zieleni jego tęczówek.
- Możesz powiedzieć, gdzie są te dokumenty? – spytał dość łagodnie. Siedemnastolatka ani drgnęła, ani nie wypowiedziała żadnego słowa.
Dlaczego taki piękny i młody mężczyzna musi być tym „złym”?, pomyślała z rozpaczą.
Chłopak musiał odczytać tą myśl z jej oczu, gdyż popatrzył na nią ze zdziwieniem, zamknął powieki i spuścił głowę.
Ten stan trwał tylko parę sekund. Otworzył oczy i ich spojrzenia znów się skrzyżowały.
- Nie możesz powiedzieć, gdzie są te cholerne dokumenty? – spytał stanowczym głosem.
W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi wejściowych.
Automatycznie z tym dźwiękiem „przesłuchanie” ucichło.
- Pomocy! – dziewczyna zaczęła krzyczeć i wiercić się na stołku.
- Zamknij mordę, suko! – rozkazał starszy napastnik.
- Pomóż mi! – brunetka była nie ugięta i wołała głośniej niż poprzednio.
Drzwi wejściowe otworzyły się.
- Halo? Jest tu koś? – usłyszała znajomy kobiecy głos. Amy, pomyślała z ulgą.
- Pomóż mi Amy! Tu jestem.
Starszy napastnik podszedł do niej, chwycił ją za włosy i brutalnie pociągnął do tyłu, a ona jęknęła z bólu.
- Będziesz teraz cicho?! – powiedział obrzydliwie jadowitym szeptem. Dziewczyna spojrzała na niego z pode łba i plunęła mu w twarz. – Głupia zdzira! – zawarczał. Maggie poczuła silne uderzenie w policzek. Pociemniało jej w oczach, ciało zrobiło się bezwładne.
Pamiętała tylko, że upada i nie mogła nic z tym zrobić.
Początkowo słyszała jakieś stłumione szmery, ale w następnej chwili głosy umilkły.
Próbowała się obudzić, niestety bezskutecznie.
- Maggie, ocknij się. Maggie, proszę – jakby przez mgłę słyszała głosy przyjaciółki. Nie mogła odpowiedzieć, ani się ruszyć. Wydawało jej się, że ktoś kontroluje jej ciało i nie pozwala na wyswobodzenie się z pod jego władzy.
- Maggie, proszę – przyjaciółka potrząsnęła mocniej dziewczynę za ramię, ale siedemnastolatka nadal nie reagowała. Słyszała nawoływanie Amy i jej zdławiony szloch.
         Obudziła się. Poczuła jakby unosiła się nad ziemią, a jej ciało było wolne, naprawdę wolne. Po krótkiej chwili ujrzała jakieś światło nad sobą i osobę siedzącą obok łóżka. Odwróciła twarz w kierunku siedzącej kobiety.
- Gdzie jestem?
Kobieta pogłaskała ją po policzku i czule się uśmiechnęła.
- Czy ja umarłam? – spytała z lekkim zawahaniem.
- Nie moje dziecko. Jeszcze nadejdzie twoja kolej. A teraz śpij – Maggie zamknęła powieki i zapadła w kojący sen.
Jakby z oddali słyszała głos przyjaciółki, która z szlochem próbowała ją ocucić. Głos się nasilał z każdą sekundą, aż stał się tak wyrazisty, że dziewczyna obudziła się z przerażonymi oczami i z uwięzionym w gardle krzykiem.
Spojrzała na przyjaciółkę, która dziękowała za jej przebudzenie. Gdy ujrzała, że siedemnastolatka na nią patrzy, objęła ją ramionami i przytuliła do siebie.
- Już dobrze. Wszystko jest już w porządku – uspokajała ją, a jej głos dawał jej ukojenie.