poniedziałek, 14 lipca 2014

~ Rozdział 12 ~


 

Cześć,
Wiem, długo nie wstawiałam tu żadnego posta. Za co serdecznie przepraszam, ale brak czasu i weny robi swoje. Mam nadzieję, że zrozumiecie i wybaczycie mi to.
Przechodząc do rozdziału:
ma on jedenaście stron
jest w nim mniej akcji
pojawi się tu parę ważnych wskazówek i nowych osób.
Czy jest on wesoły, czy smutny, czy neutralny, ocenicie sami. Życzę przyjemnego czytania :).
Pozdrawiam Darkness

Ps. dla lepszego czytania i umilenia sobie czasu daję tu trzy piosenki ----> https://www.youtube.com/watch?v=DEwzI9f_4dk    https://www.youtube.com/watch?v=awrRz24ulD0    https://www.youtube.com/watch?v=QEphsKl1g9M   + dwie piosenki, na które mam ostatnio fazę (dla ciekawych i chętnych) ---->  https://www.youtube.com/watch?v=sWVD7WfpdgA   i    https://www.youtube.com/watch?v=BSLPH9d-jsI

 ________________________________
           Maggie tej nocy praktycznie nie spała. Męczyły ją okropne myśli i koszmary. 
***
Była dość późna, wieczorowa pora, kiedy to Maggie, idąc ulicami starego miasta dostrzegła coś w ciemnościach, coś co przypominało ogromną kulę światła. Przez moment stała nieruchomo i patrzyła na niecodzienne zjawisko. Gdy zorientowała się z jaką szybkością energia zbliża się w jej stronę, odwróciła się i zaczęła biec. Za każdym razem, gdy światło znajdowało się niebezpiecznie blisko, dziewczyna przyśpieszała. Teraz, gdy poruszała się wystarczająco szybko, skręciła w najbliższą uliczkę. Nie miała wątpliwości, że kula energii chce ją dopaść. Wiedziała, że nie może się poddać, że musi uciekać, lecz przez nieustanny bieg traciła wszelkie siły. Jej poruszanie się było coraz wolniejsze, a mimo tego nadal walczyła, dopóki całkowicie nie opadła z sił. Niezidentyfikowana moc nagle ją okrążyła ze wszystkich stron. Powstały krąg zwężał się co chwile wokół „zdobyczy”, do czasu, gdy dziewczyna nie miała już możliwości jakiegokolwiek ruchu. Wtedy to pierścień światła uniósł ją w górę i zaczął wchłaniać się w jej ciało. Brunetka powoli traciła oddech, co chwila krztusząc się własną śliną. 
***
         Teraz, gdy się przebudziła cała spocona, odczuła jeszcze większe zmęczenie, niż gdy zasypiała. Miała wrażenie, że za chwilę stanie się coś niedorzecznego.
Gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej. Przez cały czas powtarzała sobie w myślach, że to był tylko i wyłącznie sen.
Oczy powoli zaczęły przyzwyczajać się do ciemności. Spostrzegła, że nie leży w swoim pokoju, tylko w sypialni Mandy.
 Zsunęła się z łóżka i niepewnie ruszyła w stronę drzwi. Uchyliła je.  Na korytarzu było zupełnie ciemno i cicho.
Usłyszała dwa ściszone, kobiece głosy. Nie od razu je rozpoznała. Będąc  coraz bliżej pomieszczenia, z którego dochodziły nabierała pewności do kogo one należą.
Lekko uchyliła drzwi od salonu i zajrzała do środka. Amy i Mandy przerwały rozmowę, co uświęciło Maggie w przekonaniu, że coś się tu dzieje. Praktycznie nigdy ze sobą nie gadały, więc już sam fakt, że prowadziły dialog szeptem wydawało się bynajmniej dziwne.
Obie kobiety odwróciły głowy i wpatrywały się w nowoprzybyłą.
Brunetka z lekkim wahaniem weszła do środka.
– Długo spałam?
– Dwie godziny – odrzekła stanowczo Mandy.
– Co się stało? – spytała zaspanym głosem, widząc ich posępne miny. Obydwie natychmiast ciężko westchnęły i odwróciły się do dziewczyny bokiem.
Coś jest tu nie tak. Bardzo dziwnie się zachowują w mojej obecności, pomyślała.
– Nic, idź spać. Jest prawie środek nocy – nakazała gosposia.
– Nie chce mi się spać! – zaprotestowała. – A co z wami?
– Nie musisz się o nas martwić – warknęła Amy wściekle. Maggie posłała jej pytające spojrzenie, a ta nadal stała nie wzruszona. – O nic więcej nie pytaj! Rozumiesz?! – westchnęła i ciągnęła dalej: – Idź do łóżka.
– Ale… – tu urwała, gdyż obie kobiety zwróciły na nią swe twarze, w których teraz można było dostrzec irytację i gniew.
– Nie zachowuj się jak dziecko, Maggie – Amy starała się by jej głos brzmiał spokojnie. – Proszę cię idź na górę.
W mdłym świetle księżyca wpadającego przez zamknięte okna i słabym blasku świec, na krótko dostrzegła złowieszczy uśmieszek Amy, lecz po chwili zniknął.
– Idź już! – zażądała Mandy.
Dziewczyna pośpiesznie wyszła z salonu. Miała już się kierować w stronę schodów, gdy przyszedł jej do głowy niegłupi, choć trochę ryzykowny pomysł. Gdyby podsłuchała dalszy ciąg rozmowy, wiedziałaby przynajmniej na czym stoi.
Odwróciła się na pięcie i po cichu podeszła do drzwi salonu. Przylgnęła do nich całym ciałem i przystawiła ucho. Wytężała słuch jak tylko mogła, ale docierały do niej tylko nieliczne strzępki zdań. Nie za bardzo wiedziała o co chodzi. Gdy już traciła nadzieję, do jej uszu dobiegło pytanie Mandy: „Myślisz, że czegoś się domyśla?”. Zastanowiło ją to.
Potem znów niewiele słyszała, lecz w chwili, gdy już miała odchodzić doleciał do niej głos Amy:
– Ona musi w końcu poznać prawdę. I dowie się tego albo od ciebie, albo ode mnie, albo od swoich krewnych, choć nie sądzę by oni byli chętni do rozmów z młodą krewniaczką o sprawach z przeszłości – po chwili ciszy nastąpiła odpowiedź Mandy:
– Miejmy tylko nadzieję, że ta gówniara niczego się nie domyśli lub nie dowie się tego zawczasu.
– Jest jeszcze jeden problem…
– Jaki?
– Kamilla, jej siostra.
– Aaa, ona. Nie przejmuj się nią. Kamilla jest w szpitalu w Lancaster i szybko stamtąd nie wyjdzie. Zadbam o to.
Maggie usłyszała jak kobiety powoli zbliżają się do drzwi. Dziewczyna, niewiele myśląc czmychnęła na drugą stronę korytarza i stanęła za półokrągłym wejściem do kuchni.
Czuła się tak jak mała dziewczynka, która zrobiła coś źle i ukrywa się, by nie zostać za to ukarana.
Kobiety wyszły już z pokoju i ruszyły w stronę drzwi wyjściowych. Gdy drzwi za nimi bezdźwięcznie się zamknęły, Maggie pobiegła przed siebie. Po omacku odnalazła klamkę i delikatnie otworzyła drzwi. Po kobietach nie było najmniejszego śladu.
Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w ciemność panującą na zewnątrz. Później, gdy stwierdziła, że to nie ma najmniejszego sensu, postanowiła iść na górę do swojej sypialni.
Będąc już tam, zamknęła drzwi na klucz i oparła się o nie. Różne myśli krążyły jej po głowie. Męczyły ją jeszcze przez chwilę, zanim  doszła do łóżka.
Jej ciało zrobiło się bezwładne i mimowolnie opadła na materac. Miała wrażenie, że jej życie rozpada się na milion kawałeczków. Schowała głowę w poduszkę i nawet nie wiedziała kiedy dopadł ją sen.
Rankiem przypomniała sobie o dzienniku, który dała jej Laura. Podniosła się i powolnym krokiem podeszła do drzwi. Ostrożnie przekręciła klucz i wyjrzała na górny holl. Pomknęła po schodach niczym wiatr. Rozejrzała się i pobiegła na koniec korytarza, gdzie, jak sadziła, znajdował się plecak. Tak jak przypuszczała dziennik nadal tam był. Odwróciła się w stronę drzwi wejściowych, zamknęła je, po czym poszła do kuchni.
Nie minęło półtorej godziny, a ona znała już treść rękopisu. Głownie opowiadał o studencie z 1967, który przebywał w jednej z wiktoriańskich posiadłości Lancaster. Opisywał on swoje przygody związane z tym domem oraz w nielicznych sytuacjach objaśniał skąd mogą się brać zjawiska paranormalne. Ani słowem nie wspomniał natomiast skąd posiadł taką wiedzę, ani czy istnieje coś takiego jak „moce”, czy też życie pozagrobowe.
Była troszkę załamana, gdyż myślała, że pokrótce chociaż dowie się w jaki sposób się tak dzieje, że na świecie rodzą się ludzie z „darem” widzenia duchów zmarłych. Niestety nic takiego tam nie było opisane.
*
Dni mijały spokojnie, można rzec, że aż za spokojnie, natomiast nocami nękały Maggie różne sny, z których większość z nich to same koszmary.
Pewnej nocy przyśniła jej się postać matki. Początkowo uznała to za absurd i wtedy się przebudziła, lecz gdy ponownie zasnęła, znów ujrzała tą samą kobietę, co poprzednio.
Czego ona ode mnie chciała? To była jej pierwsza myśl zaraz po dobudzeniu się. Niestety nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
Dzień minął tak samo jak poprzednie. Szkoła, powrót do domu, nauka, sen.
Nocą, gdy już spała znów przyśniła jej się postać matki. Tym razem Maggie widziała ją wyraźnie. Kobieta stała przed nią w długiej, przepasanej w talii sukni i uśmiechała się do córki. Gdy tylko ta chciała ją dotknąć, kobieta odsuwała się. Maggie biegła próbując ją złapać, lecz niestety sytuacja się powtarzała. Gdy była już całkowicie zrezygnowana, przystanęła, a wówczas kobieta odwróciła się do niej. Uśmiech zniknął z jej twarzy, a na jego miejscu zagościła poważna mina. Dziewczyna nie rozumiała jej zachowania. Matka podeszła parę kroków do córki i stanęła naprzeciw niej na odległość wyciągniętego ramienia. Siedemnastolatka zauważyła, że jej rodzicielka ma bardzo smutne oczy. Gdy spytała co się stało, tamta jedynie odwróciła głowę. A gdy powróciła do poprzedniej pozycji, pogłaskała córkę po policzku i odwracając się zaczęła powoli znikać z pola widzenia. Zanim odeszła całkowicie ostrzegła dziewczynę: „Nie ufaj nikomu, moje dziecko. Nie wierz w ich słowa. Oni kłamią.” Maggie nie bardzo rozumiała o co chodzi. Chciała iść za nią i dowiedzieć się czegoś więcej, ale chyba najwyraźniej nie było jej pisane poznać prawdy, gdyż postać zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Dziewczyna stała przez chwilę w całkowitej ciemności, po czym zaczęła krzyczeć.
Obudziła się zdezorientowana i zdyszana. Co to mogło oznaczać? Czemu matka akurat do mnie przyszła? Dlaczego teraz?
Czuła ciepło jej dotyku na swoim policzku. Od jej śmierci nie doznała żadnego ciepła od strony najbliższych.
Często zastanawiała się co oznaczają słowa wypowiedziane przez matkę. Zawsze jednak nie znajdywała żadnego sensownego wytłumaczenie.
*
         Miesiąc później nadal nie otrzymała żadnej wiadomości ze szpitala, w którym przebywa Kamilla.
         Od czasu kiedy podsłuchała potajemną rozmowę Amy i Mandy, ani jednej nie widziała w domu, ani w najbliższej okolicy.
Czasem nękały ją jakieś dziwne wyrzuty sumienia, że to może za jej sprawą kobiety opuściły miejsce zamieszkania, lecz zawsze je odpychała od siebie. To nie może być moja wina, myślała za każdym razem, gdy powracały wspomnienia z tamtego czasu.
*
         Gdy nadeszła wiosna i życie zaczęło powoli wracać do normy, nieoczekiwanie dostała telefon ze szpitala. Kamilla jakimś cudem się przebudziła.
Maggie tak długo czekała na ten moment i za każdym razem wmawiała sobie, że on nigdy nie nastąpi, a jednak dzisiaj się to stało.
Na drugi dzień zadzwoniła do Alissy i przedstawiła jej całą sytuację.
O dziwo dziewczyna zjawiła się pod jej domem w niecałe dwie godziny, choć Maggie wcale o to ją nie prosiła.
Maggie tak się ucieszyła na jej widok, że aż zapomniała się zapytać skąd tamta ma jej dokładny adres. Ale czy to ważne, podsunęła podświadomość.
Kobiety w czasie drogi do Lancaster nie rozmawiały zbyt dużo, jak i również po opuszczeniu auta.
Maggie zauważyła, że Alissa zachowuję się jakoś inaczej. Była bardziej ożywiona i pewna siebie. Brunetka sądziła, że to przez piękną pogodę, ale nie mogła mieć pewności. Postanowiła, że zapyta o to przy najbliższej okazji.
         Weszły do szpitala. Recepcjonistka od razu rozpoznała Maggie i na jej widok rozpromieniła się. Ruchem dłoni wskazała kierunek w jakiem kobiety powinny się udać, po czym wróciła do swojej pracy.
Przeszły korytarz na pierwszym piętrze i miały już ruszać piętro wyżej, gdy nagle zatrzymał je jeden z lekarzy.
- Panie, do kogo przyszły?
– W odwiedziny do Kamilli Swan – odpowiedziała Maggie zgodnie z prawdą.
– Ach. Dziewczyna miała niesamowite szczęście. Znajdziecie ją panie na następnym piętrze. Korytarzem w prawo i ostatnie drzwi po lewej. Jest pod naszą stałą obserwacją i nie zdążyliśmy jeszcze jej przetransportować na izbę chorych.
– Dziękujemy – Alissa posłała lekarzowi niewinny uśmieszek, po czy obie ruszyły w dalszą drogę.
         Maggie wiedziała, że Kamilla będzie okropnie wyglądać, ale to co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
Dziewczyna leżała na wpół przytomna na szpitalnym łóżku. Była tak wychudzona, że można było praktycznie policzyć jej wszystkie kości.
Brunetka podbiegła do siostry i siadła na skraju materacu pryczy.
Szatynka z ledwością podniosła powieki, tak jakby przeczuła, że ktoś się jej przygląda. Zauważyła siostrę i zdobyła się na jakikolwiek uśmiech. Maggie widziała błysk w jej orzechowych oczach, ale po chwili przepełnił je ból, spowodowany wymuszonym uśmieszkiem.
Siedemnastolatka siedziała, trzymając Kamille za rękę, lecz nie patrzyła jej w oczy, tylko błądziła wzrokiem po jej ciele i po materacu łóżka.
         Alissa przyglądała się tej scenie od dłuższego czasu, stojąc w progu drzwi, prowadzących do sali.
Ponad godzinę była w takiej pozycji, aż zdecydowała się podejść do Maggie i oświadczyć jej, że muszą już iść.
Dziewczyna popatrzyła najpierw na Alissę, a potem na swoją siostrę przepraszającym wzrokiem. Ta, w geście zrozumienia skinęła lekko głową i posłała Maggie blady uśmiech.
Dziewczyna odwróciła głowę i ruszyła w stronę wyjścia. Ali zaproponowała siedemnastolatce nocleg u siebie w domu.
Wsiadając do auta rzuciła z rozbawieniem:
– Uważaj. Nie wystrasz się – Maggie nie zrozumiała o co właściwie chodzi tej kobiecie, więc posłała jej pytające spojrzenie. Zielonooka westchnęła i lekko uśmiechnęła się pod nosem, ale nic nie odpowiedziała.
Dalszą drogę przebyły w zupełnej ciszy.
Na miejscu Maggie zauważyła, że na podjeździe stoją jeszcze dwa auta. Pierwszą myślą, jaka przeleciała jej przez głowę, było to, że Alissa ma gości i nie ładnie się wpraszać, lecz nic na ten temat nie napomniała dziewczynie, w końcu to ona sama ją zaprosiła.
Wysiadły i ruszyły w stronę posiadłości. Był to niedużych rozmiarów dom ze strychem. Miał on jasnozielone ściany i dach pokryty brązowymi dachówkami.
         Weszły do środka. Kobieta, w wieku czterdziestu, czterdziestu paru lat, zauważyła zbliżające się dziewczyny i od razu zaprosiła je na taras, gdzie jak się okazało siedziała bodajże cała rodzina dwudziestojednolatki. Maggie naliczyła łącznie z Alissą i jej mamą sześć osób.
Rodzina była tak pogrążona w rozmowie, że nawet nie zauważyła nowoprzybyłych. Dopiero, gdy Alissa wskazała miejsce przy stole obok jej mamy i gdy już usiadły, pogawędka ucichła. Wszyscy z zaciekawieniem spojrzeli na brunetkę.
– Mamo, Thomas dzisiaj będzie? – zapytała dziewczyna siedząca naprzeciw Maggie. Siedemnastolatka stwierdziła, że jest to siostra Alissy, gdyż obie są do siebie bardzo podobne.
– Spóźni się – odpowiedziała łagodnie.
Przy stole zapadła niezręczna cisza. Po chwili przerwała ją Alissa zwracając się do domowników:
– Moja kochana rodzinko, jak zdążyliście już zapewne zauważyć, dziś wśród nas mamy niezwykłego gościa. – Maggie popatrzyła na nią, a potem po twarzach wszystkich tu obecnych osób. Większość z nich co jakiś czas posyłali jej badawcze spojrzenie. – Otóż pragnę wam przedstawić moją dobrą znajomą Maggie – wskazała dłonią na brunetkę. – To właśnie ona otworzyła mi oczy, za co jestem jej bardzo wdzięczna – posłała jej przelotny, ale szczery uśmiech. Dziewczyna odpowiedziała tym samym, choć w ogóle nie wiedziała za co przypisuje jej takie zasługi. Przecież ja nic nie zrobiłam i raczej w żaden sposób ci nie pomogłam. Musiała ugryźć się w język, by tej myśli nie wypowiedzieć na głos. – Maggie to jest moja mama, Alin – wskazała równie piękną i dojrzałą kobietę, koło czterdziestki, pięćdziesiątki, siedzącą tuż obok niej. Spojrzenia kobiet skrzyżowały się i jedna do drugiej się uśmiechnęła. – Mój tato, Sebastian – wskazała na barczystego, ciemnowłosego mężczyznę z wąsem, który siedział na wprost żony. Był w podobnym wieku, co małżonka. Widać było, że ojciec Alissy jest przyjaźnie nastawiony do swojego gościa. – A to moi młodsi braci – Marcus – wskazała chłopaka, który siedział po prawej stronie ojca, a potem pokazała na mężczyznę spoczywającego na skraju ławy i oznajmiła:  – i Nicolas – podała im dłoń, a obaj złożyli na niej niewinny pocałunek. - Kobieta siedząca po między nimi, to moja siostra, Natasha.
– Miło mi was wszystkich poznać – uśmiechnęła się, po czym zwróciła się bezpośrednio do rudowłosej dziewczyny, którą poznała na końcu: - Ty Natasho i ty Alisso jesteście bardo podobne do siebie. Można by rzec, że jesteście bliźniętami – dziewczyny zachichotały i odpowiedziały prawie równocześnie:
– Dziękujemy.
– Uwierz, bądź nie, ale nie jesteśmy bliźniaczymi siostrami – Natasha zwróciła się do Maggie, nadal pozostając w dobrym humorze. – Jestem starsza od Alissy o trzy lata – brunetka wytrzeszczyła oczy i lekko otworzyła usta. – I mimo tej przepaści wiekowej, często ludzie nas ze sobą mylą – ciągnęła dalej, nie zwracając uwagi na zachowanie gościa.
– Wcale się im nie dziwie. Prawdopodobnie, gdybym was spotkała na ulicy razem, nie poznałabym która, to która – dziewczyny znowu zachichotały.
Ucichły i dołączyły do, już spożywającej kolację, rodziny.
Szklane drzwi, przez które wychodzi się na taras, otworzyły się, a w nich stanął elegancko ubrany Thomas.
Natasha widząc go, prawie zakrztusiła się sokiem pomarańczowym i tym samym zwróciła na siebie uwagę nowoprzybyłego gościa. Ten tylko zaśmiał się cicho pod nosem i usiadł na wolnym miejscu, a jedyne jakie się tu znajdowało było centralnie koło Maggie.
         Przez cały posiłek dziewczyna czuła się niezręcznie. Jednym z głównych powodów było to, że przez większość czasu czuła na swoim ciele spojrzenie Markusa.
         Po posiłku Alissa poinformowała siedemnastolatkę o tym, że tę noc spędzi w towarzystwie Natashy, w jej pokoju.
Dziewczęta weszły na strych, a zaraz po nich bliźnięta i Thomas.
Sypialnia Natashy znajdowała się po lewej stronie strychu, natomiast sypialnia chłopaków po jego prawej stronie. Między nimi znajdował się pokój gościnny, który zajęli Alissa i Thomas.
Rudowłosa wskazała Maggie, gdzie znajduje się łazienka, by ta spokojnie mogła wziąć kąpiel.
Po umyciu się poszła do pokoju. Zamknęła drzwi i usiadła na łóżku, wcześniej wskazanym przez Natashę. Tamta wstała, podeszła do Maggie i usiadła obok niej na miękkim posłaniu. Po chwili ciszy nieoczekiwanie zadała jej kilka pytań, dotyczących głównie jej znajomości z Alissą, o pochodzenie, rodzinę i o jeszcze parę mało ważnych rzeczy.
Rozmawiały tak przez pół nocy, aż w końcu obie znużył sen.
         Rano, gdy się obudziły, spostrzegły, że spały razem w jednym łóżku i ani jednej, ani drugiej to jakoś nie przeszkadzało. Obie uśmiechnęły się do siebie, po czym zaczęły przebierać się w świeże ubrania.
Zeszły na śniadanie. Po jego spożyciu Maggie i Alissa ruszyły w drogę do szpitala.