niedziela, 2 listopada 2014

~ Rozdział 14 ~

Witam Was moi drodzy. 
Nie wiem, co mogłabym napisać o tym rozdziale.
Parę informacji:
1. 10 października 2014 minął równy rok od założenia tego bloga. Cieszę się, że z tego, że nie zrezygnowałam z jego prowadzenia, co tak prawdę mówiąc miałam już w założeniu. Cieszę się również, że wytrzymaliście ze mną tak spory okres czasu.
2. Kim jest kobieta w masce? Kim ten chłopak? Pomagają jej, czy nie? Takie pytania mogą nasunąć Wam się po przeczytaniu tego rozdziału. W tym i w późniejszym poście postaram się to jak najlepiej pokazać. Zapewne wtedy będzie to dla was dość logiczne.

Ale cii, nic więcej już nie powiem. Tajemnice rozwiążą się same.
Nie przeciągając dłużej, życzę Miłego czytania :).
Darkness
_______________________________________
            
            Kamilla przyszła do domu niedługo po tym, jak Maggie  zasnęła.
Gdyby nie fakt, że dziewczyna hałasowała pewnie nie obudziłaby Alissy. Ta nie wiedząc, co się dzieje zerwała się z łóżka i podeszła do drzwi. Pierwszym obrazem, jakim zobaczyła było to, że Kamilla wchodzi, a zaraz potem wychodzi z kuchni. Nieszczególnie ją to zdziwiło, lecz miała niejasne przeczucie, że coś tu nie gra.
Przymknęła drzwi w taki sposób, by zostawić małą szparkę, by móc obserwować szatynkę.
Dziewczyna jej nie zauważyła i przeszła koło salonu.
Wbiegła po schodach na górę.
Hałas wywołany mocnym trzaśnięciem drzwi obudził śpiącą w sąsiednim pokoju Maggie. 
Wstała i wyjrzała zza drzwi. Na górnym korytarzu nie było nikogo.
Całkiem możliwe, że Kamilla wróciła, pomyślała, po czym położyła się z powrotem do łożka.
Za jakiś czas potem jej sen znów został przerwany.
Gwałtownie otworzyła oczy, a jej wzrok padł na niską osobę w progu drzwi.
– Kamilla? – spytała sennym głosem. Dziewczyna nawet nie drgnęła. Maggie wsparła się na łokciach i zaczęła bacznie przyglądać się siostrze. Wyglądała przerażająco, lecz nim zdążyła o tym pomyśleć, dziewczyna rzuciła się na nią. Uderzała w jej ciało tak szybko, że
wprawiło to Maggie w osłupienie, lecz jakimś cudem zdołała zrzucić siostrę na podłogę.
Wyskoczyła z drugiej strony łóżka i przyśpieszonym krokiem ruszyła w stronę drzwi.
Niestety nie zdołała się wymknąć z pomieszczenia, gdyż została brutalnie rzucona na ziemię. W oczach pociemniało, a w ustach poczuła cierpki smak krwi.
Odwróciła się na plecy i w tym samym momencie dostrzegła w ręce błysk białego ostrza.
Siostra złapała leżącą za gardło, tak, że tamta nie potrafiła zdobyć się na jakikolwiek ruch.
Jedynie, co udało się zrobić siedemnastolatce, nim dłoń zaczęła naciskać na krtań, to krzyknąć. Potem zaczęła się dusić, co najwidoczniej sprawiało Kamilli radość, bo gdy ta próbowała nabrać choć trochę powietrza, dziewczyna śmiała się złowieszczo i coraz bardziej zaciskała się na jej gardle.
Pociemniało jej w oczach i byłaby już w drodze na tamten świat, gdyby dwie pary silnych rąk nie odciągnęły Kamilli do tyłu. Kręciło jej się w głowie, a w uszach dzwoniło. Próbowała złapać powietrze.
Gdy odzyskała przytomność, spostrzegła, że leży w swoim łóżku i mimo, że oczy wciąż były zamglone, dostrzegła, że ktoś przy niej siedzi. Początkowo owa postać wywołała w niej przerażenie, lecz w następnej chwili przyniosła ulgę.
Nieznajomy siedział na stołku. Miał łokcie położone na udach, a dłonie były zaciśnięte w pięść. Siedział nieruchomo ze spuszczoną głową.
Światło pochodzące od zapalonej świecy idealnie oświetlało jego ciemne, długie włosy, które opadły mu na twarz. 
Otworzyły się drzwi i do środka weszła ciemnowłosa kobieta ze świecą w jednej i szklaną wody w drugiej ręce. Na twarzy miała ciemną maskę. 
– Arthurze, możesz nas zostawić same? – mężczyzna skinął głową i pośpiesznie wyszedł.
Dziewczyna usiadła na skraju łóżka i podała Maggie szklankę, brunetka piła łapczywie, choć każde, najmniejsze przełknięcie czegokolwiek sprawiało niewyobrażalny ból.
– Maggie, to już zaszło za daleko.
– Nie... ro-zu-miem... – wybełkotała łapiąc kolejne porcje powietrza.
Ciemnowłosa odwróciła głowę i westchnęła.
– Wiemy kim jesteś – spojrzała na drzwi, a potem powiedziała ledwo słyszalnym szeptem: – Oni wiedzą praktycznie wszystko o tobie, lecz nie wiedzą jednej, najważniejszej rzeczy
– Maggie posłała jej pytające i wyczekujące spojrzenie. – Masz w sobie pewną zdolności, która jest bardzo rzadka, w szczególności u tak młodej osoby, którą w rzeczywistości jesteś – Maggie nadal nie wiedziała o co chodzi tej kobiecie. Nie mogła jej zrozumieć. Niby mówiła prostym i zrozumiałym językiem, lecz jej słowa brzmiały jak zagadka. Najwidoczniej wie, że jestem inna od wszystkich... Że jestem... medium... – Dla ciebie jest  ona przekleństwem, z którym próbujesz walczyć, dla innych darem, a nawet błogosławieństwem – ciągnęła kobieta w masce. Darem?! Błogosławieństwem?!!! Też mi coś...
- Czemu mi to mówisz? – zabrzmiało to groźniej, niż na początku tego chciała. – Gdzie jest moja siostra? Coście z nią zrobili?!
- Po pierwsze mówię ci to, byś sobie uświadomiła, że jesteś w jakiś sposób wybrana - na te słowa Maggie prychnęła z pogardą. Tamta jedynie łagodnie na nią popatrzyła i kontynuowała: - A co do twojej siostry, to jest ona w bezpiecznym, odizolowanym miejscu.
- Nie macie prawa traktować jej w taki sposób. Nikt nie ma prawa! Zrozumiałaś paniusiu?!
- Rozumiem twoje oburzenie, ale...
- Nic nie rozumiesz!
- Mylisz się, kochana. Zrozum to, że Kamilla jest niebezpieczna i że nie mieliśmy innego wyjścia.
- Łżesz! 
- Nie - nadal mówiła spokojnym głosem i nie dawała się wyprowadzić z równowagi. - Sama byłaś tego światkiem, choćby przed chwilą, gdy próbowała cię zabić. Gdyby nie my, teraz wkładaliby cię do trumny! Powinnaś być nam wdzięczna! -wypowiedziawszy ostatnie słowa wstała i wyszła za drzwi.
Zobaczyła jak kobieta zatrzymuje się w progu i mówi coś szeptem do mężczyzny. Jedynie co zrozumiała to: Trzeba powiadomić panią K.
Chłopak w odpowiedzi skinął głową i wszedł do sypialni nastolatki.
Przysunął stołek bliżej łózka i usiadł na nim okrakiem. Położył na ziemi zieloną torbę podróżną, podparł głowę na łokciach i zaczął przyglądać się dziewczynie. Choć brunetka czuła się skrępowana, próbowała nie myśleć o jego obecności.
Dopiero, gdy zaczęła go ignorować mogła swobodnie pomyśleś. 
O co jej właściwie chodziło? Co miało oznaczać to zdanie, w którym mówiła, że coś zaszło za daleko? Kim są ci ludzie i skąd mnie znają? W momencie, gdy pojawiła się ostatnia myśl, spojrzała na chłopaka. Siedział w tej samej pozycji i nadal wpatrywał się w nią z wyraźną zmarszczką na czole. Wyglądało to tak, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej, więc Maggie wykorzystała chwilę jego "nieobecności" i dokładnie przyjrzała się jego twarzy.
Musiał wyczuć, że mu się przygląda, bo wyprostował się, a jego wzrok zatrzymał się na niebieskozielonych oczach brunetki. Jego wargi drgały, a zaraz potem pojawił się na nich słabiutki uśmiech. Odwzajemniła gest, choć wcale nie miała powodu do radości. Odwróciła wzrok od mężczyzny, a jej głowę opętał natłok myśli. Do oczu zaczęły napierać nieproszone łzy. Zamknęła powieki, zacisnęła wargi i pięści, tak że aż pobladły jej kłykcie, nie pozwalając tym samym na uronienie choćby jednej, najmniejszej łzy. 
           Znów musiała zasnąć, bo gdy się obudziła był już ranek, a ona początkowo niezbyt potrafiła przypomnieć sobie wydarzenia minionej nocy.
Odwróciła głowę w prawą stronę i dostrzegła, jak chłopak śpi z głową opartą na skraju jej łóżka. 
Wstała i podeszła do szafy, a upewniwszy się, że mężczyzna śpi dość mocno zaczęła się przebierać. Zdążyła założyć górną część garderoby i miała już sięgać po spodnie, gdy poczuła na sobie wzrok chłopaka. Ukradkiem spojrzała na niego i spostrzegła, że stoi przy łóżku z ręką w kieszeni i bacznie lustruje ją wzrokiem.
- Widzę, że zaczęłaś się już ubierać - powiedział miękkim, melodyjnym głosem z lekkim chichotem. 
- Na to wygląda - rzuciła stanowczo i zaczęła wciągać czarne spodnie na nogi.
– Nie przeszkadza ci moja obecność?
– Nie zbyt - powiedziała zgodnie z prawdą, lecz w tym momencie coś sobie uświadomiła i oblała się rumieńcem. Brawo, oto stoi tutaj Maggie, przed nieznajomym chłopakiem, w samej bokserce, stringach i do połowy włożonych spodniach, podsumowała podświadomość. Zignorowała ją i szybko wciągnęła spodnie. Wolałaby teraz zapaść się pod ziemię.
            Do pokoju weszła kobieta w masce i rzuciła ciemnozieloną torbę  w stronę Maggie. 
 – Za dziesięć minut masz być gotowa – Maggie posłała jej pytające spojrzenie. – Eh, widzę, że ten idiota ci niczego nie wytłumaczył – gdy to mówiła patrzyła to na Maggie, to na Arthura.  
– Ja...
– Nie musisz mi się tłumaczyć – rzuciła do chłopaka, a potem rzekła łagodnie do Maggie: – Spakuj się, bo za dziesięć minut wyjeżdżasz – po tych słowach opóściła pokój.
Stała przez chwilę w lekkim osłupieniu, po czym zabrała się do pakowanie swoich rzeczy i ku jej zdziwieniu Arthur bez żadnego słowa pomógł jej w tym. 
Po niecałych pięciu minutach skończyli i ruszyli na dół. Tam czekała już na nich kobieta w masce i starszy mężczyzna. 
Dziewczyna przyglądała się Maggie, jak ta zawiązywała glany. 
Wzięła płaszcz i w eskorcie dwóch mężczyzn wyszli na zewnątrz. Wsiedli do czarnego mercedesa i odjechali.
Ona i brunet siedzieli z tyłu, natomiast starszy mężczyzna z przodu za kierownicą.
            Po niedługim czasie znaleźli się na lotnisku. Chłopak objął ją w przyjacielskim geście i zaczął prowadzić w kierunku przejścia, które prowadziło do samolotu.
Pokazał ważne bilety i chwilę rozmawiał z obsługą lotniska, po czym dołączył do dziewczyny w korytarzyku. 
Oboje weszli do samolotu, zajęli swoje miejsca.
– Dokąd właściwie lecimy? – zapytała, gdy wzbili się w powietrze.
– Do Londynu – powiedział, jakby była to najbardziej oczywista rzecz.
– Jak to?
– Normalnie.
Potem już nie rozmawiali. Maggie poczuła jak powieki się jej kleją i uświadomiła sobie, jak bardzo jest śpiąca. Nie minęło parę minut jak zasnęła.
Nieświadomie położyła głowę na ramieniu chłopaka, co spowodowało, że się uśmiechnął i objął ją w talii. Głowa zsunęła się na klatkę piersiową.
            Po ponad półgodzinnym locie dotarli na miejsce.
– Ej, księżniczko, jesteśmy już. Obudź się – momentalnie otworzyła oczy. Uświadomiła sobie, że spała wtulona w chłopaka, którego w ogóle nie zna, była zła sama na siebie.
            Samolot spoczął na lotnisku, a pasażerowie zaczęli przygotowywać się do opuszczenia maszyny.
Gdy byli już na zewnątrz spytała wprost:
– Czemu Londyn?
– A czemu nie? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
*
Pół godziny później.
            Stanęli przed czteropiętrowym budynkiem z białego kamienia. Arthur wziął rzeczy Maggie i weszli do środka. Dziewczyna rozglądała się po sporych rozmiarów holu. Marmurowa podłoga i szerokie schody idealnie komponowały się z pobielonymi ścianami. Rośliny umieszczone na podłodze i zawieszone w przepięknych kloszach dodawały temu miejscu uroku i estetyczności.
Po chwili Arthur wrócił z recepcji z kluczami w jednej i walizką w drugiej ręce.
– Ładnie tu – szepnęła Maggie, gdy spostrzegła, że chłopak stoi tuż obok.
– Też tak uważam. Chodź – skierowali się do windy. 
Chwilę później znaleźli się na czwartym piętrze.
Arthur szedł pierwszy przez długi korytarz, a Maggie za nim.
Teraz miała okazję się mu przyjrzeć. 
Był to postawny mężczyzna, szeroki w barkach, prostych plecach, wąskich biodrach i długich nogach. Nosił czarną, skórzaną kurtkę i ciemne, poprzecierane jeansy.
Chłopak zatrzymał się przed jednym z ostatnich pokoi, a Maggie, która aktualnie wpatrywała się w jego włosy, które lekko się unosiły przy każdym następnym kroku, wpadła na niego.
On jedynie odwrócił się do niej i się uśmiechnął. Otworzył drzwi i przepuścił dziewczynę. Ona posłusznie weszła i stanęła jak wryta. Pokój był ogromny i podzielony na cztery sekwencje. Każda część była utrzymana w w dwóch współgrających kolorach, głównie w odcieniu kawy z mlekiem i jasnego beżu, wyjątek stanowiła łazienka, która była okryta biało-niebieskimi kafelkami.
Chłopak wszedł do największego z pomieszczeń i położył torbę Maggie obok dużej, kremowej szafy. Dziewczyna chwilę potem dołaczyła do niego.
– Od teraz będziemy tu mieszkać.
– Nie mogę w to uwierzyć – powiedziała rozglądając się na wszystkie strony. – Zaraz, zaraz, chwila. Jak to "my"? – spojrzała na niego unosząc jedną brew.
– No normalnie – rzekł ściszonym głosem. – Jest to mój dom i chcę abyś razem ze mną w nim zamierzkała.
– Chcesz powiedzieć, że będę pod jednym dachem z kimś kogo w ogóle nie znam?
– Otóż to – widząc przerażenie w jej oczach mieszające się z niedowierzaniem, dodał z westchnieniem: – Kochana nic ci nie zrobię – pogłaskał ją po policzku. – no przynajmniej nic czego byś nie chciała – w jego oczach pojawił się jakiś dziwny błysk. Puścił do niej oko. – Nie martw się tym tak. Po jakimś czasie przyzwyczaisz się do mojej obecności. Dla mnie też jest nowa ta sytuacja, bo po raz pierwszy zamieszkam sam na sam z tak młodą kobietą – po tych słowach podszedł do drzwi balkonowych na wprost nich. – Idziesz ze mną na balkon?
W odpowiedzi pokiwała głową. 
Przez dłuższy czas stali w porannych promieniach słońca. 
Maggie powiedziała, że wraca do środka, bo jest zmęczona. 
Usiadła na skraju łóżka i zdjęła glany, i położyła się pod kołdrę. Chłopak, który zdążył już zamknąć drzwi od balkonu, stanął nad nią i chwilę się jej przyglądał.
Przybliżył się do łóżka, zdjął kurtkę, buty i położył się obok dziewczyny. Wsparł się na łokciach i odchylił głowę do tyłu. Jego długie włosy swobodnie spadły na jedwabne poduszki, tworząc na nich lekkie fale.
Maggie uważnie mu się przyglądała, do momentu aż nie ogarnęło ją całkowite zmęczenie. Położyła głowę na poduszkach i zasnęła. 
Obudziła się w południe, gdy usłyszała lekkie dźwięki fortepianu ustawionego w kącie pokoju. Spojrzała na chłopaka, który teraz w skupienie, z przymkniętymi powiekami wygrywał każdy dźwięk. 
Musiał poczuć na sobie czyjś wzrok, bo otworzył oczy i napotkał spojrzenie Maggie. Po chwili skończył grać, wstał i podszedł do łóżka dziewczyny. Usiadł na jego skraju i rzekł:
– Myślałem, że się już nie obudzisz – powiedział, a jego przyjemny głos zabrzmiał w całym pokoju.
W odpowiedzi uśmiechnęła się do niego.
– Nie sądziłam, że grasz.
– To myślałaś, że ten piękny, biały fortepian stojący tam w rogu jest tylko ozdobą? 
– Nie, ale sądziłam, że to pozostałość po poprzednich właścicielach.
– Nie, nie, on należy do mnie – zaśmiał się. – Zakładam, że jesteś głodna, – nie odpowiedziała. – więc zapraszam cię na obiad. 
           Po posiłku zabrał ją pod jej przyszłą szkołę i "na spacer" po Londynie. Było późno, gdy wrócili do hotelu.
Dziewczyna po przejściu progu od razu skierowała się do łazienki. Umyta i świeża położyła się w łóżku. Mimo zmęczenia sen nie nadchodził.
Zaczęła się wpatrywać w sufit, a po chwili myśli same płynęły jej przez głowę.
Nagle przed oczyma przywrócił się obraz ciemnowłosej kobiety w masce z pełnymi, czerwonymi ustami. Skądś ją kojarzę, tylko skąd? Po chwili przed oczyma ujrzała Amy, lecz ten obraz szybko przeminął. Teraz myślami była gdzie indziej.
Zamknęła oczy i powoli zaczęła usypiać. Jedna myśl przeszła jej przez głowę. Amy. Otworzyła oczy, wsparła się na łokciach i sięgnęła po komórkę. Zanim go jednak włączyła coś ją oświeciło. Ta kobieta jest podobna do... Nie to nie możliwe. 
Poszukała w telefonie zdjęcia Amy, lecz żadnego nie znalazła, choć była święcie przekonana, że miała ich sporo. Pokręciła głową, odstawiła telefon na mały stolik obok łóżka i z powrotem opadła na poduszki. Zmrużyła oczy i zasnęła.