piątek, 30 stycznia 2015

~ Rozdział 15 ~


   Minął tydzień od czasu jak Maggie przybyła do Londynu. Przez pierwsze dni w ogóle nie mogła się tu zaklimatyzować. 
   Pewnego dnia spytała Arthura, czy nie mógłby wysłać listu do Alissy. On natomiast stwierdził, że to i tak nie ma sensu, ale Maggie była nieugięta. W końcu się zgodził, choć bardzo niechętnie.
Nie minął tydzień jak dostała odpowiedź. Siedziała wtedy w barze i piła gorącą herbatę, gdy przyszedł Arthur i wręczył jej zaadresowaną do niej kopertę. jakaż była jej radość po przeczytaniu listu. Dowiedziała się wówczas, że dziewczyna dobrze się ma i w jej życiu wreszcie zapanował spokój, który jak twierdziła jest zasługą Maggie, na końcu dodała, że bardzo za nią tęskni. Podzieliła się dobrymi wiadomościami z towarzyszem, a ten w odpowiedzi pogłaskał ją po dłoni i uśmiechnął się.
          Dziewczyna poszła odłożyć list do mieszkania, a Arthur w tym czasie zamówił taksówkę.
– Gdzie jedziemy? – spytała wchodząc do taksówki.
– Zobaczysz – uśmiechnął się do niej i puścił oko.
Po kilku minutach samochód zatrzymał się na parkingu, niedaleko prawego brzegu Tamizy. Arthur zapłacił i oboje z Maggie opuścili pojazd. 
Ruszyli wzdłuż brzegu rzeki. 
Zbliżał się wieczór i za niedługo zapalą się lampy przydrożne.
– Czekaj chwilkę – dziewczyna zatrzymała się i popatrzyła na chłopaka, który w tej chwili wyciągnął czarną opaskę z kieszeni. Maggie domyślając się co chce zrobić, odwróciła się do bruneta plecami i pozwoliła zawiązać sobie opaskę na powiekach. – Nie bój się – powiedział, po czym chwycił ją za dłoń i ruszył w dobrze znanym mu kierunku.
Dotarli do, gdzie po środku znajdowało się sporo miejsca, gdzie było kilka rzeźbionych, pomalowanych na biało stolików z kompletem trzech stołków każdy. Dalej była mała scena i parkiet.
– Zdejmij opaskę – polecił Arthur. Brunetka podporządkowała się poleceniu. W tej chwili podszedł do ich stolika jakiś mężczyzna w średnim wieku i zapalił lampkę  tranową umieszczoną na środku białej powierzchni blatu.
Dziewczyna zdziwiona rozglądała się dookoła siebie. Z wrażenia aż zaparło dech w piersiach. 
Jakiś czas potem do ogrodu weszli mężczyźni w eleganckich czarnych garniturach. W ręku mięli instrumentu, takie jak wiolonczela, skrzypce, flety, ktoś wziął nawet kontrabas. Muzykanci ustawili się na niewielkim podwyższeniu i zaczęli grać najpiękniejsze melodie.
Zaczęły się pierwsze tańce. Także Arthur wstał, ukłonił się przed dziewczyną i podał jej dłoń. Maggie skinęła głową i po chwili znaleźli się na parkiecie.
Muzyka była teraz spokojna i wszystkie pary, które zostały, a było ich może z dwie, trzy tańczyły "przytulanego".
Arthur delikatnie objął ją w talii i przyciągnął do siebie, ta założyła ręce za jego szyję i powoli zaczęli kołysać się w takt muzyki.
– Chcę ci powiedzieć, że – wyszeptał jej w pewnej chwili do ucha, lecz momentalnie urwał, jakby się bał wyznać co mu leży na sercu.
– Odwagi Arthurze.
– Podobasz mi się i to bardzo. Wiem jednak, że nic by nie było między nami – urwał i nic już nie powiedział
Taniec się skończył i oboje podeszli do stolika, by trochę odpocząć.
– Nic nie mówisz – zauważył ciemnowłosy mężczyzna. – Czy to przez to co ci powiedziałem?
– Tak, ale od dawna podejrzewałam, że czujesz do mnie coś więcej.
– Nie gniewasz się o to?
– Nie mam o co – spojrzała mu głęboko w oczy i nachyliła się nad stolikiem. – Powiem ci szczerze, że też mi się troszkę podobasz – puściła mu oko. Chłopak lekko się uśmiechnął. – Ale chyba nie obdarzam cię takim uczuciem, jak ty mnie.
Skinął głową i zapatrzył się gdzieś w dal. Milczeli tak przez dłuższy czas, po czym Arthur dał znak, że już pora iść. Wyszli drugim wyjściem i ruszyli przed siebie.
– Maggie – dziewczyna spojrzała na niego. – przepraszam za to, co ci powiedziałem i za to co teraz zrobię – posłała mu pytające spojrzenie. Zobaczyła jak chłopak się nachylił i po chwili poczuła jego usta na swoich. Zamknęła oczy i oddała się tej chwili rozkoszy.
Potem niechętnie uniosła powieki i spostrzegła, że Arthur odszedł już parę kroków. Przystanął, odwrócił się i popatrzył na nią. Mimo otaczającej ciemności ujrzała jego smutny wzrok. Przełknęła ślinę i zrównała się z nim. Oboje pogrążeni w własnych myślach wrócili do apartamentu. 
          Dziewczyna wzięła szybki prysznic i udała się do swojego pokoju
Z jej sypialni wychodziły drzwi na balkon, z którego rozciągał się cudowny widok. Nie miała wątpliwości, że właśnie tam znajdzie współlokatora. Po cichu podeszła do barierki i położyła dłoń na plecach chłopaka. Brunet spojrzał na nią i ciężko westchnął. Maggie nie zastanawiając się długo objęła go ramionami. Ciemnooki odwrócił się do niej i odwzajemnił gest. Stali tak przez jakiś czas, po czym zaczęli wpatrywać się w piękno nocy. Arthur subtelnie ujął jej rękę. Ku jego miłemu zaskoczenie dziewczyna wplotła palce w jego dłoń. Uśmiech zagościł na twarzy chłopaka. Niebieskooka rzuciła mu przeciągłe spojrzenie i pociągnęła w stronę pokoju. Zamknęła drzwi balkonowe i usiadła na łóżku. Poklepała miejsce obok, tym samym dając do zrozumienia mężczyźnie, żeby poszedł za jej przykładem. Wpatrywali się w siebie przez dłuższy moment. Brunetka położyła się na miękkim materacu, a chłopak wraz z nią. Zasnęła po chwili. Arthur obserwował jej smukłe ciało. Oddałbym wszystko, żebyś spała tak przy mnie każdej nocy, westchnął. Czuł jak dusza mu śpiewa. Patrzyłby na nią jeszcze długo, lecz powieki zaczęły mu już ciążyć. 
          Otworzyła powieki i nie wiedziała, co się wokół niej dzieje. Nie miała pojęcia co ją tak nagle obudziło i dlaczego jej serce wali jak młotem
Spojrzała na Arthura, a potem na stolik znajdujący się pod ścianą niedaleko drzwi balkonowych. Wydawało jej się, że stoi tam jakaś kobieta. Przetarła oczy. Tam naprawdę ktoś był! 
Postać wydała jej się zarówno znajoma jak i obca. Wyglądem przypominała jej matkę, ale była niemal pewna, że to nie była ona. 
~ Córeczko, nie bój się mnie – Maggie zamarła.
– Kim... kim jesteś? Czego chcesz?
~ Twoją matką... Tą prawdziwą.
– Cornelia by do mnie nie przychodziła bezpodstawnie. Więc kim jesteś? – krzyknęła. Katem oka zauważyła jak Arthur się budzi.
~ Chodź do mnie - zjawa zrobiła krok w przód i wyciągnęła ręce.
– Odejdź w tej chwili.
– Maggie co się dzieje?! – dziewczyna spojrzała na chłopaka, potem na miejsce, gdzie stała jeszcze przed chwilą zjawa. Po duchu nie było ani śladu. Brunetka zaczęła trząść się jak w febrze. – Maggie – dotknął ją. – cholera jesteś cała zimna. Chodź tu – wyciągnął ramiona, a ona wtuliła się w nie, jakby miały je ochronić przed całym złem. – Już, spokojnie – gładził ją po włosach i po plecach. Poczuł jak powoli jej serce i oddech wraca do normalnego tępa. Głaskał ją jeszcze przez jakiś czas. Ostrożnie odchylił głowę i zauważył jak dziewczyna zasnęła. Wtulił szyję w jej włosy i również usnął.
***
Znów widziała kobietę w bieli. Lecz tym razem była ona starsza i miała krótsze włosy. Była żywa
Dziewczyna nie miała pojęcia, czy tamta ją widzi, a jeśli tak to nie zwraca na nią szczególnej uwagi.
Chodziła po jakimś pokoju i znów przenosiła rzeczy, których Maggie nie mogła dostrzec. Nagle kobieta zwróciła twarz ku niej. brunetka cofnęła się o krok widząc uśmiech na twarzy nieznajomej.
– Czemu się lękasz? – spytała. Jej głos pomimo wieku był czysty i melodyjny.
– Kim ty jesteś? – przypatrzyła się białej sukni i kwiatu wplątanego w lekko siwiejące jasne włosy. – Aniołem? – zapytała, choć wydało jej się to głupie. Zawstydziła się na tą myśl. Kobieta zachichotała.
– Daleko mi do anioła. Chcesz coś zobaczyć? – skinęła lekko głową i ruszyła za istotą. 
Szły przez  biały korytarzyk, aż stanęły na wprost dwóch drzwi. 
– Otwórz.
– Ale które?
– Sama musisz podjąć decyzję. Jedne i drugie dotyczą ciebie. Bardziej lub mniej bezpośrednio. Pamiętaj, że możesz otworzyć tylko jedne.
Dziewczyna skinęła głową i otworzyła drzwi po prawej. Była teraz w jakimś budynku. Nie, była raczej na jego dachu.
Przed sobą zobaczyła grupę ludzi stojących w półkolu zwróconych tyłem do niej. Jej uwagę przyciągnęli: mężczyzna po lewej i kobieta stojąca zaraz koło niego.
– Arthur? Amy? – uświadomiła sobie, że powiedziała to na głos. Oboje odwrócili się a za nimi reszta. Tak to byli oni, ale coś było nie tak. Ich oczy były bladoniebieskie a twarze blade. Przełknęła ślinę, gdy grupa zaczęła zbliżać się do niej. Zaczęła się cofać, lecz po chwili napotkała opór na swojej drodze. Odwróciła głowę i zobaczyła tylko cienkie ostrze, a po chwili poczuła piekący ból gardła, po czym nastąpiła całkowita ciemność.
      Obudził ją jej własny krzyk. Zaczęła się krztusić własną śliną i próbowała nabrać powietrza do płuc. Bezskutecznie.
***
– Maggie obudź się. Maggie, proszę. Obudź się – poczuła jak Arthur trzęsie jej ramionami. Otworzyła ciężkie powieki i łapczywie zaczęła nabierać powietrza. Chłopak podniósł ją do pozycji siedzącej, co spowodowało, że oddychanie stało się łatwiejsze. Minęło kilka długich minut nim się uspokoiła. Spojrzała na mężczyznę, który nadal ją podtrzymywał. Troska i strach mieszały się w jego oczach. – Nawet nie wiesz jak się o ciebie bałem – po tych słowach przytulił ją mocno.
*
jakiś czas potem, kawiarnia
– Powiedz mi czy ty... Co się stało dziś w nocy? – spytał upijając swoje espresso. Uniosła brew. Pochylił się nad stolikiem. – Czy ty widziałaś...
– Ducha? – podpowiedziała. Skinął głową. – Tak. Wiesz można powiedzieć, że jestem hmmm medium? Widzę istoty z innego świata już od jakiegoś czasu. Czasem mnie to przeraża, ale zdążyłam się przyzwyczaić. 
– Co on od ciebie chciał?
– Nie on, lecz ona – wzruszyła ramionami. – Kto wie? Mówiła, że jest moją matką... tą prawdziwą, choć nie wiem o co jej dokładnie chodziło. W prawdzie wyglądała bardzo podobnie do Cornelii, lecz było w niej coś obcego. Chciała żebym z nią poszła – zakończyła. Reakcja Arthura ją zastanowiła. Najpierw otworzył usta ze zdziwienia, potem zacisnął je w wąską linię. – Coś się stało?
– Nie. – stwierdził, po czym zanurzył wargi w gorącym, czarnym płynie. Dłuższą chwilę zastanawiał się nad czymś i zapytał: – Czy potem coś ci się śniło? Byłaś bardzo niespokojna.
Pokiwała głową i opowiedziała mu swój sen.
– Nie przejmuj się tym. To tylko wybryk wyobraźni. Wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził.
– Wiem.
*
      Ciężkie przygotowania, sporo nauki i nieprzespane noce opłaciły się. Maggie zdała pozytywnie ważny egzamin kończący szkołę licealną - General Certificate of Education - Advanced - Level i zaczynała nowy rozdział w życiu. 
Mimo, że od dawna nie miała wieści od najbliższej rodziny, była prze szczęśliwa. Nie chciała zamawiać taksówki, ale też nie chciała iść na nogach, w jak to ujęła? ach tak, "w obciachowej todze i bezsensownej czapce" do domu. Zadzwoniła więc po Arthura.
Parę minut później pod budynek szkoły podjechało granatowe audi.
– Cudownie wyglądasz w tym mundurku – zadrwił jak tylko weszła do auta. W odpowiedzi posłała mu gromiące spojrzenie i rzuciła w niego czapką, po czym przewróciła oczami.
*
– To co dzisiaj w nocy się bawimy? – spytał, a jego oczy dziwnie błyszczały.
– Zależy o jakiej zabawie mówimy – odpowiedziała spokojnie zaparzając zieloną herbatę.
– Są dwie opcje, Możemy skorzystać z ich obu lub tylko z jednej – odwróciła się do niego i pytająco uniosła brwi. Chłopak rozciągnął usta w szerokim, zmysłowym uśmiechu pokazując tym samym szereg równych, białych zębów. – Propozycja pierwsza: Idziemy do nocnego klubu trochę się rozerwać i uczcić tym samym zakończenie twojej szkoły.
– A druga?
– Możemy zostać tu. Wiesz kolacja, świece i te sprawy, a potem może coś jeszcze – zagryzł wargę i puścił do niej oczko.
– Stop, stop, stop, stop! Nie zagalopowałeś się troszkę?
– Ja? No co ty? – zrobił minę niewiniątka i położył teatralnie dłoń na sercu.
– Eh... Niech będzie pierwsza opcja, choć nie cierpię muzyki klubowej.
– W takim razie chodź ze mną – wstał i wyciągnął dłoń w jej kierunku.
– Chcę trochę odpocząć. Niedawno przyjechaliśmy.
– Dobrze – przewrócił oczami. – Wystarczy pół godziny?
– Taa.
*
w tym samym czasie
– Zostaw mnie, zostaw!!!
– Uspokój się Kamilla.
– Puszczaj przeklęta suko!!! Zrozumiałaś?! Puszczaj!!!
– Nie mogę. Wybacz – powiedziała, po czym wbiła w jej żyłę strzykawkę z środkiem uspokajającym. Popatrzyła na dziewczynę, westchnęła i wyszła z ciemnej sali. Za drzwiami usłyszała przeszywający krzyk nastolatki.
Przeszła przez korytarz i skierował się w stronę schodów do jednego z pokoi.
– Hans?! – zawołała nie mogąc znaleźć starszego pomocnika. – Hans!
– Idę, już idę – krzyknął ochrypłym głosem mężczyzna. – Słucham – powiedział wchodząc do pokoju, w którym stała.
– jakieś wieści od pani Kathariny? – skinął głową i podał jej kartkę złożonego papieru.
Kobieta szybko przeczytała zawartość i oddała mu list. 
– Co o tym myślisz?
– Musimy działać na własną rękę.
– Też tak sądzę. Eh... – westchnęła. – Miałam nadzieją, że nie trzeba będzie zawiadamiać "specjalistów" – prychnęła.  – Mam nadzieję, że jej to nie zaszkodzi – powiedział bardziej do siebie niż do pomocnika. – Zawiadomisz Mandy? – uniósł pytająco brwi. – Wkrótce Maggie będzie musiała poznać prawdę, a wtedy będzie ona potrzebna przy tym.
– Zajmę się tym. A i jeszcze jedno – wyjął papier z tylnej kieszeni spodni. – To od Arthura. 
Mężczyzna widział jak oczy kobiety niebezpiecznie się zwężają. Zgięła kartkę i cisnęła ją przed siebie.
– Jutro pojedziesz do Londynu. Powiadomię o tym Arthura.
– Ale...
– Bez żadnego "ale". Musisz z nim porozmawiać.
– Jak "pani" każe.
– A i byłabym zapomniała – powiedział do wychodzącego już mężczyzny. – Przygotuję raport w sprawie Kamilli. Dałbyś radę go wysłać?
– Oczywiście.
– Dziękuje.
*
          Zbliżał się dzień, którego wręcz nie cierpiała, a mianowicie dzień jej kolejnych urodzin. zawsze podchodził do tego obojętnie, ale od kiedy Marcel, jej przyjaciel z dzieciństwa, chciał popełnić samobójstwo na jej oczach dokładnie cztery lata temu znienawidziła tą "okazję".
          Siedział zamyślona na parapecie ze wzrokiem wbitym w ruchliwe ulice stolicy. Czuła się osamotniona.
Arthura nie było od kilku dni w apartamencie, toteż nie miała się nawet do kogo odezwać.
Ciszę przerwał dźwięk dzwoniącej komórki. Spojrzała na łóżko gdzie zostawiła telefon. Dźwięk ucichł, a ona wróciła do poprzedniego zajęcia. 
BlackBerry znów dał o sobie znać, lecz Maggie nawet się tym nie przejęła. Chciała pobyć teraz sama, z dala od wszelkich istot. 
Za trzecim i czwartym sygnałem też nie zareagowała, dopiero gdy usłyszała piąty raz tą samą melodię, niechętnie podniosła się z miejsca i szybkim krokiem przemierzyła odległość dzielącą ją od łóżka. Zaskoczona, tym kto dzwoni, odebrała. Po kilku dłuższych chwilach odzyskała zdolność mowy.
– Słucham? – spytała drżącym głosem.
Witaj Maggie. Dawno nie rozmawiałyśmy, nieprawdaż?
– Owszem – potwierdziła. – W jakiej sprawie dzwonisz?
Jest coś co chcę ci przekazać...
 Co takiego? – przerwała jej.
 Coś ważnego, coś co dotyczy ciebie i Kamilli – Maggie wstrzymała oddech. Nie mogę ci tego przekazać prze telefon.
– Rozumiem. Chcesz się spotkać w tym celu?
Otóż to. Przyjdź jutro w godzinach popołudniowych na zabytkowy rynek w Covent Garden. Nadszedł czas, żebyś poznała prawdę. Arthur ci będzie towarzyszył – milczała przez chwilę, po czym dodała: Proszę przyjdź, to bardzo ważne.
– Okay – przewróciła oczami. – Zaraz, zaraz co masz na myśli mówiąc "poznasz prawdę"? Znasz Arthura? Od kiedy? Jak to się stało? Ty w ogóle jesteś w Anglii???
Za dużo pytań jak naraz. Jestem w Anglii i tak znam Arthura.
– Ale... ale skąd?
Nie pora na wyjaśnienia. Bądź jutro na pewno. Do zobaczenia.
– Czekaj... – w odpowiedzi usłyszała trzy sygnały oznaczające koniec rozmowy.