A więc jest 4 rozdział. Przepraszam, że dopiero teraz, ale
miałam nadmiar pracy, głównie przez szkołę... Mam nadzieję, że również Wam się
spodoba jak poprzednie. Następny rozdział postaram się dodać za półtorej
tygodnia, w weekend. A i taka mała prośba: gdybyście mogli komentować, bo dla
Was to nie wiele, tylko napisanie parę słów, natomiast dla mnie jest to
motywacja do dalszych działań. :)
W tym momencie, Maggie zauważyła
głęboką na 2 cm, ciągnącą się od lewego obojczyka zahaczającą o klatkę
piersiową, aż do prawej strony żeber ranę, jakby ślady jakiś pazurów.
Przeraziła się, bo w tej chwili przypomniała sobie takie same zadarcia, które
znalazła w pokoju Kamilli, na drzwiczkach szafy.
- Oh shit! Powiedz, kto lub co ci to
zrobiło i dlaczego?!
- To coś, to nie był człowiek, nie
było także zwierzę.
- To, co to mogło być?
Przybliżyła się do Maggie na odległość
15 centymetrów i praktycznie wykrzyczała jej prosto w twarz:
- Bestia, demon!
Brunetka zamknęła na chwilę oczy, po
czym otworzyła je z wściekłością. Zaczęła domyślać się, co mogło zajść w pokoju
siostry, ale wciąż nie miała pojęcia gdzie ona jest.
- Chodź ze mną. – mówiąc to wyciągnęła
dłoń w kierunku na wpół przytomnej, drżącej dziewczyny.
Laura posłusznie złapała za rękę
brunetki.
Maggie nie widziała najmniejszego
sensu w opatrzeniu największej rany dziewczyny, czyli tej po śladach pazurów,
gdyż widziała, że jest już zaschnięta.
Wyszły z łazienki. Szesnastolatka była
zdezorientowana zaistniałą sytuacją. Zastanawiała się, gdzie Maggie zamierza ją
wziąć.
Szły po ciemnym, opustoszałym domu.
Blondynka poczuła rozluźnienie w dłoni, lecz po chwili jej prawy nadgarstek
znalazł się w sztywnym i mocnym uścisku starszej koleżanki.
- Auć. Za mocno.
- Sorki.
Poluzowała uścisk, ale nadal był
mocny.
Wchodziły teraz po schodach na górę.
Maggie miała wizję. Jej oczom ukazał się obraz ciemnego, nieznanego lasu z
ostatniego snu, lecz teraz… teraz było coś więcej niż tylko mrok flory, była
mgła, dość gęsta i co chwila widziała kruki przelatujące nad jej głową. Szła po
tym lesie, wiedziała, że nie jest sama, że ktoś idzie obok w jej tempie. Miała
wrażenie, że coś kryło się w tej mgle, w tym lesie.
Dziewczynie zakręciło się w głowie.
Stanęła. Z ledwością zdążyła chwycić poręcz. Puściła nadgarstek towarzyszki.
Laura widząc stan Maggie objęła ją chwytając za biodro, by nie upadła.
Ta zaś popatrzyła na nią z
wdzięcznością, po czym podziękowała z uśmiechem na ustach. Blondynka
odpowiedziała tym samym gestem.
Zaczęły z powrotem iść po schodach.
Szły w milczeniu. Dopiero, kiedy znalazły się na pierwszym piętrze, Laura
opuściła rękę oswobadzając ciało starszej licealistki. Nagle Maggie szeptem
oznajmiła:
- Miałam wizję.
Przyjaciółka jej siostry popatrzyła na
nią ze zdziwieniem.
- Jaką?
Dziewczyna opowiedziała jej to, co
widziała, a ta przystanęła i zaczęła drżeć.
- Co ci?
- Nic. Po prostu to, ten las z twej
wizji bardzo przypomina mi miejsce, z którego uciekałam.
- Naprawdę? – miała mieszane myśli i
uczucia w tej chwili- Dlaczego przybiegłaś akurat do mnie?
- Je? Pomóc? W czym? Ja cię tylko
opatrzyłam.
- Nie o to chodzi, ja nawet tego nie
chciałam.
Weszły do pokoju Kamilli.
- A o co?
- O twoją siostrę.
- Co?! – mówiąc to upuściła szklaną
koniczynkę, którą trzymała w ręce od chwili, gdy przyjechała od wuja. Była to
praktycznie jedyna (prócz zdjęć), po jej zmarłej matce. – Jak to? Widziałaś ją?
Co z nią? Gdzie ona jest?
- Była ze mną. Niestety nie potrafiła
uciec, była zbyt słaba.
- Czyli, że zostawiłaś ją w tym lesie?
- Nie miałam innego wyboru.
- Powiedz, czy żyje chociaż!
- Nie wiem, możliwe. Nie chce nic
mówić, nie chcę osądzać o jej losie.
Obie zamilczały. Maggie załamana
przyklęknęła na podłogę. Drobnej i bardzo szczupłej budowy nastolatka usiadła
koło niej.
- Musimy ją odnaleźć.
- Wiem.
- Chodźmy teraz. Może jeszcze nie jest
za późno.
- Ok.
- Chociaż. Czekaj. Nie możesz wyjść w
samej bieliźnie na ulicę.
Maggie wstała i podeszła do szafy, a
blondynka nieśmiało za nią.
Siedemnastolatka wyciągnęła szare
rurki, znalazła jakąś kolorową bluzkę i luźniejszą bluzę. Podała taki zestaw
ubrań Laurze, po czym wyszła z pokoju do siebie. Założyła swoją ulubioną,
ciepłą bluzę i z powrotem wróciła do pozostawionej w niedużym pomieszczeniu
dziewczyny.
- Chodźmy po nią!
Laura pokiwała głową. Wyszły z pokoju.
- Czekaj. – Maggie zatrzymała ją w
korytarzu i zniknęła gdzieś na chwilę. – Trzymaj.
- Co to?
- Moje trampki. Chyba nie chcesz mieć
bardziej pokaleczonych stóp?
- No, nie.
- Powinny pasować.
Założyła buty, a w tym samym czasie
Maggie zawiązała glany. Tym razem szybko się uwinęła.
- I?
- Są trochę duże, ale niech będą.
Wyszły z domu. Maggie zauważyła, że
mgła, która utrzymuje się od paru dni, dziś wydawała się gęstsza.
Musiała trzymać się blisko dziewczyny,
żeby ją nie zgubić.
Spojrzała w górę na niebo, na czubki
drzew z alejki. Były mało widoczne, ale zauważyła ciemne sylwetki, siedzących
na gałęziach dużych ptaków. Przypuszczała, że były to kruki i wrony. Niektóre
przelatywały tuż nad jej głową, niektóre za nią. Miała wrażenie, że obserwują
jej każdy krok. Czuła się trochę dziwnie.
Maggie zaczęła biec za dziewczyną. W
pewnym momencie zgubiła ją, ale tylko na chwilę, bo ta się zatrzymała i
czekała.
Szły już dość długo. Mimo to Laura
twierdziła, że przez las jest znacznie szybciej niż przez miasto.
Były teraz na skraju zadrzewionego
terenu. Maggie szła za dziewczyną, niepewna swoich kroków. Domyśliła się, że
doszły do innej miejscowości.
- Laura, gdzie my w ogóle jesteśmy?
Dziewczyna przelotnie spojrzała na
Maggie, ale nic nie odpowiedziała. Szła nadal przed siebie. Nastolatka
postanowiła już o nic więcej nie pytać.
Milcząc
przez pół drogi, doszły szybkim tempem do stacji metra.
- Nie mam kasy na bilet.
- Spokojnie.- powiedziała znaczącym
głosem Laura. Trochę brzmiało to jak rozkaz, niż jak stwierdzenie. – Nie jest
ci potrzebna
Maggie pytająco spojrzała na szczupłą
nastolatkę, ale ta nic sobie z tego nie zrobiła.
Wsiadły do pociągu i bez biletów
pojechały na następną stację. Wysiadły i jak się potem okazało, kierowały się w
stronę innego miasta.
Droga zajęła im półgodziny. Maggie
była już wyczerpana po niecałym dniu chodzenia. Zaczęło jej się kręcić w głowie
i powoli kołysała się na bok. Koleżanka widząc towarzyszkę w takim stanie,
przystanęła i złapała ją w pasie, akurat w momencie, gdy ta z ledwością
trzymała się na nogach.
- Musisz odpocząć.
- Nie, dam radę.
- Nie wierzę. Choć lepiej coś zjeść,
na pewno to ci lepiej zrobi.
Maggie wiedziała, że Laura ma rację.
Nie jadła od czasu zniknięcia Kamilli, czyli ponad 2 dni
- Znasz to miasto?
- Niezupełnie… .
- To znaczy?
- Raz tędy przejeżdżałam, a raz
uciekałam.
- To skąd wiesz, gdzie co jest? I jak
dotrzemy do Kamilli?
Położyła dłoń na ramieniu brunetki, po
czym powiedziała:
- O to się nie martw. Zaufaj mi.
Poszły do kawiarni i szybko tam zjadły
- Lepiej?
- Tak.
- Możemy już iść?- zapytała wstając z
miejsca.
- Tak.
Laura zapłaciła i wyszły.
Między dziewczętami znowu zapadła dość
długa chwila milczenia.
- Już niedaleko.
Maggie przyjęła tą informację, bez
słowa. Szły teraz nieco szybszym tempem. Siedemnastolatka zauważyła, że rany na
lewym policzku i na szyi blondynki zaczynają na nowo krwawić. Kobieta położyła
dłoń na szyję koleżanki, uciskając ranę i tym samym sprawiając, że ciecz
przestała cieknąć. Miała w kieszeni tylko chusteczki i bandaż (który zdążyła
ukradkiem wziąć z domu). Wytarła jej krew z miejsca na którym trzymała dłoń i
policzka oraz ze swojej ręki. Okręciła bandażem ranę. Chociaż tyle mogła
zrobić.
Odnowiły marsz.
Znalazły się w lesie. Znowu?
Popatrzyła pytająco na blondynkę. A
ona odpowiedziała na niewypowiedziane pytanie:
- Tak. Ostatni raz w tym lesie
widziałam twoją siostrę.
Coraz bardziej pochłaniała je mgła i
głębia lasu.
To miejsce przypomina mi moją wizję.
Maggie wydawało się, że im głębiej
podążały w las tym mgła stawała się rzadsza i że coraz więcej ptaków – czarnych
kruków i wron – zaczyna przelatywać pomiędzy gałęziami. Spojrzała po przekątnej
w lewo. Dostrzegła biały, jedwabny szal na jednej z dalszych gałązek.
- Laura!
- Co?
- Popatrz tam.
Dziewczyna zwróciła się w pokazanym
kierunku.
- Widzisz ten szal?
Wyostrzyła wzrok i go ujrzała.
Równocześnie podbiegły do owej gałęzi.
Maggie chwyciła jedwabną chustę w rękę. Miał on pełno brązowawych plam, co
sugerowało zaschniętą krew. Na samym końcu, w rogu było wyhaftowane na złotawy
kolor K. Swan.
- To jest szal Kamilli.
- Skąd ta pewność?
- Widzisz ten haft?
- Tak.
- No właśnie. Kiedy Kamilla była
młodsza, mama, jak jeszcze żyła, wyhaftowała jej na swoim szalu inicjał oraz
nazwisko i dała go jej. Moja siostra nie rozstawała się z nim, nigdy. A teraz?,
teraz wisi tutaj. Musiała tędy iść lub biec.
- Idziemy w dobrym kierunku.
Momentalnie przyśpieszyły. Praktycznie
biegły na ślepo, obijając się o drzewa i zahaczając o krzewy.
Mijając większe drzewa, gdzieniegdzie
widniały ślady szponów, a na ściółce - krwi.
Maggie była niespokojna. Zauważyła, że
Laura także, ale nie dawały tego po sobie poznać.
Zwolniły. Widziały coraz więcej krwi
na opadłych liściach. Brunetka zaczęła trochę panikować, ale cały czas
uspokajała się w myśli. Wiedziała, że panika nie polepszy sytuacji, lecz
odwrotnie.
- Laura!
- Co?
- Co tam jest? Wygląda jakby ktoś tam
leżał. Spójrz.
- No faktycznie. Chodźmy tam.
Podbiegły do leżącego człowieka.
Okazała się to młoda kobieta. Przyjrzały się jej. To była Kamilla. Szybko
uklęknęły przy jej ciele. Dziewczyna miała pełno ran na sobie i na jej ciele
było pełno krwi. Tak samo, jak wokół niej. Maggie zaczęły płynąć po cichu łzy.
Sprawdziła funkcje życiowe. Nie było tętna, ani oddechu. Nic. Przytuliła ją do
siebie, pogłaskała po plecach i po głowie. Nie wytrzymała i wybuchnęła
szlochem. Wyksztusiła przez łzy:
- Ona. Ona jest martwa! Spóźniłyśmy
się. To koniec. Nie ma już nic.
~ Nie. Nie jest za późno, jeszcze nie.
Jej oczy otworzyły się szeroko, po
usłyszeniu męskiego, donośnego głosu za sobą. Powoli położyła siostrę na
miejsce. Po czym gwałtownie się odwróciła w kierunku głosu. Był to chłopak,
którego widziała w parku, w swoim mieście – Newcastle.
~ Ty mnie widzisz i rozumiesz?
- Tak.
~ A ona? – wskazał na Laurę,
która siedziała załamana przy Kamilli. Maggie uniosła ramiona, na znak, że nie
wie. ~ Powiedz jej, żeby dzwoniła po pogotowie, a ja zajmę się resztą.
Cały czas mówił bez żadnego grymasu,
bez wyrażania jakichkolwiek emocji. Spokojnie, ale stanowczo.
- Laura.
Gdy dziewczyna na nią spojrzała
rzuciła do niej swój telefon mówiąc: „łap”
– Zadzwoń po karetkę.
- To ma jakiś sens?
- Nie wiem, dzwoń.
Szesnastolatka wstała, wybierając
numer. Oddaliła się na odległość dwóch metrów. W tym samym czasie wysoki
chłopak kazał odsunąć się Maggie od ciała szatynki. Przyklęknął. Dotknął jej
ramion i przejechał dłońmi w kierunku łokci. Po chwili odsunął ręce od jej
górnych kończyn. Przystawił dłoń do jej szyi, a następnie zsunął dłoń w stronę
klatki piersiowej dziewczyny.
- Co ty chcesz jej zrobić?!
~ Spokojnie. Nie widzisz, że chce jej
pomóc?- powiedział zerkając kątem oka na postać brunetki. ~ Zamierzasz tak stać
i się na mnie gapić, czy tu podejdziesz?
Maggie podeszła do chłopaka, a Laura
zakończyła już rozmowę, ale została poproszona by nie podchodziła do ciała.
- Czemu to robisz? Czemu
próbujesz mi pomóc?
Chłopak zignorował to.
~ Przytrzymaj jedną ręką na jej
tętnicy szyjnej, drugą na żebrach. Będzie sporo krwi…
Dziewczyna posłusznie zrobiła to, co
jej polecił. Ręka bruneta wylądowała na mostku dziewczyny. Przycisnął mocniej
jej klatkę piersiową. Maggie usłyszała trzask łamiących się żeber. Po chwili
spojrzała na rany znajdujące się na ciele swojej siostry. Zwróciła uwagę na
szyję, na której widniały znacząco 3, dość głębokie zadrapania. Trzymała na
nich rękę i poczuła mokrą, ciepłą ciecz. Krew. Wylewała się ze wszystkich ran i
zadrapań, co mogło tylko oznaczać, że serce jest aktywne. Odruchowo dała rękę
na środek klatki piersiowej. Wyczuwała ledwo bijące serce i przytłumiony,
bardzo wolno uwalniający się oddech.
- Ona odżyła?!
- Jak to?- zapytała Laura.
Maggie zapomniała o jej obecności.
~ Muszę cię jednak zmartwić. – zwrócił
się do siedemnastolatki . ~ Wyczuwam w niej obcą, złą energię, która
praktycznie i skutecznie zabija ją od środka. Czekał na reakcję dziewczyny,
lecz niestety jej nie otrzymał. Zauważył tylko zdziwienie, więc kontynuował. ~
Myślę, że to ktoś silniejszy ode mnie, z negatywną siłą. Może być to…
~ Czego tu szukasz?! – przerwał
znajomy mu kobiecy głos.~ Po coś ją ożywił ?!
~ Jej właśnie się obawiałem. –
powiedział po cichu do zmieszanej dziewczyny. Po czym zwrócił się do kobiety: ~
Zabiłabyś ją!
~ Udałoby mi się to, gdyby nie ty i te
twoje żyjące przyjaciółeczki! – zaczęła oskarżać go rozwścieczona.
~ Czemu to zrobiłaś?!
Laura podeszła do Maggie nie zdając
sobie sprawy, co się właśnie dzieje.
Maggie zauważyła, że ta kobieta
jest o wiele wyższa od bruneta. Była nienaturalnie chuda. Miała na sobie białą,
długą i poplamioną krwią suknię sięgającą do połowy łydek. Miała długie, ciemne
i rozczochrane włosy. A zamiast dłoni czarne, ostre szpony.
Maggie przestała słuchać o czym oni
mówią, zajęła się Kamillą. Chciała jakoś zatamować krwawienie, przybliżyła się
do ciała siostry, ale kobieta wrzeszcząca na bruneta zwróciła się do
siedemnastolatki ostrym tonem:
~ Zostaw ją!!! Nie dotykaj!!! Odsuń się!!!- wzięła ręce od wpółmartwej, ale gdy rozwścieczona czarnowłosa odwróciła od niej wzrok, dziewczyna znowu zwróciła się ku ciału. ~ Mówiłam! Nie dotykaj jej!! – zbliżyła się do przykucającej Maggie. ~ Nie słuchasz!- mówiąc to podniosła brunetkę do góry wbijając szpony w jej szyję.
~ Zostaw ją!!! Nie dotykaj!!! Odsuń się!!!- wzięła ręce od wpółmartwej, ale gdy rozwścieczona czarnowłosa odwróciła od niej wzrok, dziewczyna znowu zwróciła się ku ciału. ~ Mówiłam! Nie dotykaj jej!! – zbliżyła się do przykucającej Maggie. ~ Nie słuchasz!- mówiąc to podniosła brunetkę do góry wbijając szpony w jej szyję.
~ Mirda, postaw ją na ziemi!
Już! W tej chwili! Te dziewczyny nic ci nie zrobiły!
Ta jednak zignorowała go.
~ Słyszysz?!
Kobieta od wpływem silnego uderzenia,
którego dostała w biodro od chłopaka, wypuściła z „rąk” wystraszoną dziewczynę.
Maggie upadła na ziemię, nie mogąc złapać oddechu. Zaś kobieta z całą siłą
padła na drzewa w odległości trzech metrów.
Po krótkim czasie siedemnastoletnia brunetka była w stanie normalnie oddychać.
Po krótkim czasie siedemnastoletnia brunetka była w stanie normalnie oddychać.
Laura pomogła jej wstać. Maggie
odebrała jakiś dziwny impuls od strony chłopaka. Coś w stylu: „weź ciało na
ręce i uciekajcie stąd. Powstrzymam ją.” Brunetka zrobiła jak powiedział jej
wysoki, młody mężczyzna. Oczywiście to jeszcze bardziej wkurzyło demonice,
która za wszelką cenę chciała dostać uciekające dziewczyny w swoje szpony.
Została powstrzymana przez swojego przeciwnika.
Maggie kątem oka zerknęła do tyłu, a
za nią Laura powtórzyła to samo. Ujrzały smugę biło- niebieskiego światła.
Wybiegły z lasu. I właśnie teraz
spostrzegły karetkę wezwana przez szesnastolatkę około 20 minut temu.