środa, 20 listopada 2013

~ Rozdział 4 ~


A więc jest 4 rozdział. Przepraszam, że dopiero teraz, ale miałam nadmiar pracy, głównie przez szkołę... Mam nadzieję, że również Wam się spodoba jak poprzednie. Następny rozdział postaram się dodać za półtorej tygodnia, w weekend. A i taka mała prośba: gdybyście mogli komentować, bo dla Was to nie wiele, tylko napisanie parę słów, natomiast dla mnie jest to motywacja do dalszych działań. :)



          W tym momencie, Maggie zauważyła głęboką na 2 cm, ciągnącą się od lewego obojczyka zahaczającą o klatkę piersiową, aż do prawej strony żeber ranę, jakby ślady jakiś pazurów. Przeraziła się, bo w tej chwili przypomniała sobie takie same zadarcia, które znalazła w pokoju Kamilli, na drzwiczkach szafy.
- Oh shit! Powiedz, kto lub co ci to zrobiło i dlaczego?!
- To coś, to nie był człowiek, nie było także zwierzę.
- To, co to mogło być?
Przybliżyła się do Maggie na odległość 15 centymetrów i praktycznie wykrzyczała jej prosto w twarz:
- Bestia, demon!
Brunetka zamknęła na chwilę oczy, po czym otworzyła je z wściekłością. Zaczęła domyślać się, co mogło zajść w pokoju siostry, ale wciąż nie miała pojęcia gdzie ona jest.
- Chodź ze mną. – mówiąc to wyciągnęła dłoń w kierunku na wpół przytomnej, drżącej dziewczyny.
Laura posłusznie złapała za rękę brunetki.
          Maggie nie widziała najmniejszego sensu w opatrzeniu największej rany dziewczyny, czyli tej po śladach pazurów, gdyż widziała, że jest już zaschnięta.
          Wyszły z łazienki. Szesnastolatka była zdezorientowana zaistniałą sytuacją. Zastanawiała się, gdzie Maggie zamierza ją wziąć.
          Szły po ciemnym, opustoszałym domu. Blondynka poczuła rozluźnienie w dłoni, lecz po chwili jej prawy nadgarstek znalazł się w sztywnym i mocnym uścisku starszej koleżanki.
- Auć. Za mocno.
- Sorki.
Poluzowała uścisk, ale nadal był mocny.
          Wchodziły teraz po schodach na górę. Maggie miała wizję. Jej oczom ukazał się obraz ciemnego, nieznanego lasu z ostatniego snu, lecz teraz… teraz było coś więcej niż tylko mrok flory, była mgła, dość gęsta i co chwila widziała kruki przelatujące nad jej głową. Szła po tym lesie, wiedziała, że nie jest sama, że ktoś idzie obok w jej tempie. Miała wrażenie, że coś kryło się w tej mgle, w tym lesie.
          Dziewczynie zakręciło się w głowie. Stanęła. Z ledwością zdążyła chwycić poręcz. Puściła nadgarstek towarzyszki. Laura widząc stan Maggie objęła ją chwytając za biodro, by nie upadła.
Ta zaś popatrzyła na nią z wdzięcznością, po czym podziękowała z uśmiechem na ustach. Blondynka odpowiedziała tym samym gestem.
          Zaczęły z powrotem iść po schodach. Szły w milczeniu. Dopiero, kiedy znalazły się na pierwszym piętrze, Laura opuściła rękę oswobadzając ciało starszej licealistki. Nagle Maggie szeptem oznajmiła:
- Miałam wizję.
Przyjaciółka jej siostry popatrzyła na nią ze zdziwieniem.
- Jaką?
Dziewczyna opowiedziała jej to, co widziała, a ta przystanęła i zaczęła drżeć.
- Co ci?
- Nic. Po prostu to, ten las z twej wizji bardzo przypomina mi miejsce, z którego uciekałam.
- Naprawdę? – miała mieszane myśli i uczucia w tej chwili- Dlaczego przybiegłaś akurat do mnie?
- Je? Pomóc? W czym? Ja cię tylko opatrzyłam.
- Nie o to chodzi, ja nawet tego nie chciałam.
Weszły do pokoju Kamilli.
- A o co?
- O twoją siostrę.
- Co?! – mówiąc to upuściła szklaną koniczynkę, którą trzymała w ręce od chwili, gdy przyjechała od wuja. Była to praktycznie jedyna (prócz zdjęć), po jej zmarłej matce. – Jak to? Widziałaś ją? Co z nią? Gdzie ona jest?
- Była ze mną. Niestety nie potrafiła uciec, była zbyt słaba.
- Czyli, że zostawiłaś ją w tym lesie?
- Nie miałam innego wyboru.
- Powiedz, czy żyje chociaż!
- Nie wiem, możliwe. Nie chce nic mówić, nie chcę osądzać o jej losie.
          Obie zamilczały. Maggie załamana przyklęknęła na podłogę. Drobnej i bardzo szczupłej budowy nastolatka usiadła koło niej.
- Musimy ją odnaleźć.
- Wiem.
- Chodźmy teraz. Może jeszcze nie jest za późno.
- Ok.
- Chociaż. Czekaj. Nie możesz wyjść w samej bieliźnie na ulicę.
Maggie wstała i podeszła do szafy, a blondynka nieśmiało za nią.
          Siedemnastolatka wyciągnęła szare rurki, znalazła jakąś kolorową bluzkę i luźniejszą bluzę. Podała taki zestaw ubrań Laurze, po czym wyszła z pokoju do siebie. Założyła swoją ulubioną, ciepłą bluzę i z powrotem wróciła do pozostawionej w niedużym pomieszczeniu dziewczyny.
- Chodźmy po nią!
Laura pokiwała głową. Wyszły z pokoju.
- Czekaj. – Maggie zatrzymała ją w korytarzu i zniknęła gdzieś na chwilę. – Trzymaj.
- Co to?
- Moje trampki. Chyba nie chcesz mieć bardziej pokaleczonych stóp?
- No, nie.
- Powinny pasować.
Założyła buty, a w tym samym czasie Maggie zawiązała glany. Tym razem szybko się uwinęła.
- I?
- Są trochę duże, ale niech będą.
Wyszły z domu. Maggie zauważyła, że mgła, która utrzymuje się od paru dni, dziś wydawała się gęstsza.
          Musiała trzymać się blisko dziewczyny, żeby ją nie zgubić.
Spojrzała w górę na niebo, na czubki drzew z alejki. Były mało widoczne, ale zauważyła ciemne sylwetki, siedzących na gałęziach dużych ptaków. Przypuszczała, że były to kruki i wrony. Niektóre przelatywały tuż nad jej głową, niektóre za nią. Miała wrażenie, że obserwują jej każdy krok. Czuła się trochę dziwnie.
          Maggie zaczęła biec za dziewczyną. W pewnym momencie zgubiła ją, ale tylko na chwilę, bo ta się zatrzymała i czekała.
Szły już dość długo. Mimo to Laura twierdziła, że przez las jest znacznie szybciej niż przez miasto.
Były teraz na skraju zadrzewionego terenu. Maggie szła za dziewczyną, niepewna swoich kroków. Domyśliła się, że doszły do innej miejscowości.
- Laura, gdzie my w ogóle jesteśmy?
Dziewczyna przelotnie spojrzała na Maggie, ale nic nie odpowiedziała. Szła nadal przed siebie. Nastolatka postanowiła już o nic więcej nie pytać.
          Milcząc przez pół drogi, doszły szybkim tempem do stacji metra.
- Nie mam kasy na bilet.
- Spokojnie.- powiedziała znaczącym głosem Laura. Trochę brzmiało to jak rozkaz, niż jak stwierdzenie. – Nie jest ci potrzebna
Maggie pytająco spojrzała na szczupłą nastolatkę, ale ta nic sobie z tego nie zrobiła.
Wsiadły do pociągu i bez biletów pojechały na następną stację. Wysiadły i jak się potem okazało, kierowały się w stronę innego miasta.
          Droga zajęła im półgodziny. Maggie była już wyczerpana po niecałym dniu chodzenia. Zaczęło jej się kręcić w głowie i powoli kołysała się na bok. Koleżanka widząc towarzyszkę w takim stanie, przystanęła i złapała ją w pasie, akurat w momencie, gdy ta z ledwością trzymała się na nogach.
- Musisz odpocząć.
- Nie, dam radę.
- Nie wierzę. Choć lepiej coś zjeść, na pewno to ci lepiej zrobi.
Maggie wiedziała, że Laura ma rację. Nie jadła od czasu zniknięcia Kamilli, czyli ponad 2 dni
- Znasz to miasto?
- Niezupełnie… .
- To znaczy?
- Raz tędy przejeżdżałam, a raz uciekałam.
- To skąd wiesz, gdzie co jest? I jak dotrzemy do Kamilli?
Położyła dłoń na ramieniu brunetki, po czym powiedziała:
- O to się nie martw. Zaufaj mi.
Poszły do kawiarni i szybko tam zjadły
- Lepiej?
- Tak.
- Możemy już iść?- zapytała wstając z miejsca.
- Tak.
Laura zapłaciła i wyszły.
          Między dziewczętami znowu zapadła dość długa chwila milczenia.
- Już niedaleko.
Maggie przyjęła tą informację, bez słowa. Szły teraz nieco szybszym tempem. Siedemnastolatka zauważyła, że rany na lewym policzku i na szyi blondynki zaczynają na nowo krwawić. Kobieta położyła dłoń na szyję koleżanki, uciskając ranę i tym samym sprawiając, że ciecz przestała cieknąć. Miała w kieszeni tylko chusteczki i bandaż (który zdążyła ukradkiem wziąć z domu). Wytarła jej krew z miejsca na którym trzymała dłoń i policzka oraz ze swojej ręki. Okręciła bandażem ranę. Chociaż tyle mogła zrobić.
Odnowiły marsz.
Znalazły się w lesie. Znowu?
Popatrzyła pytająco na blondynkę. A ona odpowiedziała na niewypowiedziane pytanie:
- Tak. Ostatni raz w tym lesie widziałam twoją siostrę.
          Coraz bardziej pochłaniała je mgła i głębia lasu.
To miejsce przypomina mi moją wizję.
Maggie wydawało się, że im głębiej podążały w las tym mgła stawała się rzadsza i że coraz więcej ptaków – czarnych kruków i wron – zaczyna przelatywać pomiędzy gałęziami. Spojrzała po przekątnej w lewo. Dostrzegła biały, jedwabny szal na jednej z dalszych gałązek.
- Laura!
- Co?
- Popatrz tam.
Dziewczyna zwróciła się w pokazanym kierunku.
- Widzisz ten szal?
Wyostrzyła wzrok i go ujrzała.
          Równocześnie podbiegły do owej gałęzi. Maggie chwyciła jedwabną chustę w rękę. Miał on pełno brązowawych plam, co sugerowało zaschniętą krew. Na samym końcu, w rogu było wyhaftowane na złotawy kolor K. Swan.
- To jest szal Kamilli.
- Skąd ta pewność?
- Widzisz ten haft?
- Tak.
- No właśnie. Kiedy Kamilla była młodsza, mama, jak jeszcze żyła, wyhaftowała jej na swoim szalu inicjał oraz nazwisko i dała go jej. Moja siostra nie rozstawała się z nim, nigdy. A teraz?, teraz wisi tutaj. Musiała tędy iść lub biec.
- Idziemy w dobrym kierunku.
Momentalnie przyśpieszyły. Praktycznie biegły na ślepo, obijając się o drzewa i zahaczając o krzewy.
Mijając większe drzewa, gdzieniegdzie widniały ślady szponów, a na ściółce - krwi.
Maggie była niespokojna. Zauważyła, że Laura także, ale nie dawały tego po sobie poznać. 
          Zwolniły. Widziały coraz więcej krwi na opadłych liściach. Brunetka zaczęła trochę panikować, ale cały czas uspokajała się w myśli. Wiedziała, że panika nie polepszy sytuacji, lecz odwrotnie.
- Laura!
- Co?
- Co tam jest? Wygląda jakby ktoś tam leżał. Spójrz.
- No faktycznie. Chodźmy tam.
          Podbiegły do leżącego człowieka. Okazała się to młoda kobieta. Przyjrzały się jej. To była Kamilla. Szybko uklęknęły przy jej ciele. Dziewczyna miała pełno ran na sobie i na jej ciele było pełno krwi. Tak samo, jak wokół niej. Maggie zaczęły płynąć po cichu łzy. Sprawdziła funkcje życiowe. Nie było tętna, ani oddechu. Nic. Przytuliła ją do siebie, pogłaskała po plecach i po głowie. Nie wytrzymała i wybuchnęła szlochem. Wyksztusiła przez łzy:
- Ona. Ona jest martwa! Spóźniłyśmy się. To koniec. Nie ma już nic.
~ Nie. Nie jest za późno, jeszcze nie.
Jej oczy otworzyły się szeroko, po usłyszeniu męskiego, donośnego głosu za sobą. Powoli położyła siostrę na miejsce. Po czym gwałtownie się odwróciła w kierunku głosu. Był to chłopak, którego widziała w parku, w swoim mieście – Newcastle.
~ Ty mnie widzisz i rozumiesz?
- Tak.
 ~ A ona? – wskazał na Laurę, która siedziała załamana przy Kamilli. Maggie uniosła ramiona, na znak, że nie wie. ~ Powiedz jej, żeby dzwoniła po pogotowie, a ja zajmę się resztą.
Cały czas mówił bez żadnego grymasu, bez wyrażania jakichkolwiek emocji. Spokojnie, ale stanowczo.
- Laura.
Gdy dziewczyna na nią spojrzała rzuciła do niej swój telefon mówiąc: „łap”
 – Zadzwoń po karetkę.
 - To ma jakiś sens?
 - Nie wiem, dzwoń.
          Szesnastolatka wstała, wybierając numer. Oddaliła się na odległość dwóch metrów. W tym samym czasie wysoki chłopak kazał odsunąć się Maggie od ciała szatynki. Przyklęknął. Dotknął jej ramion i przejechał dłońmi w kierunku łokci. Po chwili odsunął ręce od jej górnych kończyn. Przystawił dłoń do jej szyi, a następnie zsunął dłoń w stronę klatki piersiowej dziewczyny.
- Co ty chcesz jej zrobić?!
~ Spokojnie. Nie widzisz, że chce jej pomóc?- powiedział zerkając kątem oka na postać brunetki. ~ Zamierzasz tak stać i się na mnie gapić, czy tu podejdziesz?
Maggie podeszła do chłopaka, a Laura zakończyła już rozmowę, ale została poproszona by nie podchodziła do ciała.
 - Czemu to robisz? Czemu próbujesz mi pomóc?
Chłopak zignorował to.
~ Przytrzymaj jedną ręką na jej tętnicy szyjnej, drugą na żebrach. Będzie sporo krwi…
          Dziewczyna posłusznie zrobiła to, co jej polecił. Ręka bruneta wylądowała na mostku dziewczyny. Przycisnął mocniej jej klatkę piersiową. Maggie usłyszała trzask łamiących się żeber. Po chwili spojrzała na rany znajdujące się na ciele swojej siostry. Zwróciła uwagę na szyję, na której widniały znacząco 3, dość głębokie zadrapania. Trzymała na nich rękę i poczuła mokrą, ciepłą ciecz. Krew. Wylewała się ze wszystkich ran i zadrapań, co mogło tylko oznaczać, że serce jest aktywne. Odruchowo dała rękę na środek klatki piersiowej. Wyczuwała ledwo bijące serce i przytłumiony, bardzo wolno uwalniający się oddech.
- Ona odżyła?!
- Jak to?- zapytała Laura.
          Maggie zapomniała o jej obecności.
~ Muszę cię jednak zmartwić. – zwrócił się do siedemnastolatki . ~ Wyczuwam w niej obcą, złą energię, która praktycznie i skutecznie zabija ją od środka. Czekał na reakcję dziewczyny, lecz niestety jej nie otrzymał. Zauważył tylko zdziwienie, więc kontynuował. ~ Myślę, że to ktoś silniejszy ode mnie, z negatywną siłą. Może być to…
~ Czego tu szukasz?! – przerwał znajomy mu kobiecy głos.~ Po coś ją ożywił ?!
~ Jej właśnie się obawiałem. – powiedział po cichu do zmieszanej dziewczyny. Po czym zwrócił się do kobiety: ~ Zabiłabyś ją!
~ Udałoby mi się to, gdyby nie ty i te twoje żyjące przyjaciółeczki! – zaczęła oskarżać go rozwścieczona.
~ Czemu to zrobiłaś?!
          Laura podeszła do Maggie nie zdając sobie sprawy, co się właśnie dzieje.
          Maggie zauważyła, że ta kobieta jest o wiele wyższa od bruneta. Była nienaturalnie chuda. Miała na sobie białą, długą i poplamioną krwią suknię sięgającą do połowy łydek. Miała długie, ciemne i rozczochrane włosy. A zamiast dłoni czarne, ostre szpony.
          Maggie przestała słuchać o czym oni mówią, zajęła się Kamillą. Chciała jakoś zatamować krwawienie, przybliżyła się do ciała siostry, ale kobieta wrzeszcząca na bruneta zwróciła się do siedemnastolatki ostrym tonem:
~ Zostaw ją!!! Nie dotykaj!!! Odsuń się!!!- wzięła ręce od wpółmartwej, ale gdy rozwścieczona czarnowłosa odwróciła od niej wzrok, dziewczyna znowu zwróciła się ku ciału. ~ Mówiłam! Nie dotykaj jej!! – zbliżyła się do przykucającej Maggie. ~ Nie słuchasz!- mówiąc to podniosła brunetkę do góry wbijając szpony w jej szyję.
 ~ Mirda, postaw ją na ziemi! Już! W tej chwili! Te dziewczyny nic ci nie zrobiły!
Ta jednak zignorowała go.
 ~ Słyszysz?!
          Kobieta od wpływem silnego uderzenia, którego dostała w biodro od chłopaka, wypuściła z „rąk” wystraszoną dziewczynę. Maggie upadła na ziemię, nie mogąc złapać oddechu. Zaś kobieta z całą siłą padła na drzewa w odległości trzech metrów.
          Po krótkim czasie siedemnastoletnia brunetka była w stanie normalnie oddychać.
Laura pomogła jej wstać. Maggie odebrała jakiś dziwny impuls od strony chłopaka. Coś w stylu: „weź ciało na ręce i uciekajcie stąd. Powstrzymam ją.” Brunetka zrobiła jak powiedział jej wysoki, młody mężczyzna. Oczywiście to jeszcze bardziej wkurzyło demonice, która za wszelką cenę chciała dostać uciekające dziewczyny w swoje szpony. Została powstrzymana przez swojego przeciwnika.
          Maggie kątem oka zerknęła do tyłu, a za nią Laura powtórzyła to samo. Ujrzały smugę biło- niebieskiego światła.
          Wybiegły z lasu. I właśnie teraz spostrzegły karetkę wezwana przez szesnastolatkę około 20 minut temu.

poniedziałek, 4 listopada 2013

~ Rozdział 3 ~

Cześć. Jest już 3 rozdział. przepraszam, że dopiero teraz, ale miałam blokadę twórczą. wena przyszła mi niespełna tydzień temu, co sprawiło dość dużo do pisania, jak sami widzicie :) ... . O mało co bym nie zapomniała. SERDECZNIE DZIĘKUJE MOJEJ KOREKTORCE LOLI :* . Gdyby nie ona to na pewno popełniałabym liczne błędy językowe. a co do ogółu bloga, to postaram się dodawać rozdziały co 2 tygodnie, bo szybciej chyba nie dam rady, to zależy czy będę miała wenę. :)




          Dzwonek nie ustawał, ale mimo to Maggie go ignorowała. Myślała, że to Kamilla, której niedawno dorobiła klucze.
Cóż… nie poszła otworzyć. Nie miała ochoty z powrotem złazić na dół, a poza tym była dość śpiąca.
Po ucichnięciu sygnału zasnęła.
Nic jej się nie śniło.
          Wstała około czwartej nad ranem, wszystko mogłoby być w porządku, ale była dziwnie niespokojna. Nie wiedziała dlaczego.
Coś ją podkusiło, żeby pójść do pokoju siostry.
- Kamilla śpisz?
- Nie śpię od trzydziestu minut. Coś się stało? Masz zmartwioną minę.
- Yyym… nie… dobra nie ważne.
- Okay.
Maggie wyszła z pokoju. Z jakiegoś dziwnego powodu martwiła się o siostrę. O jej życie.
Czemu?
To mogło być jakieś niepokojące przeczucie. Ale w sumie co miałoby się jej stać?

*7 rano *
- Idziesz do szkoły?
Kamilla zastała Maggie w przyciemnionej kuchni.
- Pytałam, czy idziesz do szkoły?
- Sorry. Nie zrozumiałam cię wcześniej… . Yyy. No dobra.
Zjadły śniadanie i ruszyły w kierunku szkoły
Szły przez chwilę razem, potem Kamilla skręciła i skierować się w stronę domu Laury.
Laura była szesnastoletnią dziewczyną  o blond włosach i szarych oczach. Ona i Maggie chodziły razem do klasy, z tego powodu, że ta druga nie zdała jednego roku i musi go powtarzać.
          Brunetka weszła do szkolnego budynku i w tym momencie uczniowie wraz z dyrektorką spojrzeli na nią z zdziwieniem. Nie wiedziała kiedy dobrowolnie poszła do szkoły.
- Panno Swan. Cóż się stało, że pojawiłaś się w szkole? – chłodno przywitał ją irytujący i wyniosły głos wychowawczyni.
Szczerze to ją najbardziej nie cierpiała z wszystkich nauczycieli.
Nie odpowiedziała na kpiące pytanie, a raczej stwierdzenie.
          Była w klasie od jakiś 20 minut, ale mimo wszystko źle się czuła w otoczeniu tych wszystkich, patrzących na nią nastolatków. Dość znacząco różniła się od rówieśników, może dlatego nie była popularna, czy lubiana, ale mimo to widziała grymas zdziwienia na twarzach wszystkich.
Po lekcji już nikt nie zwracał na nią uwagi.                                     
          Gdy wracała zmęczona do domu zauważyła po drugiej stronie ulicy chłopaka z parku. Podpierał się o drzewo, nie patrząc na Maggie, podrzucał w dłoni jakiś przedmiot.
Nie zatrzymywała się. Skręciła w najbliższą alejkę. Nie chciała go widzieć, nie chciała by ją zauważył. Wydawał jej się trochę przerażający.
          Maggie wchodząc do domu, zauważyła, że drzwi były otwarte. Dziwne – pomyślała- Gdzie jest Kamilla?! Powinna być w domu. Zaczęła ją nawoływać, lecz nie doczekała się odpowiedzi. Nerwowo poruszała się po wielkim, piętrowym domu. Była w kuchni, ogrodzie, w pokoju gościnnym, jadalni, poszła na górę. I nic. Nikogo nie było. Wróciła do pokoju siostry. Wszystko wyglądało normalnie. Dopóki nie podeszła w stronę mebli. Dębowe drzwi masywnej szafy były lekko uchylone. Otworzyła je. Nic. W sumie czego mogła się spodziewać, prócz szafy pełnej ubrań? Zamknęła je z powrotem. I w tym momencie zauważyła dość głębokie zadrapania na drzwiczkach. Wyglądały jakby czyjeś paznokcie wbijały się w drewno i z całej siły przesunęły się w dół. Cofnęła się. Jej wzrok padł na jeszcze świeże ślady krwi na podłodze, które ciągnęły się od szafy w stronę oparcia łóżka, aż do okna, gdzie się urywały. Co jest?! Co tu się stało? Gdzie Kamilla? Zaczęła panikować, a w głowie miała mętlik. Wyciągnęła telefon. Dzwoniła do siostry chyba z „milion” razy. Z każdym połączeniem odpowiadała jej głucha, nieznośna cisza.
          Po chwili postanowiła wykręcić numer do swojej dalekiej kuzynki, o parę lat starszej od niej. Wiedziała, że nie ma to najmniejszego sensu, gdyż od dawna nie miała z nią kontaktu, a poza tym mieszkała w Norwegii. Mimo to chciała spróbować. Chciała się upewnić, czy Kamilla nie pojechała do niej.
Usłyszała tylko krótką i standardową wypowiedź: „ NIE! Nie widziałam jej od 5 lat. Nie wiem nawet, jak wygląda”.
Mimo to podziękowała za rozmowę i rozłączyła się. Zrozpaczona usiadła na łóżku siostry. Złożyła głowę w dłonie, a z jej oczu popłynęły łzy, których nie potrafiła powstrzymać.
          Chwilę potem opanowała się i spojrzała na wprost siebie w kierunku drzwi. Zauważyła niewielką kartkę leżącą na podłodze. Podeszła i ją podniosła. Dziwne, wcześniej jej tu nie było… Odwróciła papier i jej oczom ukazał się napis ułożony pomiędzy plamami krwi: NIE MA JEJ TU. NIE SZUKAJ JEJ.
Natychmiast upuściła karteczką  i gwałtownie odsunęła się. Wiadomość z powrotem upadła na ziemię. Papier wyglądał na czysty, bez plam, bez żadnego napisu.
Wyszła jeszcze bardziej zakłopotana niż jak była przed chwilą.
Postanowiła zadzwonić do każdego, kto mógłby wiedzieć coś o Kamilli. Niestety wszyscy mówili to samo: że jej dzisiaj nie widzieli, nawet w szkole.
          Minęło 8 godzin od zniknięcia siostry. Maggie postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i sama chciała poszukać nastolatkę.
          Była tam gdzie najczęściej chodziła Kamilla: w szkole, u jej przyjaciół John’ego i Laury (ale wtedy jej nie było), w parku, a nawet w klubie, gdzie czasami bywała młodsza siotra. Nic, nigdzie jej nie było.
Mimowolnie musiała wracać do domu, gdyż był już środek nocy. Była przygnębiona.
          Zrobiła sobie kawę i znów nerwowo zaczęła chodzić w tą i z powrotem. W pewnym momencie musiała zasnąć, gdyż przed oczami miała „obraz” jakiegoś ciemnego lasu. Nie znała go, nie wiedziała co oznacza, ani gdzie on mógłby się znajdować.
          Otworzyła oczy, było już jasno, spostrzegła że leży na sofie w pokoju gościnnym. Poszła na 1 piętro, do pokoju Kamilli z nikłą nadzieją jej powrotu. Nie zastała tam dziewczyny.
Postanowiła mimo wszystko iść do szkoły. Nie przez to, że nie chciała mieć zaległości, lecz przez to że chciała zobaczyć się z Laurą, przyjaciółką Kamilli, która była rok młodsza od Maggie. Chciała z nią pogadać.
Nie było jej dzisiaj.
Na każdej przewie dzwoniła do niej. Bezskutecznie.
Po zajęciach poszła do niej, lecz niestety nie zastała dziewczyny w domu.
          Postanowiła iść do domu, zostawić rzeczy i wyruszyć do miasta - konkretnie do Sheffield – miała tam wuja, brata ojca. Co prawda nigdy nie poznała ojca, a wuja spotkała kiedyś przez przypadek. Nie interesował się siostrami, możliwe, że nawet ich nie pamięta.
Dotarła na miejsce przed siedemnastą. Było jej trudno znaleźć adres brata ojca. Udało jej się to po jakiejś godzinie. Stała przed drzwiami niewielkiego domu. Miała mieszane uczucia. Nie wiedziała co tym myśleć. Zapukała. Nikt nie otwierał. Powtórzyła gest 3krotnie. Nadal nic. Pełna zrezygnowania skierowała się do bramy. Gdy była już za ogrodzeniem, usłyszała piszczący dźwięk otwieranych starych drzwi. Z wewnątrz wyjrzał niski mężczyzna z czarną czupryną i niedużym wąsem.
- Tyś pukała?
- Tak.
- Po co? Czego tu chcesz?
- Myślę, że mógłby mi pan pomóc.
- Ja? W czym? W jak sposób?
- Wuju, wuj mnie nie pamięta?
- Nie.
- Jestem Maggie Swan, pańska bratanica. – wyjaśniła krótko.
- Nie możliwe. Jak mnie znalazłaś? I skąd wiedziałaś, gdzie mnie szukać i w jaki sposób dowiedziałaś się, że jestem bratem twego ojca?
- To jednak wuj mnie pamięta? Raz tu przyjechałam z siostrą i kuzynką- tą z Norwegii.
- Nie zbyt pamiętam. Musiało to być dawno… . Zbliż się tu dziecko.
Dziewczyna niepewnym krokiem ruszyła w stronę rozmówcy.
- A! teraz poznaję. – przyjrzał się uważnie bratanicy. – Jesteś podobna do swojej matki. Ah! Była to dobra i piękna kobieta… .
Patrzył na twarz smukłej kobiety. Oczekiwał jakiejś reakcji, lecz nie doczekał się, gdyż Maggie nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Zamyślił się na chwilę po czym dodał:
- Zapewne nie przyszłaś tu wysłuchiwać mojego gadania, lecz w jakimś konkretnym celu. Czyż nie?
- Tak.
- A więc? O co ci chodzi?
- Otóż wczoraj zaginęła moja siostra Kamilla… .
- A co ja mam z tym wspólnego? – przerwał jej w połowie zdania.
- No praktycznie nic. Ale chciałam się tylko dowiedzieć, czy wuj jej nie widział? Martwię się, że coś jej się stało.
- Nie wiem. Jak wyglądała twoja siostra? I w jakim jest wieku?
- Cóż. Jest dość niskiego wzrostu piętnastolatką o jasnobrązowych długich włosach i orzechowych oczach. Zawsze uśmiechnięta.
- Wybacz, nie potrafię ci pomóc. Nie widziałem tu takiej dziewczyny.
- No dobrze. Dziękuje i przepraszam za zmarnowanie cennego czasu, na rozmowie ze mną.
- Do widzenia.
Zamknął drzwi. Brunetka odwróciła się do bramy i odeszła.
          W drodze do domu znów próbowała na zmianę dodzwonić się do Kamilli i do Laury. Ani jedna, ani druga nie odbierała.
Maggie zaczęła porządnie się martwić o obydwie dziewczyny. Gdzie są? Co mogło im się stać? Takie pytania zaprzątały jej myśli, od momenty, w którym nie spotkała Laury w szkole.
          Była około 21 lub 22. Maggie była zmęczona po podróży i zawiedziona faktem, że nie dowiedziała się niczego nowego.
Zastanowiła się nad tym, czy ktoś z jej przyjaciół da jej znać, gdyby zauważyli Kamillę, albo jakby coś o niej wiedzieli.
Niestety telefon milczał.
          Stwierdziła, że pójdzie do sąsiedniego domu, gdzie mieszkała para staruszków, może oni coś widzieli.
          Wróciła z powrotem do domu z informacją, że ostatni raz widzieli ją wczoraj jak szła do szkoły. Jeszcze bardziej przybiła ją ta wiadomość, bo wiedziała, że tam nie dotarła.
Poszła na górę do swojego pokoju. Położyła się na łóżku i zaczęła bezczynnie wpatrywać w pustkę.
To już druga noc, od kiedy Kamilla nie wróciła do domu. Martwię się o nią, jest ona moją najbliższą rodziną. Oby jej się nic nie stało, ani Laurze. W sumie ją tez traktuje jako siostrę. Obydwie są mi bliskie oraz bardzo ważne.
Pogrążała umysł w niewytłumaczalnych i bezsensownych przemyśleniach.
          Po paru godzinach z refleksji wyrwało ją pukanie do drzwi.
Spojrzała na zegarek. Co? Już jest 4? … yyy, kogo niesie o tak wczesnej godzinie?
          Nie ściągała wcześniej butów, ani ubrania, więc szybko zebrała się na dół. Stanęła przed drzwiami, wzięła głęboki oddech i je otworzyła. To co albo raczej kogo tam zastała i w jakim stanie, przerażało ją.
Cofnęła się widząc zakrwawioną dziewczynę. Rozpoznała ją.
- Laura? Co ci się stało?
- Pomóż mi. – powiedziała cichym i lekko przytłumionym głosem.
- Ej! Co ci się stało?
- Pomóż nam.
- Nam? Czyli komu jeszcze?
Nie odpowiedziała.
- Wejdź.
- Nie.
- Opatrzę ci rany.
- Nie. Chodź. Pomóż nam. Tam. Było. Ona.
- Co? Wejdź.
Wzięła ją za mniej krwawiący nadgarstek i wciągnęła do środka, mimo oporu dziewczyny.
          Gdy znalazły się w łazience na dole Maggie zorientowała się jak poważnie jest ranna. Z każdej widocznej części ciała sączyła się czerwona ciecz. Oprócz tego zauważyła znacząco rozdartą kremową sukienkę, jakby wcześniej przed czymś uciekała, co sił w nogach, zahaczając o różne ostre rzeczy.
          Wytarła jej twarz i ręce pokryte świeżą, jak i zaschniętą krwią. Chciała to samo zrobić z jej nogami, ale gdy przejechała jej ręcznikiem po udach i kolanach szesnastolatce, dziewczyna nagle się zerwała.
- Spokojnie.
- Ona zginie!
- Kto? – zainteresowała się tym, co mówiła.
- Zostaw mnie! Pomóż jej!
- Powiedz komu? – nie doczekała się odpowiedzi- Siądź! Opatrzę cię.
Dziewczyna posłusznie, lecz nadal oszołomiona usiadła z powrotem na krzesło. Maggie owinęła najbardziej krwawiące rany bandażem, a pozostałe zakleiła plastrami.
- Powinno jak na razie wystarczyć. Co ci się stało? Kto ci to zrobił i dlaczego?
          Widząc ciągły strach i niepewność w oczach dziewczyny, zamilkła. Chciała ją przytulić, ale nie wiedziała jak zareaguje. Chwyciła Laurę za ramiona, a ta wzdrygnęła się jakby oparzona. Automatycznie zdjęła dłonie z ciała blondynki.
- Zdejmij tą poszarpaną i zakrwawioną sukienkę.
Laura popatrzyła na siostrę najlepszej przyjaciółki z znaczącym przerażeniem.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię. Nie chcę byś tak okropnie wyglądała.
Pokiwała głową, ale nic więcej nie zrobiła.
- Nie dasz rady zdjąć jej sama?
Pokręciła przecząco głową.
- Mogę?
- Skoro musisz.
Jednym ruchem odwiązała kokardę i odsunęła suwak. Szczątki sukni spadły szybko z szczupłej dziewczyny.