niedziela, 12 stycznia 2014

~ Rozdział 6 ~

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Zauważyliście zapewne, że jest dużo wątków i trochę akcji w każdym z opublikowanych przeze mnie opowiadaniu. Wiem też, że można łatwo się pogubić jak nie czyta się uważnie… . Powracając do bloga: rozdział dość długi; ja osobiście jestem z niego po części dumna, ale what ever.
Następny rozdział powinien pojawić się pod koniec miesiąca.
Życzę miłego czytania J .




- Laura odsuń się od drzwi.- powiedział do dziewczyny po drugiej stronie.- Wywarze je.
- Na pewno? - spytała niepewnie Maggie.
Nic nie odpowiedział. Odepchnął ją lekko od siebie do tyłu.
- Tak dla pewności, sprawdź jeszcze raz drzwi. Może się odblokowały.
Nic. Nadal były zamknięte.
          Chłopak cofnął się o dwa kroki do tyłu i z całej siły uderzył w zablokowane drzwi. Nic. Powtórzył to, tym razem osiągnął sukces. Drzwi otworzyły się. Weszli do pokoju. Gdzie Laura? Maggie miała deja vu. Czuła, jakby była w podobnej sytuacji już wcześniej.
- Laura. - Michael zauważył skuloną siostrę pod jedną ze ścian. Podszedł do niej i uklęknął naprzeciw. Troskliwie objął dziewczynę. Maggie podeszła do siedzącego rodzeństwa. Chłopak wyszeptał siostrze, by ta się uspokoiła i wyjaśniła, co się stało.
- Odpowiedz.
          Maggie zauważyła, że wszystkie rzeczy zostały porozrzucana po pokoju.
- To wszystko, co tu teraz leży, było… No… W powietrzu.
- Co? To absurd! - wtrąciła Maggie.
- Mówiłem, że tu dzieją się dziwne rzeczy…- odpowiedź chłopaka zabrzmiała dość pogardliwie, mimo to szczerze patrzył w oczy Maggie.
- Jak to mogło się stać? - zapytała brunetka, unikając tym samym szarych oczu dwudziestodwulatka.
- To jakieś moce, duchy… Czy coś...
- Mówiłem.
- Ten pokój jest nawiedzony. - obydwoje spojrzeli na Laurę zaskoczeni jej wypowiedzią, choć to było pewne, że w końcu doczekają się takiego zdania.
- To… To coś podniosło mnie do góry i rzuciło, w kierunku drzwi. Przeczołgałam się tu, a potem wy przyszliście.
- Już spokojnie.
Siedzieli tak przez godzinę.
          Maggie wyczuła wibracje swojego telefonu w kieszeni.  Odkąd była w Lancaster nikt do niej nie dzwonił. Odebrała.
- Halo.
-  To był błąd. Nie potrzebnie zdecydowałyście się na ten krok. – usłyszała, jakiś nieznany jej głos mężczyzny, który ją trochę wystraszył.
- Słucham?! O co chodzi? Kto mówi?
Nie potrzebnie się tu zjawiłyście.
- Nie rozumiem.
Zakłócacie spokój. Wkrótce przekonacie się o tym.
- Co? Kim jesteś?
          Ten „ktoś” rozłączył się, a Maggie stała jak wryta patrząc przed siebie. Komórka wypadła jej z dłoni, ale nawet się tym nie przejęła tylko nadal gapiła się bezczynnie w ślepy punkt.
          Przerażenie, które przepełniało ciało Laury, zgasło.
Rodzeństwo równocześnie wstało i popatrzyło na Maggie.
Była cała blada, jakby przed chwilą zobaczyła lub usłyszała ducha.
- Maggie? - Michael nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Podszedł bliżej dziewczyny. - Maggie, co jest? - znów nic. Dziewczyna zaczęła drżeć. - Laura, nie wiesz czy już jej się to zdarzyło? - zapytał nie patrząc na siostrę, która teraz stała z tyłu.
- Nie wiem.
          Chłopak złapał za ramiona dziewczyny i lekko potrząsnął nią. Bez skutku. Zrobił to jeszcze raz, teraz trochę mocniej. Dziewczyna nie reagowała, więc przestał. Nagle brunetka popatrzyła na Michaela pustym, niewyrażającym żadnych emocji wzrokiem. Miał wrażenie, że jej wzrok przeszywa go na wylot. Zauważył coś dziwnego. Mianowicie miała pomniejszone źrenice i bledszy kolor tęczówek.
- Maggie? - wtrąciła Laura.
Odwróciła wzrok od chłopaka.
Popatrzyła znów w bliżej nieokreślony punkt. Następnie powoli zaczęła osuwać się na dół. Gdyby nie refleks chłopaka, padła by wprost na drewnianą podłogę, lecz zdążył ją złapać w ostatniej chwili.
          Laura widząc, jeszcze drżące ciało koleżanki, wzięła koc i podała go bratu, a on otulił nim dziewczynę.
***
Maggie obudziła się z bólem głowy. Spoglądała w sufit.
Rozejrzała się po pokoju i myślała nad tym, co się stało i jak znalazła się na łóżku w dużym ciemnobrązowym salonie. Zerwała się na równe nogi, po czym bezwładnie opadła na łóżko, z powodu zawrotów głowy. Podniosła się na miękki materac. Przyjęła pozycję siedzącą, tym samym kładąc głowę na rękach, opartych na kolanach. Trzeba wstać podpowiedziała podświadomość, a Maggie zgodziła się z tą decyzją.
Podniosła głowę, rozejrzała się po cichym pokoju. Nikogo nie było. Ani laury, ani Michaela, ani Kamilli no, ale ona przecież jest w szpitalu! Gdzie ja jestem? Wstała i chwiejnym krokiem wyszła z pokoju.
Znajdowała się w dużym, eleganckim korytarzu, ozdobionym licznymi drzwiami, fotografiami i schodami pośrodku. Nie wiedziała gdzie iść. Jedyne, czego mogła być pewna, to tego, że znajduje się w domu Michaela. Tak przynajmniej jej się zdawało… Oraz tego, że musi iść przed siebie.
Niepewnie stawiała kroki po zimnej podłodze. Spojrzała w dół. Zauważyła, że nie ma na sobie ani butów, ani skarpetek, jak i spodni. Czemu mam na sobie tylko tą koszulę? I nic poza nią? Podniosła wzrok, znów zawróciło jej się w głowie.
Złapała się szafki koło jakiś drzwi, by znów nie upaść. Oprzytomniała, kiedy usłyszała czyjąś rozmowę, nie wiedziała, kto to i zastanawiała się, czemu wcześniej nie słyszała tej, jakże żywej dyskusji. Podeszła bliżej do półkolistej futryny prowadzącej do kuchni.
Usłyszała męski głos należący do Michaela i jeszcze jakiś damski, zupełnie nieznany, obcy. Kłócili się. O co? Sama tego nie wiedziała, nie chciała wiedzieć. Ona tylko słuchała, a nie podsłuchiwała.
Kilka ostatnich zdań, które usłyszała zamurowało dziewczynę. „Nie rozumiesz, że właśnie zabiłeś człowieka?”
 „Tak wiem, ale nie miałem wyjścia. Za dużo wiedziała.”
„Mogło się obejść bez śmierci. To była twoja siostra.”
„ Ty też nie jesteś bez winy! Też siedzisz w tym po uszy!”
„Wiem o tym.”
„To też twoja wina.”
Dziewczynie „podcięło” nogi, upadła na deski, tym samym ukazując się parze. 
Rudowłosa wyszeptała coś na ucho mężczyźnie. Odwróciła się i popatrzyła w wystraszone oczy nastolatki.
Szła w jej stronę, a blondyn za nią. Wypowiedział bezdźwięcznie poruszając ustami, tak by dziewczyna zrozumiała i nie zobaczyła tego rudowłosa kobieta. Maggie odczytała z jego ruchu warg:
ŹLE, ŻE TO USŁYSZAŁAŚ! LEPIEJ STĄD UCIEKAJ.
Siedemnastoletnia brunetka gwałtownie poderwała się i ruszyła, w stronę schodów prowadzących na górę. Wbiegła po stopniach, potykając się o nie. Serce waliło jej, jak oszalałe, jakby miało zaraz przedrzeć się przez żebra i wyskoczyć na zewnątrz. Kolana miała jak z waty. Trzęsły jej się ręce ze strachu. Miała nierównomierny, przyśpieszony oddech, jak zawsze, gdy się czegoś przestraszy. Próbowała otworzyć drzwi pokoju, przed którym aktualnie stała. Nic.
- No dalej. Otwórz się. - nic. Nie zamierzała odpuścić, nie teraz. Jeszcze raz przekręcając gałkę, popychając mocniej drzwi.  - Jest! - wykrzyczała niemal podskakując ze szczęścia.
Ale teraz bardziej przepełniona była strachem, niż radością. W szczególności, że usłyszała skrzypiące schody. Są już blisko! Co robić, co robić? Zamknęła drzwi na klucz. Światło. Gdzie ten włącznik?! 
Znalazła. Od razu złapała się za usta, by nie krzyczeć. Widok krwi i martwego ciała młodej dziewczyny, leżącej na starej pryczy, przeraził ją jeszcze bardziej. Prawie zwymiotowała i o mało, co nie zemdlała. Gdzie są moje glany i spodnie? Znalazła je koło okna. Zdążyła naciągnąć jedynie rurki na biodra, z ledwością je zapinając.
Usłyszała i zobaczyła szarpanie oraz ciągłe obracanie gałki od drzwi. Szybko  poganiała ją podświadomość wiem, nie dam rady szybciej.
Uwierz dasz radę.
Przestań. Kłótnia z samym sobą i tak nic nie dała. Chciała założyć glany. Nie zdążyła, gdyż dwoje ludzi wpadło do środka. Otworzyła okno. Cholera, 10 metrów w dół!
Trudno musisz to zrobić, znów ta jej podświadomość. Skacz idiotko! Nie miała innego wyjścia, skoczyła.
Leciała szybko w dół. Słyszała, jak rudowłosa kobieta zaczyna kląć, a mężczyzna za nią.
Teraz jej jedyną myślą był upadek i ewentualna śmierć. Wpadła na drzewo, które jedynie ją zahamowało i uratowało. Serce znów biło, jak oszalałe. Trzęsła się z zimna i ze strachu. Puściła się gałęzi, spadła w dół na miękką zaspę śniegu.
- Żyję, ja żyję!
Biegła przed siebie, nie zważając na nic. Była już dość daleko miejsca upadku i zaczynało jej brakować oddechu. Złapała ją kolka, ale biegła mimo bólu. Przystanęła przy jednym z drzew. Oparła dłonie o ugięte kolana. Próbowała złapać oddech, z marnym skutkiem. Zobaczyła, jak jakaś ciecz skapuje jej z palców. Krew. Jej krew. Miała całą rozwaloną rękę. Popatrzyła na ranę i syknęła z bólu. Zwróciła wzrok ku górze i krzyknęła.
- Kruki, tylko nie kruki!
Ptaki odwróciły się w stronę dziewczyny i zaczęły atakować, mocno raniąc ciało. Krzyczała jeszcze głośniej.
-Help! Help me!
Ale nikt i nic nie mogło już jej pomóc.
***
           Obudziła się cała spocona i przestraszona. Ciężko oddychała. Otworzyła oczy, była w tym samym ciemnobrązowym pokoju, który jej się przyśnił.
           Poczuła czyjś mocny uścisk na swoich ramionach. Zaczęła krzyczeć i gwałtownie się wyrywać. Uścisk rozluźnił się znacząco, oswobadzając ruchy nastolatce.
- Spokojnie Maggie. To tylko ja, Michael.
Obejrzała się w stronę znajomego głosu. To naprawdę było on. Początkowo wystraszyła się go i chciała, jak najszybciej się odsunąć. Powoli zaczęła opanowywać się i pozwoliła sobie oddać się, w jego ramiona z wielką nieufnością, strachem, ale w każdej chwili była gotowa zadać cios. Zamknęła na chwilkę oczy, ale obraz martwego ciała Laury znów napłynął do jej głowy, co wywołało u niej mdłości i odrazę.
          Ocknęła się. Jak znalazła się w salonie? Czy była nieprzytomna? Jak długo? Co się ogólnie stało? Takie pytania męczyły ją od paru minut.
Michael postanowił przerwać ciszę panującą między nimi, pytając zatroskanym głosem:
- Zły sen?
- Koszmar! - odpowiedziała, nie patrząc w jego stronę.
- Chcesz o tym porozmawiać? Oczywiście nie musisz, ja cię do niczego nie zmuszam. Wybór należy do ciebie.
Zdążyła opowiedzieć mu połowę snu, gdy chłopak przerwał jej:
- Zaraz rudowłosa kobieta mówisz?
- No, tak.
- Oh no! - złapał się za głowę i momentalnie wstał.
- What? - spytała Laura wchodząc do pokoju z kubkiem cappuccino.
- Yyy. Nie wiem czy powinienem wam mówić…
Pokiwały zachęcająco głowami.
- Ta „ruda” to moja narzeczona. Alissa.
- Co? Narzeczona? - dziewczyny równocześnie spytały z niedowierzaniem.
- Tak…
Dziewczęta patrzyły na niego ze zdziwieniem.
          Nastąpiła niezręczna cisza. Michael nie wytrzymał, wyszedł z pokoju.
Maggie miała niewyjaśniony zawrót głowy.
          Ustawiła dłonie po obydwu stronach głowy, umieszczając je na skroniach i zaczęła lekko krążyć palcami po nich, by uśmierzyć ból. Laura siedziała naprzeciw niej na skórzanej, czarnej sofie. Położyła swoją dłoń, na ramieniu niebieskookiej. Maggie otworzyła powieki, ujawniając kolor karaibskich wód w oczach. Laura nieznacznie, jakby od niechęci uśmiechnęła się. Brunetka odsunęła palce od skroni, kładąc je teraz splecione na ułożonym wyżej kolanie. Ciszę przerwał jej zmieszany głos:
- Wiedziałaś?
- Nie.
- Co… co się ze mną stało?
- Zemdlałaś.
- Długo byłam nieprzytomna?
Laura spojrzała w górę i z powrotem na rozmówczynię, odpowiadając:
- Z jakąś godzinę, może półtorej.
Nie otrzymała odpowiedzi od Maggie. Milczały przez chwilę, po czym siedemnastolatka kontynuowała dalsze wypytywanie:
- Jak się tu znalazłam?
- Cóż, Michael cię ty przyniósł.
- Miło z jego strony, ale w sumie, po co? Nie mógł mnie zostawić na górze?
- Stwierdził, że tu będzie ci cieplej i wygodniej.
- On jest aż tak troskliwy?
- Nie zbyt. Powiem tak: mój brat cię lubi, nawet bardzo. - znów to zrobiła, nieznaczący nic uśmiech. Dziewczyna odwzajemniła gest, nadal wpatrując się raz w jej oczy, raz na ścianę po lewej lub na swoje kolana. Była lekko zaskoczona tym, co usłyszała. - Maggie posłuchaj, gadałam z nim. Wiem o nim teraz trochę więcej niż wcześniej. Wiem też, że darzy cię pewnym rodzajem… sympatii. Zakładam, że ty też?
Przytaknęła. To prawda, Michael podobał jej się od początku.
Oczy dziewczyn spotkały się w jednym punkcie. Już nie unikały swojego spojrzenia.
- Porozmawiaj z nim. - blondynka położyła dłonie na ramionach towarzyszki.- Powiedział mi, co się stało rano w kuchni.
Maggie nie kontrolowanie uchyliła usta i rozszerzyły jej się znacząco oczy. Uśmiechnęła się sama do siebie, przypominając sobie sytuację, która zaszła między nim, a nią dziś w kuchni. 
Dziewczyna wstała. Wyszła z pokoju.
           Koszmar dawał się we znaki, stawał się urzeczywistnieniem. Szła korytarzem ze snu.
 Maggie stanęła, skręciło ją w żołądku, tym samym zginając się lekko. Szła przed siebie rozglądając się uważnie i przyglądając się każdej napotkanej rzeczy. Dotarła do półkolistej framugi prowadzącej do kuchni. On już tam był. Czemu sceny z moich snów, czy koszmarów muszę być odzwierciedleniem otaczającego mnie świata?
Michael… - zaczęła niepewnie - czy możemy porozmawiać?
- Proszę wejdź.
Siedemnastolatka weszła do pomieszczenia, usiadła na krześle.
Popatrzyła na chłopaka, który teraz stał przy oknie tyłem do niej, ze spuszczoną głową. Wpatrywał się w kubek gorącej cieczy przed nim.
- Jak się czujesz? - zerknął w stronę siedzącej dziewczyny.
- Już lepiej, dziękuje.
- Na niej skończył się ten sen?
- Nie. Było tego trochę więcej.
Chłopak odwrócił się do niej przodem, a ona kontynuowała opowiadanie wcześniej przerwanego snu.
- Nie mógłbym nikogo zabić, a w szczególności siostrę. Nie mam takich skłonności.
- To nie moja wina, że śnią mi się takie koszmary.
- Rozumiem. Czemu tak obawiasz się kruków?
- Widziałam je wszędzie, gdy zaginęła moja siostra. Jeszcze scenka z tego snu, niczym z jakiegoś horroru, gdy mnie atakują. Przerażają mnie.
- Często miewasz koszmary?
- Coraz częściej. I mało, kiedy one nie są odzwierciedleniem rzeczywistości.
- Masz realistyczne sny?
- Tak.
Milczeli przez najbliższe półgodziny, nie patrząc na siebie. Maggie postanowiła przerwać następującą ciszę stwierdzeniem:
- Rozmawiałam z Laurą.
- Czyli już wiesz… - znów odwrócił się do okna.
- Nie powiedziała zbyt wiele.
Westchnął.
- Co wiesz?
- Niewiele. Wiem, że mnie lubisz, może troszkę bardziej niż koleżankę… - spojrzała na blond loki mężczyzny. – Tylko tyle.
- Zgadza się. – Maggie drgnęła, zwiesiła głowę i nic nie odpowiedziała. – Posłuchaj…- zaczął speszony. – Jesteś naprawdę miłą, młodą i atrakcyjną kobietą. Potrafisz radzić sobie i logicznie myśleć w ciężkich sytuacjach. Nie pojmuję, czemu jesteś tak nieufna i nieśmiała. – w żaden sposób nie zareagowała na te słowa. Ciągnął dalej temat – Owszem, darzę cię pewną sympatią, której zbytnio nie potrafię wyjaśnić. Masz w sobie coś tajemniczego i pociągającego.
- Dziękuje za miłe słowa. – nieśmiało uśmiechnęła się. Wstała z  miejsca i bezgłośnie podeszła do okna. Chłopak zauważył jej obecność, poczuł jej wzrok na ciele, przeszył go przyjemny dreszcz. Odwrócił się. Patrzył na nią, a konkretnie w jej tęczówki.
- Masz bardzo piękne oczy, które przypominają kolorem karaibskie wody. – uśmiechnęła się, odsłaniając tym samym idealnie białe, proste zęby. Nikt nigdy jej nie komplementował oraz nigdy nie słyszała, żeby ktoś określił w taki sposób kolor jej oczu. – I twe, śliczne, kruczoczarne, falowane włosy. Cała jesteś bardzo piękna. Bardzo mi się podobasz.
- Naprawdę?
Złapał ją za dłonie.
- Naprawdę.
- Ty mi również.
Chciał ją pocałować, ale odwróciła głowę, tym samym unikając tego.
- Zrobiłem coś nie tak?
- Nie, nie o to chodzi.
- A o co?
- Masz przecież narzeczoną…. – odwróciła wzrok od niego.
- To fakt.
Puścił jej dłonie, odsunął się.
          Laura będąca w elegancko umeblowanym salonie nie chciała słuchać ich rozmowy, siedziała  z słuchawkami założonymi na uszach. Uwielbiała zagłuszać myśli i otaczający ją świat głośną muzyką.
Laura, może trzeba by było jechać do szpitala, do twojej przyjaciółki?  Poprzez muzykę usłyszała głos podświadomości. Blondynka, rzadko kiedy ją słucha, ale teraz miała rację… .
*półtorej godziny później*
          W drodze do szpitala panowała cisza między dwoma dziewczynami, a chłopakiem.
W niektórych momentach można było zauważyć niepewność i lekki brak spokoju u Maggie. Silnie próbowała stłumić te uczucia, lecz były od niej silniejsze. Wyjrzała przez szybę. Świetnie. Nie dość, że jest śnieg, to dodatkowo znów ta upierdliwa mgła… .Westchnęła, zwracając tym samym uwagę kierowcy.
Wysiedli z auta.
- Widzimy się za godzinę. – rzucił, jakby od niechcenia, Michael.
- Ok.
Znów wchodziły kamiennymi schodami na górę.
          Po chwili byli już w sali. Kamilla nadal nieprzytomnie leżała na szpitalnym łóżku . Była podłączona do aparatury i kroplówki. Weszła pielęgniarka, opiekująca się dziewczyną.
- Dzień dobry. Wy od niej z rodziny? – spojrzała na szatynkę i powróciła wzrokiem do nastolatek.
- Maggie Swan – jej siostra.
- Laura Smith – przyjaciółka.
- Możecie zostać.
- Dziękujemy. – powiedziała Laura z lekkim uśmiechem na wargach. - I co, wiecie już coś?
- Jak na razie nic szczególnego. Jedno jest pewne: zapadła z jakiś przyczyn w śpiączkę.
- Śpiączkę? – zapytała Maggie z niedowierzaniem w te słowa. Wiedziała, że z siostrą jest źle, no ale żeby aż tak… ?
- Niestety tak. Nie idzie ją obudzić. 
          Maggie podeszła do dużego okna. Pośród mgły zauważyła sylwetki czarnych ptaków siedzących na gałęziach pobliskiego drzewa. Znowu. Tylko nie one!
- Próbowaliście wszystkiego? – Laura wyrwała siedemnastolatkę z dalszych przemyśleń.
- Owszem. Nie mamy pojęcia, kiedy z tego wyjdzie. Nie wiemy właściwie, z jakiego powodu zapadła w ten „głęboki sen”.
- Nic nie da się zrobić?
- Niestety.
- Dziękujemy za informacje. – stwierdziła zasmucona Maggie odwracając się przodem do wszystkich. Zaczęła iść w stronę Kamilli.
          Kobieta zmieniła kroplówkę i wyszła z pomieszczenia.
Maggie usiadła na brzegu krzesła, obok łóżka siostry. Oparła łokcie na kolanach, podpierając głowę i pozwalając myślą napłynąć.
          Życie jest niesprawiedliwe. Super, po prostu bosko! Najpierw zaginięcie Kamilli, została ranna przez jakiegoś pieprzonego demona, którego tylko ja widziałam, potem trafiła tu do szpitala, a teraz, teraz jest w śpiączce. To moja wina, że pozwoliłam jej wtedy iść do tej szkoły.
To nie twoja wina, uwierz mi… podpowiedziała podświadomość, której miała już trochę dość… Ty się nie wtrącaj! Może to i nie moja wina, przecież nie jest już dzieckiem, nie mogę jej w wieczność pilnować… No i jeszcze dodatkowo rozmowa z Michaelem… Oraz te częste, całkiem realistyczne koszmary, których coraz bardziej się obawiam. To wszystko mnie przerasta.
Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień! Zdecydowanie za dużo!
Skończ z tym chorym myśleniem znów wtrąciła się podświadomość.
Maggie rozbolała głowa od natłoku myśli.