Mam nadzieję, że rozdział wam się
spodoba. Zauważyliście zapewne, że jest dużo wątków i trochę akcji w każdym z opublikowanych
przeze mnie opowiadaniu. Wiem też, że można łatwo się pogubić jak nie czyta się
uważnie… . Powracając do bloga: rozdział dość długi; ja osobiście jestem z
niego po części dumna, ale what ever.
Następny rozdział powinien pojawić
się pod koniec miesiąca.
Życzę miłego
czytania J .
- Laura odsuń
się od drzwi.- powiedział do dziewczyny po drugiej stronie.- Wywarze je.
- Na
pewno? - spytała niepewnie Maggie.
Nic nie odpowiedział.
Odepchnął ją lekko od siebie do tyłu.
- Tak dla pewności,
sprawdź jeszcze raz drzwi. Może się odblokowały.
Nic. Nadal były
zamknięte.
Chłopak cofnął się o
dwa kroki do tyłu i z całej siły uderzył w zablokowane drzwi. Nic. Powtórzył
to, tym razem osiągnął sukces. Drzwi otworzyły się. Weszli do pokoju. Gdzie
Laura? Maggie miała deja vu. Czuła, jakby była w podobnej sytuacji już
wcześniej.
- Laura. - Michael
zauważył skuloną siostrę pod jedną ze ścian. Podszedł do niej i uklęknął
naprzeciw. Troskliwie objął dziewczynę. Maggie podeszła do siedzącego
rodzeństwa. Chłopak wyszeptał siostrze, by ta się uspokoiła i wyjaśniła, co się
stało.
- Odpowiedz.
Maggie zauważyła, że
wszystkie rzeczy zostały porozrzucana po pokoju.
- To wszystko, co tu
teraz leży, było… No… W powietrzu.
- Co? To absurd! -
wtrąciła Maggie.
- Mówiłem, że tu
dzieją się dziwne rzeczy…- odpowiedź chłopaka zabrzmiała dość pogardliwie, mimo
to szczerze patrzył w oczy Maggie.
- Jak to mogło się
stać? - zapytała brunetka, unikając tym samym szarych oczu dwudziestodwulatka.
- To jakieś moce,
duchy… Czy coś...
- Mówiłem.
- Ten pokój jest
nawiedzony. - obydwoje spojrzeli na Laurę zaskoczeni jej wypowiedzią, choć to
było pewne, że w końcu doczekają się takiego zdania.
- To… To coś
podniosło mnie do góry i rzuciło, w kierunku drzwi. Przeczołgałam się tu, a
potem wy przyszliście.
- Już spokojnie.
Siedzieli tak przez
godzinę.
Maggie wyczuła wibracje
swojego telefonu w kieszeni. Odkąd była w Lancaster nikt do niej nie
dzwonił. Odebrała.
- Halo.
- To
był błąd. Nie potrzebnie zdecydowałyście się na ten krok. – usłyszała,
jakiś nieznany jej głos mężczyzny, który ją trochę wystraszył.
- Słucham?! O co
chodzi? Kto mówi?
- Nie
potrzebnie się tu zjawiłyście.
- Nie rozumiem.
- Zakłócacie
spokój. Wkrótce przekonacie się o tym.
- Co? Kim jesteś?
Ten „ktoś” rozłączył
się, a Maggie stała jak wryta patrząc przed siebie. Komórka wypadła jej z
dłoni, ale nawet się tym nie przejęła tylko nadal gapiła się bezczynnie w ślepy
punkt.
Przerażenie, które
przepełniało ciało Laury, zgasło.
Rodzeństwo
równocześnie wstało i popatrzyło na Maggie.
Była cała blada,
jakby przed chwilą zobaczyła lub usłyszała ducha.
-
Maggie? - Michael nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
Podszedł bliżej dziewczyny. - Maggie, co jest? - znów nic.
Dziewczyna zaczęła drżeć. - Laura, nie wiesz czy już jej się to
zdarzyło? - zapytał nie patrząc na siostrę, która teraz stała z
tyłu.
- Nie wiem.
Chłopak złapał za
ramiona dziewczyny i lekko potrząsnął nią. Bez skutku. Zrobił to jeszcze raz,
teraz trochę mocniej. Dziewczyna nie reagowała, więc przestał. Nagle brunetka
popatrzyła na Michaela pustym, niewyrażającym żadnych emocji wzrokiem. Miał
wrażenie, że jej wzrok przeszywa go na wylot. Zauważył coś dziwnego. Mianowicie
miała pomniejszone źrenice i bledszy kolor tęczówek.
- Maggie? - wtrąciła
Laura.
Odwróciła wzrok od
chłopaka.
Popatrzyła znów w
bliżej nieokreślony punkt. Następnie powoli zaczęła osuwać się na dół. Gdyby
nie refleks chłopaka, padła by wprost na drewnianą podłogę, lecz zdążył ją
złapać w ostatniej chwili.
Laura widząc, jeszcze
drżące ciało koleżanki, wzięła koc i podała go bratu, a on otulił nim
dziewczynę.
***
Maggie obudziła się z
bólem głowy. Spoglądała w sufit.
Rozejrzała się po
pokoju i myślała nad tym, co się stało i jak znalazła się na łóżku w dużym
ciemnobrązowym salonie. Zerwała się na równe nogi, po czym bezwładnie opadła na
łóżko, z powodu zawrotów głowy. Podniosła się na miękki materac. Przyjęła
pozycję siedzącą, tym samym kładąc głowę na rękach, opartych na kolanach. Trzeba
wstać podpowiedziała podświadomość, a Maggie zgodziła się z tą decyzją.
Podniosła głowę,
rozejrzała się po cichym pokoju. Nikogo nie było. Ani laury, ani Michaela, ani
Kamilli no, ale ona przecież jest w szpitalu! Gdzie ja jestem? Wstała
i chwiejnym krokiem wyszła z pokoju.
Znajdowała się w
dużym, eleganckim korytarzu, ozdobionym licznymi drzwiami, fotografiami i
schodami pośrodku. Nie wiedziała gdzie iść. Jedyne, czego mogła być pewna, to
tego, że znajduje się w domu Michaela. Tak przynajmniej jej się zdawało… Oraz
tego, że musi iść przed siebie.
Niepewnie stawiała
kroki po zimnej podłodze. Spojrzała w dół. Zauważyła, że nie ma na sobie ani
butów, ani skarpetek, jak i spodni. Czemu mam na sobie tylko tą
koszulę? I nic poza nią? Podniosła wzrok, znów zawróciło jej się w
głowie.
Złapała się szafki
koło jakiś drzwi, by znów nie upaść. Oprzytomniała, kiedy usłyszała czyjąś
rozmowę, nie wiedziała, kto to i zastanawiała się, czemu wcześniej nie słyszała
tej, jakże żywej dyskusji. Podeszła bliżej do półkolistej futryny prowadzącej
do kuchni.
Usłyszała męski głos
należący do Michaela i jeszcze jakiś damski, zupełnie nieznany, obcy. Kłócili
się. O co? Sama tego nie wiedziała, nie chciała wiedzieć. Ona tylko słuchała, a
nie podsłuchiwała.
Kilka ostatnich zdań,
które usłyszała zamurowało dziewczynę. „Nie rozumiesz, że właśnie zabiłeś
człowieka?”
„Tak wiem, ale
nie miałem wyjścia. Za dużo wiedziała.”
„Mogło się obejść bez
śmierci. To była twoja siostra.”
„ Ty też nie jesteś
bez winy! Też siedzisz w tym po uszy!”
„Wiem o tym.”
„To też twoja wina.”
Dziewczynie
„podcięło” nogi, upadła na deski, tym samym ukazując się parze.
Rudowłosa wyszeptała
coś na ucho mężczyźnie. Odwróciła się i popatrzyła w wystraszone oczy
nastolatki.
Szła w jej stronę, a
blondyn za nią. Wypowiedział bezdźwięcznie poruszając ustami, tak by dziewczyna
zrozumiała i nie zobaczyła tego rudowłosa kobieta. Maggie odczytała z jego
ruchu warg:
ŹLE, ŻE TO USŁYSZAŁAŚ!
LEPIEJ STĄD UCIEKAJ.
Siedemnastoletnia
brunetka gwałtownie poderwała się i ruszyła, w stronę schodów prowadzących na
górę. Wbiegła po stopniach, potykając się o nie. Serce waliło jej, jak
oszalałe, jakby miało zaraz przedrzeć się przez żebra i wyskoczyć na zewnątrz.
Kolana miała jak z waty. Trzęsły jej się ręce ze strachu. Miała nierównomierny,
przyśpieszony oddech, jak zawsze, gdy się czegoś przestraszy. Próbowała
otworzyć drzwi pokoju, przed którym aktualnie stała. Nic.
- No dalej. Otwórz
się. - nic. Nie zamierzała odpuścić, nie teraz. Jeszcze raz przekręcając gałkę,
popychając mocniej drzwi. - Jest! - wykrzyczała
niemal podskakując ze szczęścia.
Ale teraz bardziej
przepełniona była strachem, niż radością. W szczególności, że usłyszała
skrzypiące schody. Są już blisko! Co robić, co robić? Zamknęła
drzwi na klucz. Światło. Gdzie ten włącznik?!
Znalazła. Od razu
złapała się za usta, by nie krzyczeć. Widok krwi i martwego ciała młodej
dziewczyny, leżącej na starej pryczy, przeraził ją jeszcze bardziej. Prawie
zwymiotowała i o mało, co nie zemdlała. Gdzie są moje glany i spodnie? Znalazła
je koło okna. Zdążyła naciągnąć jedynie rurki na biodra, z ledwością je
zapinając.
Usłyszała i zobaczyła
szarpanie oraz ciągłe obracanie gałki od drzwi. Szybko poganiała
ją podświadomość wiem, nie dam rady szybciej.
Uwierz dasz radę.
Przestań. Kłótnia z samym sobą i tak nic nie dała. Chciała założyć glany. Nie
zdążyła, gdyż dwoje ludzi wpadło do środka. Otworzyła okno. Cholera, 10
metrów w dół!
Trudno musisz to
zrobić, znów ta jej podświadomość. Skacz
idiotko! Nie miała innego wyjścia, skoczyła.
Leciała szybko w dół.
Słyszała, jak rudowłosa kobieta zaczyna kląć, a mężczyzna za nią.
Teraz jej jedyną
myślą był upadek i ewentualna śmierć. Wpadła na drzewo, które jedynie ją
zahamowało i uratowało. Serce znów biło, jak oszalałe. Trzęsła się z zimna i ze
strachu. Puściła się gałęzi, spadła w dół na miękką zaspę śniegu.
- Żyję, ja żyję!
Biegła przed siebie,
nie zważając na nic. Była już dość daleko miejsca upadku i zaczynało jej
brakować oddechu. Złapała ją kolka, ale biegła mimo bólu. Przystanęła przy jednym
z drzew. Oparła dłonie o ugięte kolana. Próbowała złapać oddech, z marnym
skutkiem. Zobaczyła, jak jakaś ciecz skapuje jej z palców. Krew. Jej krew.
Miała całą rozwaloną rękę. Popatrzyła na ranę i syknęła z bólu. Zwróciła wzrok
ku górze i krzyknęła.
- Kruki, tylko nie
kruki!
Ptaki odwróciły się w
stronę dziewczyny i zaczęły atakować, mocno raniąc ciało. Krzyczała jeszcze
głośniej.
-Help! Help me!
Ale nikt i nic nie
mogło już jej pomóc.
***
Obudziła się cała
spocona i przestraszona. Ciężko oddychała. Otworzyła oczy, była w tym samym
ciemnobrązowym pokoju, który jej się przyśnił.
Poczuła czyjś mocny
uścisk na swoich ramionach. Zaczęła krzyczeć i gwałtownie się wyrywać. Uścisk
rozluźnił się znacząco, oswobadzając ruchy nastolatce.
- Spokojnie Maggie.
To tylko ja, Michael.
Obejrzała się w
stronę znajomego głosu. To naprawdę było on. Początkowo wystraszyła się go i
chciała, jak najszybciej się odsunąć. Powoli zaczęła opanowywać się i pozwoliła
sobie oddać się, w jego ramiona z wielką nieufnością, strachem, ale w każdej
chwili była gotowa zadać cios. Zamknęła na chwilkę oczy, ale obraz martwego
ciała Laury znów napłynął do jej głowy, co wywołało u niej mdłości i odrazę.
Ocknęła się. Jak
znalazła się w salonie? Czy była nieprzytomna? Jak długo? Co się ogólnie stało?
Takie pytania męczyły ją od paru minut.
Michael postanowił
przerwać ciszę panującą między nimi, pytając zatroskanym głosem:
- Zły sen?
-
Koszmar! - odpowiedziała, nie patrząc w jego stronę.
- Chcesz o tym
porozmawiać? Oczywiście nie musisz, ja cię do niczego nie zmuszam. Wybór należy
do ciebie.
Zdążyła opowiedzieć
mu połowę snu, gdy chłopak przerwał jej:
- Zaraz rudowłosa
kobieta mówisz?
- No, tak.
- Oh
no! - złapał się za głowę i momentalnie wstał.
-
What? - spytała Laura wchodząc do pokoju z kubkiem cappuccino.
- Yyy. Nie wiem czy
powinienem wam mówić…
Pokiwały zachęcająco
głowami.
- Ta „ruda” to moja
narzeczona. Alissa.
- Co? Narzeczona? -
dziewczyny równocześnie spytały z niedowierzaniem.
- Tak…
Dziewczęta patrzyły
na niego ze zdziwieniem.
Nastąpiła niezręczna
cisza. Michael nie wytrzymał, wyszedł z pokoju.
Maggie miała
niewyjaśniony zawrót głowy.
Ustawiła dłonie po
obydwu stronach głowy, umieszczając je na skroniach i zaczęła lekko krążyć
palcami po nich, by uśmierzyć ból. Laura siedziała naprzeciw niej na skórzanej,
czarnej sofie. Położyła swoją dłoń, na ramieniu niebieskookiej. Maggie
otworzyła powieki, ujawniając kolor karaibskich wód w oczach. Laura
nieznacznie, jakby od niechęci uśmiechnęła się. Brunetka odsunęła palce od
skroni, kładąc je teraz splecione na ułożonym wyżej kolanie. Ciszę przerwał jej
zmieszany głos:
- Wiedziałaś?
- Nie.
- Co… co się ze mną
stało?
- Zemdlałaś.
- Długo byłam
nieprzytomna?
Laura spojrzała w
górę i z powrotem na rozmówczynię, odpowiadając:
- Z jakąś godzinę,
może półtorej.
Nie otrzymała
odpowiedzi od Maggie. Milczały przez chwilę, po czym siedemnastolatka
kontynuowała dalsze wypytywanie:
- Jak się tu
znalazłam?
- Cóż, Michael cię ty
przyniósł.
- Miło z jego strony,
ale w sumie, po co? Nie mógł mnie zostawić na górze?
- Stwierdził, że tu
będzie ci cieplej i wygodniej.
- On jest aż tak
troskliwy?
- Nie zbyt. Powiem
tak: mój brat cię lubi, nawet bardzo. - znów to zrobiła, nieznaczący nic
uśmiech. Dziewczyna odwzajemniła gest, nadal wpatrując się raz w jej oczy, raz
na ścianę po lewej lub na swoje kolana. Była lekko zaskoczona tym, co
usłyszała. - Maggie posłuchaj, gadałam z nim. Wiem o nim teraz
trochę więcej niż wcześniej. Wiem też, że darzy cię pewnym
rodzajem… sympatii. Zakładam, że ty też?
Przytaknęła. To
prawda, Michael podobał jej się od początku.
Oczy dziewczyn
spotkały się w jednym punkcie. Już nie unikały swojego spojrzenia.
- Porozmawiaj z nim.
- blondynka położyła dłonie na ramionach towarzyszki.- Powiedział mi, co
się stało rano w kuchni.
Maggie nie
kontrolowanie uchyliła usta i rozszerzyły jej się znacząco oczy. Uśmiechnęła
się sama do siebie, przypominając sobie sytuację, która zaszła między nim, a
nią dziś w kuchni.
Dziewczyna wstała.
Wyszła z pokoju.
Koszmar dawał się we
znaki, stawał się urzeczywistnieniem. Szła korytarzem ze snu.
Maggie stanęła,
skręciło ją w żołądku, tym samym zginając się lekko. Szła przed siebie
rozglądając się uważnie i przyglądając się każdej napotkanej rzeczy. Dotarła do
półkolistej framugi prowadzącej do kuchni. On już tam był. Czemu sceny
z moich snów, czy koszmarów muszę być odzwierciedleniem otaczającego mnie
świata?
- Michael… - zaczęła niepewnie - czy możemy porozmawiać?
- Proszę wejdź.
Siedemnastolatka
weszła do pomieszczenia, usiadła na krześle.
Popatrzyła na
chłopaka, który teraz stał przy oknie tyłem do niej, ze spuszczoną głową.
Wpatrywał się w kubek gorącej cieczy przed nim.
- Jak się czujesz? -
zerknął w stronę siedzącej dziewczyny.
- Już lepiej,
dziękuje.
- Na niej skończył
się ten sen?
- Nie. Było tego
trochę więcej.
Chłopak odwrócił się
do niej przodem, a ona kontynuowała opowiadanie wcześniej przerwanego snu.
- Nie mógłbym nikogo
zabić, a w szczególności siostrę. Nie mam takich skłonności.
- To nie moja wina,
że śnią mi się takie koszmary.
- Rozumiem. Czemu tak
obawiasz się kruków?
- Widziałam je
wszędzie, gdy zaginęła moja siostra. Jeszcze scenka z tego snu, niczym z
jakiegoś horroru, gdy mnie atakują. Przerażają mnie.
- Często miewasz
koszmary?
- Coraz częściej. I
mało, kiedy one nie są odzwierciedleniem rzeczywistości.
- Masz realistyczne
sny?
- Tak.
Milczeli przez
najbliższe półgodziny, nie patrząc na siebie. Maggie postanowiła przerwać
następującą ciszę stwierdzeniem:
- Rozmawiałam z Laurą.
- Czyli już wiesz… -
znów odwrócił się do okna.
- Nie powiedziała
zbyt wiele.
Westchnął.
- Co wiesz?
- Niewiele. Wiem, że
mnie lubisz, może troszkę bardziej niż koleżankę… - spojrzała na blond loki
mężczyzny. – Tylko tyle.
- Zgadza się. –
Maggie drgnęła, zwiesiła głowę i nic nie odpowiedziała. – Posłuchaj…- zaczął
speszony. – Jesteś naprawdę miłą, młodą i atrakcyjną kobietą. Potrafisz radzić
sobie i logicznie myśleć w ciężkich sytuacjach. Nie pojmuję, czemu jesteś tak
nieufna i nieśmiała. – w żaden sposób nie zareagowała na te słowa. Ciągnął
dalej temat – Owszem, darzę cię pewną sympatią, której zbytnio nie potrafię
wyjaśnić. Masz w sobie coś tajemniczego i pociągającego.
- Dziękuje za miłe
słowa. – nieśmiało uśmiechnęła się. Wstała z miejsca i bezgłośnie
podeszła do okna. Chłopak zauważył jej obecność, poczuł jej wzrok na ciele,
przeszył go przyjemny dreszcz. Odwrócił się. Patrzył na nią, a konkretnie w jej
tęczówki.
- Masz bardzo piękne
oczy, które przypominają kolorem karaibskie wody. – uśmiechnęła się,
odsłaniając tym samym idealnie białe, proste zęby. Nikt nigdy jej nie
komplementował oraz nigdy nie słyszała, żeby ktoś określił w taki sposób kolor
jej oczu. – I twe, śliczne, kruczoczarne, falowane włosy. Cała jesteś bardzo
piękna. Bardzo mi się podobasz.
- Naprawdę?
Złapał ją za dłonie.
- Naprawdę.
- Ty mi również.
Chciał ją pocałować,
ale odwróciła głowę, tym samym unikając tego.
- Zrobiłem coś nie
tak?
- Nie, nie o to
chodzi.
- A o co?
- Masz przecież
narzeczoną…. – odwróciła wzrok od niego.
- To fakt.
Puścił jej dłonie,
odsunął się.
Laura
będąca w elegancko umeblowanym salonie nie chciała słuchać ich rozmowy,
siedziała z słuchawkami założonymi na uszach. Uwielbiała zagłuszać myśli
i otaczający ją świat głośną muzyką.
Laura, może trzeba by
było jechać do szpitala, do twojej przyjaciółki? Poprzez muzykę usłyszała głos podświadomości. Blondynka, rzadko
kiedy ją słucha, ale teraz miała rację… .
*półtorej godziny później*
W drodze do szpitala
panowała cisza między dwoma dziewczynami, a chłopakiem.
W niektórych
momentach można było zauważyć niepewność i lekki brak spokoju u Maggie. Silnie
próbowała stłumić te uczucia, lecz były od niej silniejsze. Wyjrzała przez
szybę. Świetnie. Nie dość, że jest śnieg, to dodatkowo znów ta
upierdliwa mgła… .Westchnęła, zwracając tym samym uwagę kierowcy.
Wysiedli z auta.
- Widzimy się za
godzinę. – rzucił, jakby od niechcenia, Michael.
- Ok.
Znów wchodziły kamiennymi
schodami na górę.
Po chwili byli już w
sali. Kamilla nadal nieprzytomnie leżała na szpitalnym łóżku . Była
podłączona do aparatury i kroplówki. Weszła pielęgniarka, opiekująca się
dziewczyną.
- Dzień dobry. Wy od
niej z rodziny? – spojrzała na szatynkę i powróciła wzrokiem do nastolatek.
- Maggie Swan – jej siostra.
- Maggie Swan – jej siostra.
- Laura Smith –
przyjaciółka.
- Możecie zostać.
- Dziękujemy. –
powiedziała Laura z lekkim uśmiechem na wargach. - I co, wiecie już coś?
- Jak na razie nic
szczególnego. Jedno jest pewne: zapadła z jakiś przyczyn w śpiączkę.
- Śpiączkę? –
zapytała Maggie z niedowierzaniem w te słowa. Wiedziała, że z siostrą jest źle,
no ale żeby aż tak… ?
- Niestety tak. Nie
idzie ją obudzić.
Maggie podeszła do
dużego okna. Pośród mgły zauważyła sylwetki czarnych ptaków siedzących na
gałęziach pobliskiego drzewa. Znowu. Tylko nie one!
- Próbowaliście
wszystkiego? – Laura wyrwała siedemnastolatkę z dalszych przemyśleń.
- Owszem. Nie mamy
pojęcia, kiedy z tego wyjdzie. Nie wiemy właściwie, z jakiego powodu zapadła w
ten „głęboki sen”.
- Nic nie da się
zrobić?
- Niestety.
- Dziękujemy za
informacje. – stwierdziła zasmucona Maggie odwracając się przodem do
wszystkich. Zaczęła iść w stronę Kamilli.
Kobieta zmieniła
kroplówkę i wyszła z pomieszczenia.
Maggie usiadła na
brzegu krzesła, obok łóżka siostry. Oparła łokcie na kolanach, podpierając
głowę i pozwalając myślą napłynąć.
Życie jest
niesprawiedliwe. Super, po prostu bosko! Najpierw zaginięcie Kamilli, została
ranna przez jakiegoś pieprzonego demona, którego tylko ja widziałam, potem
trafiła tu do szpitala, a teraz, teraz jest w śpiączce. To moja wina, że
pozwoliłam jej wtedy iść do tej szkoły.
To nie twoja wina,
uwierz mi… podpowiedziała podświadomość, której miała
już trochę dość… Ty się nie wtrącaj! Może to i nie moja wina, przecież
nie jest już dzieckiem, nie mogę jej w wieczność pilnować… No i jeszcze
dodatkowo rozmowa z Michaelem… Oraz te częste, całkiem realistyczne koszmary,
których coraz bardziej się obawiam. To wszystko mnie przerasta.
Za dużo wrażeń, jak
na jeden dzień! Zdecydowanie za dużo!
Skończ z tym chorym
myśleniem znów wtrąciła się podświadomość.
Maggie rozbolała
głowa od natłoku myśli.
Witaj Klaudiu :D
OdpowiedzUsuńRozdział rzeczywiście długi i uwierz masz powody być z niego dumna :3
Po pierwsze ta akcja z snem : GODS KOCHAM CIĘ <3 Jak już ci wcześniej powiedziałam, ręce mi się trzęsły, jak pierwszy raz przeczytałam ten fragment. Bardzo dobrze opisałaś to napięcie, akcję i w ogóle xD
Po drugie : cuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuukier xD proszę nie przesadzaj z nadmiarem cukru (tak w przyszłości), ale na razie nie narzekam.
Po trzecie to mam nadzieję, że będziesz rozwijać swoje słownictwo i styl pisania, jak i dalszą fabułę. Chociaż, ja już teraz widzę u ciebie postępy :D
A po czwarte, nie ma po czwarte, bo czwórka to liczba śmierci, dziękuję za uwagę xD
No nic, czekam na nowy rozdział :D
Pozdrawiam, gubiąca literki,
Lola <3
Również cię witam Lola :)
UsuńBardo mi miło, że czytasz tego bloga i znalazłaś chwilkę na jego skomentowanie xD.
Masz rację jestem z niego dumna i chyba szczególnie mi się podoba z pośród wszystkich.
Oj tam, nie był aż tyle cukru, no przynajmniej mniej niż w poprzednim rozdziale, nie martw się w następnym opowiadaniu nie przesłodzę :D.
W sumie to tyle. Dziękuje za te słowa, wezmę je do serca i postaram się w miarę poprawić słownictwo.
Hej, hej :D
OdpowiedzUsuńMówiłam, że skomentuję? Mówiłam!
Z lekkim opóźnieniem, ale nie drążmy tego xD
CUUUUUUUUUUUUUKIER :3 Chociaż poprzedni cukier był lepszy :D Nie twierdze, że ten był zły, ale faktycznie go trochę było.
Najfajniejsze co było w tym rozdziale? SEN SEN SEN!! Mocno mnie nim wystraszyłaś xD Ach te realistyczne sny :D
Podobało mi się ;) Nic Ci innego nie potrafię napisać, bo mi się ręce trzęsą (za dużo książki) ;)
Życzę dużo weny!! ;)
Pozdrawiam
Embers
Hej Embers.
UsuńCieszy mnie fakt, że znalazłaś czas na skomentowanie :D. Dziękuje za miłe słowa.
No nie Ciebie też wystraszyłam? To przecież nie jest aż tak straszne. Przyznam się szczerze, że owy sen był robiony na spontana, kiedy miałam "gorszy" dzień.
W następnym rozdziale niestety też będzie cukier.
Nie wiem co więcej mogę ci odpowiedzieć... W każdym bądź razie nie długo pojawi się nn.
A i właśnie czekam na XIII u Ciebie.