czwartek, 20 marca 2014

~ Rozdział 9 ~



A więc mamy rozdział dziewiąty :).
Mam nadzieję, że jedynastostronnicowiec (jakkolwiek to się piszę) wam się spodoba.
Wiem, wiem miałam go wstawić parę dni temu, lecz niestety nie wyszło jak planowałam, chodź nie powiem dzień, dwa poślizgu nie jest aż tak straszny.
Znów jest parę wątków, trzeba się szczególnie skupić.
A i jeszcze przepraszam za wszelkiego rodzaju literówki, błędy, itp., których prawdopodobnie tu jest trochę. Cóż rozdział nie został oceniony przez moją korektorkę z jej osobistych powodów, których tu nie ujawnię.
Tak więc życzę wam miłego czytania :).

PS. Za niedługo będę zmuszona do chwilowego zawieszenia bloga, z powodów osobistych, jak i z powodu zbliżających się egzaminów, za co najmocniej przepraszam :(. Więcej informacji podam w późniejszym terminie, tj. w notce do następnego rozdziału. Mam nadzieję, że to zrozumiecie i mi wybaczycie nagłe zniknięcie. Nie pytajcie na jak długo, bo sama tego nie wiem, nie potrafię tego tak dokładnie teraz ocenić. Jeszcze raz was za to przepraszam.


______________________________



         Stanęli w dwójkę przed metalowymi drzwiami. Maggie włożyła klucz w dziurkę. Ucieszyła się na wieść, że klucz idealnie pasuje. Przekręciła nim. Zamek zazgrzytał.

         W tym czasie Laura wzięła dziennik pod łokieć, zasunęła szuflady i już przeciskała się przez stare rupiecie.  Prawie potykała się o nie i o poszarzałe płótna z mebli, w ostatniej chwili łapiąc równowagę.

         Łomot otwieranych starych drzwi, zawiasy zaskrzypiały.

Wszędzie panował mrok i jeszcze większy zaduch niż w poprzednim pomieszczeniu.

Laura dołączyła do nich. W ręku trzymała, już zgaszoną świecę i drut, w drugiej zaś jakiś dziennik, a z kieszeni wystawały pożółkłe kartki.

Michael pytająco spojrzał na siostrę.

- Potem to wyjaśni. – odpowiedziała, za Laurę, Maggie. – Odłóż to tutaj – wskazała na niewielki stolik po prawej. – i chodź tam z nami. – blondynka zrobiła, co nakazała jej starsza dziewczyna.

         W odległości ledwie paru kroków od drzwi znajdowały się drewniane, strome i kręte, prowadzące w górę, jakby na dodatkowe piętro schody.

         Strych, to jedyne co przychodziło im na myśl.

- Nie wiedziałem o istnieniu tego pomieszczenia. – powiedział bardziej do siebie, niż do dziewczyn, Michael. Nie oczekiwał odpowiedzi i takiej też nie otrzymał.

         Górne piętro wyglądało na najstarszą część domu. I faktycznie takim było. Strych zastali w „idealnym stanie”. Sprzęty widać dobrze zakonserwowane. Przypominało to jakby był tu ktoś wyrafinowany przed laty. Pomieszczenie było duże, rozciągało się bowiem nad całą powierzchnią posiadłości, formalnie należącej do Michaela.

Zdawałoby się, że wszystko stoi na swoich dawnych miejscach, nietknięte od bardzo wielu lat.

Rozdzielili się i każde z nich poszło w swoją stronę w celu dokładniejszego „zbadania” terenu.

Maggie chodziła między regałami. Głównie na półkach znajdowały się książki, czasopisma, a gdzieniegdzie nawet bywały porcelanowe, podniszczone filiżanki i lalki.

- Dziewczyny, chodźcie tu! – usłyszała głos Michaela jakby z drugiego końca strychu. Odwróciła się. Pośpieszyła w stronę głosu.

Znajdowała się na samym (tak jej się przynajmniej wydawało) środku pomieszczenia, przy schodach. Rozglądała się nerwowo.

Dostrzegła biegnącą w jej stronę dziewczynę. Jej kontury wyostrzyły się gdy była niecałe cztery metry od Maggie.  Laura zdyszana z ledwością łapała oddech, a mimo to szczerze uśmiechnęła się do tymczasowej współlokatorki.

- W której części byłaś? – zadała głupie nieznaczące nic pytanie, pomiędzy dwoma ciężkimi oddechami.

- Zdaje mi się, że na północnym- zachodzie. A ty? – odpowiedziała mimo sfrustrowania

- Na wschodzie. – wydukała powoli uspokajając się. – Zdawało mi się, że słyszałam głos mojego brata. Dlatego też tu przybiegłam z nadzieją na jego spotkanie.

- Tak też go słyszałam. Gdzie on jest tak właściwie?

- Nie wiem.

- Michael! – zawołały równocześnie. – Gdzie jesteś?

- Tu. Chodźcie. - już szły w stronę jego głosu.

- To znaczy?

- Na południu. Idźcie za moim głosem. – pobiegły. Dotarły już do miejsca, w którym się obecnie znajdował. Czekał na nie.

Jego oczy wydawały się puste. Miał rozszerzone źrenice, tak jak w sytuacji, gdy człowiek się czegoś wystraszy albo jest czymś zaskoczony.

- Co się dzieje?

- Chodźcie. – odwrócił się.

Dziewczyny zaczęły iść za nim.  Zatrzymali się przed jedynymi, ogromnych rozmiarów, drewnianymi drzwiami. Michael otworzył je i ukazała się praktycznie pusta przestrzeń. Oślepiające światło przebijało się przez zabrudzone, pochylone okna, dając połysk, znajdującemu się na środku pomieszczenia, czarnemu fortepianowi. Dziewczęta oniemiały widząc instrument tak wielkich gabarytów i to jeszcze tak bardzo zadbany, że aż trudno uwierzyć, że stoi tu od wielu lat w zamknięciu.

Prócz ogromnego fortepianu umieszczonego w centralnej części pomieszczenia, znajdowało się tu również, w małej ilości meble: po prawej niewielkich rozmiarów biblioteczka i komoda, za instrumentem po lewej jakiś stolik, bodajże nocny, a obok stare, jednoosobowe łóżko.

         Maggie podeszła w stronę okna. Rozejrzała się i w momencie przypomniała sobie w jakim celu tak naprawdę tu się znalazła. Jak to jest możliwe, skoro strych był „pod kluczem”, jest opuszczony, a wokół nie ma tu żywej duszy, w jaki sposób, kto, wołał o pomoc?! Gdzieś tu na pewno jest. Gdzieś się kryje. Dlaczego? Nie wiem. Nie mogło jej się przesłyszeć.

Dostrzegła jaką rzecz na kształt lalki, leżącą w rogu pokoju, a dokładniej w kącie starego łóżka. Ruszyła w jej kierunku. Przedmiot okazał się rzeczywiście dziewczęcą zabawką. Lalka od razu wydała jej się dziwna. Próbowała ukryć swoje przeczucia, lecz niestety na jej twarzy malował się niepokój. Przykucnęła. Kukiełka była porcelanowa z czerwonymi włosami i czarną, koronkową sukienką. Jej oczy wydawały się być rozszerzone do granic możliwości, a usta były uchylone, co się nie zdarza w takiego typu zabawkach.

Uniosła kukiełkę, jednocześnie podnosząc swoje ciało do pionu. W tym momencie miała przed oczami jakąś retrospekcje, bądź czyjeś wspomnienia ukazane jakby z perspektywy lalki.

Widziała postać małej dziewczynki, wpatrzoną w stronę podwórza, a dokładniej patrzyła na biegające dzieci.  Grały w jakąś grę. Nie potrafiła określić dokładnie co to za zabawa, w każdym bądź razie wyglądał to jak berek połączony z podchodami i jeszcze czymś. Dziecko było przepełnione tęsknotą. Maggie widziała i czuła to całym ciałem.

Następnie ukazała się jej oczom kobieta wnoszącą przeróżne leki. Położyła je na stoliku obok łóżka, prawdopodobnie były przeznaczone dla dziewczynki.

- Miałaś leżeć! Nie powinnaś była wstawać. – powiedziała surowo, podchodząc do dziecka, złapała ją za ramię i pociągnęła ją w stronę pryczy. Dziewczynka skinęła głową i niechętnie poszła za kobietą.

Widziała jak cierpi, jak smutnieje słysząc radosne głosy dzieci. Oczy dziewczynki zachodziły mgłą i łzami. Mimo tego, iż mała miała może z osiem lat, wiedziała że powoli umiera. Momentalnie zrobiło jej się przykro i smutno na widok chorej, mimo tego, że nie cierpiała dzieci.

Jej oczom ukazała się kolejna scenka: czarny kot wtulił się w jej ciało. Dziewczynka długo leżała bez ruchu na starej pryczy.

Nie pomagały jej ani leki, ani wizyty lekarza. Raz po raz odwiedzała ją, jak się domyśliła, jej matka. Dziecko patrzyło nieprzytomnie, mglistymi oczami w sufit. Minął rok, a dziewczynka nie zdrowiała, jej stan zdrowia do tego czasu znacznie się pogorszył. Wzrok był nieobecny, usta sine, a skóra blada. Pewnego dnia jej opiekunka położyła koło dziecka porcelanową lalkę z czerwonymi włosami i kremową, koronkową sukieneczką, która do tej pory znajdowała się na półce, naprzeciwko łóżka.  

Dziewczynce nie zostało wiele czasu, maksymalnie dwa, trzy dni.

Nic nie pomagało. Umarła.

         Maggie wypuściła lalkę z rąk, stałą sztywno jak słup soli. Otwierała i zamykała usta nie mogąc nic powiedzieć.

         Usłyszała głos Laury dobiegający gdzieś w oddali. Gwałtownie odwróciła się szukając wzrokiem dziewczyny. Ani jej, ani jej brata nie było w pobliżu.

- Gdzie jesteście?

- Przy wyjściu. – usłyszała donośne brzmienie głosu Michaela. – Chodź, przyjdziemy najwyżej tu jutro.

Ruszyła w stronę wyjścia, czyli na schody.

Ukradkiem spojrzała w lewą stronę (nawet sama nie wiedziała dlaczego to uczyniła). To co zobaczyła było niemalże dziwne, mianowicie widziała małą dziewczynkę stojącą w odległości około dwudziestu metrów od niej. Dziecko patrzyło się na swoje splecione dłonie. Podniosła gwałtownie oczy, dostrzegła przyglądającą się jej brunetkę. Przekrzywiła drastycznie głowę w lewą stronę i zniknęła. Rozmyła się w powietrzu. Miała ruszać w dalszą drogę, gdy podbiegło do niej czarne stworzenie o aksamitnej sierści. Przykucnęła. Kot oddalił się błyskawicznie na bezpieczną odległość. Spokojnie, przecież nic ci nie zrobię, pomyślała widząc wahanie zwierzęcia. Najdziwniejsze było to, że futrzak jakby odczytał jej myśli, gdyż lekko drgnął i podszedł parę kroków w  stronę przykucającej dziewczyny. Po chwili plątał się koło jej nóg.  Niepewnie wyciągnęła dłoń w jego stronę. Delikatnie przeciągnęła palcami po grzbiecie kota. Zwierzę początkowo wzdrygnęło się, następnie raz po raz unosiło i opuszczało kręgosłup. Maggie przerwała głaskanie, gdyż zwierzę odwróciło ku niej głowę i wpatrywało w nią czerwone ślepia.

Brunetka zastanowiła się przez krótka chwilę nad krwistym kolorem jego oczu, ale stwierdziła, że jest to mało istotne.

Stworzenie zauważyło zdziwienie na twarzy dziewczyny, w momencie ją minęło i pobiegło gdzieś w głąb strychu.

Brunetka westchnęła, wstała i ruszyła do „wyjścia”.

         Będąc na dole dostrzegła opierających się o różne rzeczy Smith’ów. Najwidoczniej długo na nią czekali, bo mięli zniesmaczone miny.

Odetchnęli z ulgą widząc dziewczynę.

Zgodnie stwierdzili o zamknięciu drzwi, lecz tym razem odpuścili sobie zamykanie ich na klucz.

Usłyszeli dzwonek do drzwi.

Dziewczyny pytająco spojrzałby na chłopaka, a on tylko wzruszył ramionami.

Cała trójka zaszła na dół.

         W drzwiach czekał nie kto inny, jak rudowłosa dziewczyna.

Michael zaskoczony i zdezorientowany jej obecnością wpuścił ją do środka.

Uśmiechnęła się widząc jego minę. Zdjęła płaszcz, powiesiła go na wieszaku po lewej i odwróciła się w stronę równie zaskoczonych nastolatek.

- Cześć dziewczyny. – obdarzyła je ciepłym i szczerym uśmiechem.
One jedynie odwzajemniły miły gest.

Poszli do salonu.

Michael przyniósł cztery parujące kubki i postawił na środku szklanej ławy.

         Maggie po niedługim czasie zorientowała się, że siedzi na czarnej sofie wyłącznie w koszuli i glanach. Było jej wstyd. Przeprosiła na chwilę i pobiegła na górę. Uwinęła się dość szybko z wciągnięciem spodni na nogi i ponownym zawiązaniem skórzanych butów.

Zaszła ponownie na dół.

Cierpko uśmiechnęła się wchodząc do salonu.

         Mimo tego, że wszyscy siedzieli blisko siebie, nie mięli zbytnio tematów do rozmowy, toteż przez większość czasu panowała napięta atmosfera pełna milczenia.

- Nigdy was wcześniej nie widziałam w Lancaster. – to było bardziej stwierdzenie, nie skierowane bezpośrednio do dziewczyn. Nie oczekiwała odpowiedzi, a jednak ją niezwłocznie otrzymała od Maggie.

- Nie jesteśmy stąd.

- To ogólnie zdążyłam zauważyć. – wciągnęła mocno powietrze, przymknęła powieki, jakby rozmyślała nad dalszą odpowiedzią. Otworzyła je i kontynuowała: - Więc skąd przybyłyście?

- Z Newcastle.

- To daleko. Co was tu sprowadziło? – spytała z zaciekawieniem, a Michael posłał jej ostre spojrzenie.

- Przyjechały tu z powodu chorej koleżanki, która leży w tutejszym szpitalu. – blondyn mówił dość surowym i obojętnym tonem.

- Wybaczcie,  że zapytałam.

- Nie szkodzi. – wtrąciła, dotąd milcząca Laura. Próbowała wywołać u siebie choć cień uśmiechu, lecz im bardziej się starała tym gorzej jej to wychodziło.

Nastąpiło nieznośne i krępujące milczenie, które trwało dłużej niżeli wszyscy sądzili.

Dochodziła już godzina piętnasta trzydzieści.

Alissa nerwowo spojrzała na zegarek. Niepokój malował się na jej twarzy.

- Co się stało, kochanie? – dwudziestodwulatek chwycił jej dłoń i zanurzył intensywne spojrzenie w jej zielonych tęczówkach. Wiedziała, że jego wzrok ją osłabia i onieśmiela. Widział w nich troskę oraz chęć poznania powodu jej niepokoju.

Zacisnęła wargę i powiedziała prawie bezgłośnie:

- Moja siostra leży w szpitalu na porodówce, obiecałam jej, że wpadnę do niej po szesnastej zaraz po pracy.

Michael przybliżył się do niej, chwycił dłonią tył jej głowy, zacisnął lekko palce na jej falistych włosach, odchylił  w tył i czule pocałował.

Maggie widziała ich kątem oka. W chwili, gdy ją całował poczuła dziwny ucisk w żołądku. Przymrużyła powieki. Otworzyła je dopiero w chwili, gdy usłyszała głos Michaela zwracający się do niej.

- Maggie, mówiłaś, że chciałabyś jechać do siostry. – dziewczyna podniosła głowę. – Mógłbym cię zawieść.

Brunetka niekontrolowanie uniosła brwi, lekko rozchyliła usta, aż w końcu postanowiła odpowiedzieć:

- To miło z twojej strony, ale wolałabym iść na nogach.

- Dziewczyno zwariowałaś? – zapytała Alissa. – Na zewnątrz jest jeszcze zimniej niż przed paroma dniami. Bodajże temperatura sięga teraz minusowych progów. – Maggie spojrzała na nią, a w jej oczach znajdowało się pytanie typu: to co mam teraz zrobić? – Zaraz podjedzie tu taksówka, mogłabyś zabrać się ze mnę. – obdarzyła siedemnastolatkę ciepłym uśmiechem. Kąciki ust dziewczyny lekko i niepewnie drgnęły.

- Mogłabym? – powtórzyła z niedowierzaniem.

- Ależ oczywiście. – powiedziała podnosząc się z swojego miejsca. – A twoja koleżanka też chce jechać? – przerzuciła wzrok na Laurę i ponownie na Maggie.

Dziewczyny zerknęły po sobie, potem na Alissę.

- Ja również bym chciała. – odpowiedziała Laura niepewnie i cicho.

- Dobrze, chodźcie. – wstała i podążała w stronę hollu, a dziewczyny i Michael za nią. – Michaelu moja mama chciała z nami zjeść kolacje. – oczy chłopaka rozszerzyły się i lekko uchylił usta.

- Ty tak na serio? Chce mnie widzieć po tym co się stało dwa miesiące temu?

- Tak, chciałaby z tobą porozmawiać. – Michael miał zmieszaną minę, podszedł do rudowłosej, podał jej płaszcz i pomógł jej się ubrać.

- Dobrze. – westchnął. Dziewczyny patrzyła na nich podejrzliwie. – Kiedy?

- Za trzy dni w Róży.

- To w sobotę.

- Owszem. – skierowała wzrok na nastolatki. – Idziemy?

- Tak. – powiedziała pospiesznie Laura.

- Nie macie żadnych kurtek? – spytała schodząc po schodkach.

- Niestety nie mamy ich tutaj. – odpowiedziała Maggie.

Piękność o płomiennych włosach posłała Michaelowi pytająco – ostrzegawcze spojrzenie. A on jedynie wzruszył ramionami. Alissa westchnęła i zrezygnowana podążyła w stronę czekającej już taksówki.

- Czekajcie! – krzyknął Michael. Pobiegł do pokoju. Po chwili wrócił z dwiema czarnymi bluzami w ręku. Podał je Maggie i Laurze. – Trzymajcie. – mówił łapiąc oddech. – Tyle przynajmniej mogę zrobić. – posłał im cierpki uśmiech.

- Znacznie lepiej. – zielonooka posłała narzeczonemu ciepły uśmiech.

- Alisso.

- Tak Michaelu?

Dwudziestodwulatek podszedł do niej, złapał ją w talii i przyciągnął do siebie. Złączył ich wargi w pocałunku.

- Muszę już iść. – wyszeptała, wyswobadzając się z jego uścisku.

- W porządku. – wypuścił ją z objęć. Wyjął kremowy, jedwabny szal z przedniej kieszeni spodni. Delikatnie przełożył go przez szyję dziewczyny, raz obwiązał i spuścił luźno z przodu.

W jej oczach zagościł uśmiech i wdzięczność.

Odwróciła się na pięcie i wraz z towarzyszącymi jej dziewczynami. Weszły do taksówki. Samochód ruszył z miejsca.

         Jechały spokojnie nic nie mówiąc. Były pod budyniem szpitalnym po godzinie szesnastej.

- Zapłacę. – rozciągnęła malinowe wargi w przyjacielski uśmiech.

- Bardzo pani dziękujemy. – odpowiedziała Laura.

- Tylko proszę nie mównie do mnie „pani”, bo czuję się wtedy staro. – powiedziała wysiadając z taksówki i ustawiając się naprzeciwko nastolatek. – Jestem jeszcze młoda. – uśmiechnęła się na ostatnie słowa. – Mówcie mi Alissa.

Dziewczyny lekko speszone przytaknęły.

- Dziewczyny wyluzujcie się. Nie bądźcie takie płoche i skrępowane. – uśmiechnęła się szerzej. – Jestem od was starsza tylko o parę lat. Nie przesadzajcie. – przytaknęły. Westchnęła i spytała: - Czy mogłybyście pojawić się jutro o dziesiątej w Green Housie? Wyłabym wdzięczna.

- Okej. Nie ma problemu. – przytaknęła  Maggie w momencie, gdy znajdowały się już na drugiej stronie ulicy.

Weszły do budynku.

         Kamilla wciąż leżała na szpitalnym łóżku. Dziewczęta wpatrywały się w jej ciało z bólem i żalem.

Weszła pielęgniarka.

- Dzień dobry. – zwróciła się do dziewczyn lekko się uśmiechając.

- Dzień dobry. – powiedziały praktycznie równocześnie.

Nastąpiła chwila ciszy.

- Przepraszam – Maggie zwróciła się do pielęgniarki – długo może trwać taki stan? – pokazała na ciało Kamilli.

- To jest całkowicie zależne od przyczyny i siły organizmu. – odpowiedziała sprawdzając coś w karcie. – Śpiączka może trwać parę tygodni, miesięcy lub nawet lat.

- Co?! – Maggie przerwała jej dalsze wyjaśnienia.

- Jak już mówiłam to zależy od organizmu chorego. To od niego zależy kiedy osoba się wybudzi. – podniosła wzrok na dziewczynę. – Wiem, to jest ciężkie, ale jak będziecie się nad nią użalały, niepomożenie jej w żaden sposób.

- Jakie jest prawdopodobieństwo, że się wybudzi?

- Szczerze mówiąc jest pięćdziesiąt procent szans.

- A drugie pięćdziesiąt?

- Cóż różnie to bywa. – powiedziała kończąc rozmowę.

Zmieniła kroplówkę i zostawiła niedoinformowane dziewczyny z chorą. Długo siedziały bezczynnie wpatrując się w Kamillę.

Bezsensowne przesiadywanie u boku szatynki nie podnosiło na duch, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej je dołowało. Z trudem powstrzymywały łzy.

         Wyszły, nie wytrzymując narastającego napięcia. Podczas drogi w dół Laura zapatrzona była w podłogę, nadal mając spuszczoną głowę zapytała:

- Czy, no czy doszło do czegoś między wami tamtego wieczoru?

Brunetkę zamurowało i zatrzymała się w pół kroku. Towarzyszka odwróciła głowę w jej stronę.

Dziewczynę oblał rumieniec, gdyż przypomniała sobie sytuację z ostatniego wieczoru i moment, gdy Laura prawie ich przyłapała na gorącym uczynku.  Mimo tego postanowiła odpowiedzieć:

- Nie. Do niczego nie doszło. Było tylko to co zdążyłaś zauważyć. – próbowała mówić opanowanym tonem, lecz przy każdym wypowiedzianym zdaniu nieznośnie załamywał się.

Laura przytaknęła na jej słowa.

Przez resztę drogi szły bez słowa.

         Ciszę przerwał telefon do Maggie.

- Słucham.

- Maggie, tu Amy. Mam do ciebie parę spraw.

- Czyli?

- Po pierwsze dzwoniła do mnie twoja nauczycielka z chóru, mówiła, że jak za dwa dni nie zjawisz się w szkole i na zajęciach muzycznych to będziesz zawieszona.

- Co? Jak to zawieszona?

- No normalnie. – chwila ciszy. – Musisz się zjawić! Chyba nie chcesz powtarzać ostatniej klasy po raz trzeci?

- No nie. Wiesz, ale jest w tym problem, że nie ma mnie w domu.

- Gdzie jesteś, do cholery?!

- W Lancaster.

- Porąbało cię, czy jak? Co cie tam poniosło?

- Amy uspokój się. Nic mi nie jest. Miałam powód by się tu znaleźć.

- Jaki?

- Odnalazłam siostrę.

- To świetnie. Co z nią?

- Żyje, ale jest w szpitalu.

- Jak to?

- Nie przez telefon. Pogadamy jak przyjadę.

- Ok. A i jeszcze jedno: może pomyślisz, że zwariowałam, ale widziałam kogoś kto kręcił się pod twoim domem.

- Co?! Jak to? Chwila, chwila jesteś w Newcastle?

- Tak. – westchnęła. – Maggie naprawdę nie znam tego kogoś, zrozum. Proszę cię bądź w piątek w mieście.

- Postaram się, ale nic nie obiecuję.

- Okej. Bye.

- Pa.

          Po godzinie drogi, zmarznięte, dotarły do domu Michaela.

          Zapadła noc, dziewczyny siedziały po ciemku w pokoju. Nic praktycznie nie mówiły. Panowała cisza, jak i wokół, jak i między nimi.

- Muszę jutro wyjechać. – powiedziała Maggie przerywając milczenie. To miało być stwierdzenie, bez żadnej odpowiedzi, lecz nieoczekiwanie ją dostała w formie pytania.

- Dlaczego?

- Bo mnie inaczej zawieszą w szkole. Ty też powinnaś wrócić … - w tym momencie wszedł Michael, a Maggie umilkła.

- Czy nie przeszkadzam?

Popatrzyły po sobie i przecząco pokręciły głowami.

Oświecił światło, podszedł do dziewczyn i podał im miseczki z sałatką owocową.

- Dziękuję. – Maggie wzięła swoją do ręki, wstała i położyła miseczkę na regale w meblościance.

- Słyszałem, że jutro wyjeżdżasz. – mówił spokojnym, lecz smutnym głosem do brunetki.

- Tak. Ten wyjazd jest niezwłoczny i nieunikniony.

- Rozumiem. - spuścił głowę i momentalnie posmutniał.

- A ty? – zwrócił się do siostry.

- Prawdopodobnie też jadę.

Westchnął. Podszedł do Laury, przytulił ją i ucałował w czoło.

- Żegnaj siostrzyczko. Wkrótce się znów zobaczymy. – powiedział nie odrywając brody od jej czoła.

Nic nie odpowiedziała, tylko wtuliła się w jego ramiona i zaniosła się cichym płaczem. Wytarł jej łzy, ponownie ucałował jej czoło i włosy. Wypuścił ją z objęć.

Podszedł do Maggie.

Patrzyła na niego z obojętnym wyrazem twarzy.

Podciągnął jej podbródek wyżej i pocałował jej usta. Miała ochotę go jak najszybciej odtrącić od siebie, lecz ku jej własnemu zdumieniu nie zrobiła tego. Nie odwzajemniała pocałunku. Chłopak odsunął się od niej na długość ramienia. Pociągnął ją za talie, tym samym obejmując czule. Zanurzył nos w jej czarnych włosach. Powiedział jej do ucha, w taki sposób, by tylko ona go usłyszała:

- Przepraszam jeśli czymkolwiek cię uraziłem. Jeśli tak, to wiedz, że nie zrobiłem tego celowo. – wciągnął mocniej powietrze. – Żegnaj, mała.

Odsunął się od niej i wyszedł z pokoju.

         Noc mijała spokojnie, chodź dało się słyszeć cichą grę na fortepianie.