No cóż jest 2 rozdział.
Nieco dłuższy, ale mam nadzieje że będzie miło wam się czytać :).
Maggie siedziała na parapecie okna,
zapatrzona w pustkę. Zamyśliła się nad zeszło nocnym koszmarem. Była tak
zagłębiona w swoich myślach, że nie usłyszała budzika, ani kroków i wołania
siostry. Nawet nie zauważyła kiedy do niej podeszła.
- Maggie.
Siostra nie drgnęła, więc Kamilla
powtórzyła. Tym razem głośniej jednocześnie chwytając ją za ramię i lekko nią
potrząsnęła.
- Maggie. Ej, Maggie! Obudź się!
Kiedy to nie podziałało, siostra
klasnęła w dłonie przed oczami dziewczyny. Sprawiło to, że Maggie odruchowo
zamrugała i wyrwała się z transu.
- Żyjesz?
Dziewczyna powoli odwróciła głowę i
popatrzyła na stojącą naprzeciw nastolatkę. Oczy Maggie były teraz
nienaturalnie bladozielone.
- Twoje oczy. One … one wyglądają
jakby straciły kolor. Są bladozielone … . W ogóle masz całą bladą skórę.
Młoda kobieta nadal nic nie
odpowiadała. Siostra ciągle patrzyła prosto w jej oczy. Tęczówki Maggie zaczęły
nabierać normalnej zielono-niebieskiej barwy, ale skóra wciąż była biała.
- Maggie? Co ci jest?- znów nie
odpowiadała- Maggie? Proszę powiedz coś.
- Co się dzieje?
Zadając to pytanie uważnie rozejrzała
się po pokoju, aż jej wzrok zatrzymał się na twarzy siostry.
- Co ty tu robisz?
- Co ci się stało?- odpowiedziała
pytaniem na pytanie.
- O co ci chodzi?
- Jakby ci to powiedzieć … hymm …
wpadłaś w jakiś chory trans, czy coś. Byłaś wpatrzona gdzieś w dal. Nic, żadne
słowa do ciebie nie docierały. Nawet nie reagowałaś na klaśnięcie w ręce. Nic,
kompletnie, żadnej reakcji. Byłaś wręcz nieprzytomna. Twoja skóra stała się
biała, a w momencie, gdy na mnie spojrzałaś twoje oczy były nienaturalnie
bladozielone.
- Mówisz, że byłam w jakimś transie?
- Tak. Przynajmniej tak to wyglądało…
. Wytłumaczysz mi to?
- Jak? Ja nawet nie wiem co zrobiłam.
Nie mam ogółem pojęcia kiedy znalazłam się na parapecie. Przepraszam, ale nie
potrafię tego wyjaśnić. Nie wiem co się ze mną działo.
Nastąpiła chwila ciszy. Żadna z
dziewczyn nie wiedziała co powiedzieć.
Kamilla spojrzała na zegarek. Była
9.30.
- Cholera, znowu się spóźnię do szkoły.
- Biegnij jeszcze zdążysz na trzecią
lekcje.
- A ty?
- Nie idę.
- Niech ci będzie.
- Widzimy się wieczorem. No nie?
- Tak. Dobra lecę.
Wybiegła z pokoju.
Kamilla już nie reagowała na to, że
Maggie wagaruje. W końcu i tak nie miałaby nic do powiedzenia, gdyż siostra
rzadko kiedy ją posłuchała. Przyzwyczaiła się już do tego.
Maggie założyła czarne rurki,
czarno-czerwoną (swoją ulubioną) koszule w kratkę, glany, po czym wzięła
telefon wraz z słuchawkami i wyszła z domu. Postanowiła udać się do parku na
skraju miasta. Zawsze tam przesiadywała kiedy była smutna, załamana albo kiedy
po prostu chciała posiedzieć w samotności.
W pewnym momencie była zmuszona do
biegu, gdyż jej znajomych złapała policja, a ona nie chciała być następna.
Będąc prawie na miejscu wykręciła
numer do Amy- swojej szkolnej kumpeli.
- Amy jesteś w szkole, czy w domu?
- W domu. A co? Ty znowu nie poszłaś
do budy?
- Nie. Przyjdziesz do parku?
- Bardzo bym chciała, ale źle się
czuje.
- Aha. Chora?
- Nie, to tylko wzrost temperatury i
osłabienie organizmu. Matka mnie z domu nie chce wypuścić.
- Rozumiem. Szkoda. Dobra, to nic, na
razie.
- Pa.
Rozłączyła się w momencie, gdy Maggie
przechodziła obok rabatki z różami. Uwielbiała na nie patrzeć, można
powiedzieć, że to ją uspokajało.
Mijały godziny, a Maggie nadal
siedziała w parku. Tym razem nie wpatrywała się w przepiękne herbaciane i
czerwone kwiaty, lecz w jakiegoś chłopaka, który od niedawna siedział
naprzeciwko niej. Nie potrafiła dokładnie określić jego wieku, ani czy go zna…
. Siedział z spuszczoną głową, nie odrywał oczu od podłoża, ale musiał wyczuć
czyjś wzrok na sobie, ponieważ lekko drgnął, wyprostował się i podniósł głowę.
Jego wzrok trafił na spojrzenie obserwatorki. Maggie na chwilę opuściła głowę,
lecz na nowo ją podniosła, by popatrzyć na bruneta.
- Na co się tak patrzysz?
Usłyszała bardzo znajomy, damski głos
za sobą i gwałtownie się odwróciła. To była jej kumpela Amy.
- Co ty tu robisz? Nie jesteś chora?
- Przyszłam do ciebie.- uśmiechnęła
się szczerze i kontynuowała dalej.- Mówiłam już. To tylko gorączka.
Siadła obok Maggie.
- Matka cię puściła?
- Nie. Wyszłam z domu, gdy ona była w
kuchni. I tak nie byłaby w stanie długo zatrzymać mnie w nim.
- Yhy.
- Powiedz na co się tak patrzyłaś
przed chwilą?
- Na tego chłopaka, co siedział po
przeciwnej stronie, na ławce.
Wskazała miejsce, w którym go widziała.
- Jak to? Tam nikogo nie ma.
- Ale był przed chwilą.
Zauważyła zdziwioną minę przyjaciółki.
- Nikogo tam nie było. Nikogo tam nie
widziałam.
- Nie zauważyłaś go? Serio?
- Nie
Spojrzała na Maggie jak na jakąś
idiotkę i powiedziała :
- Musiało ci się coś przewidzieć.
- Nie, na pewno nie. Widziałam go.
Siedział tam. Jestem tego pewna.
- Ja nikogo nie widziałam… . Masz
jakieś urojenia.
- Możliwe. Skończmy tą beznadzieją
kłótnię i zmieńmy temat na jakiś konkretny.
Dość długo gadały na róże tematy. Po
czym Maggie sprawdziła godzinę na wyświetlaczu komórki. Było po 17. Powiedziała,
że musi iść. Przyjaciółki pożegnały się i każda poszła w swoją stronę.
Maggie miała popołudniowe
(cotygodniowe) lekcje śpiewu. Jak to się stało? Cóż w ramach kary za jej „złe
zachowanie” nauczycielka wysłała ją na „chór” i powiedziała, że jak będzie
uczęszczać na te dodatkowe lekcje to zda z muzyki.
Zajęcia jak zwykle nieubłaganie ciągnęły się w nieskończoność i były coraz nudniejsze.
Zajęcia jak zwykle nieubłaganie ciągnęły się w nieskończoność i były coraz nudniejsze.
Dziewczyna wróciła do domu. Nie było
jeszcze Kamilli, więc pomyślała, że chociaż raz zrobi jej jakiś „lepszy
posiłek”. Zrobiła spagetti. Zjadła niewiele zostawiając resztę siostrze, a przy
niej karteczkę z napisem: „Jedz mała. Smacznego. M”. To było pierwsze co przyszło jej
do głowy i nie zamierzała już tego zmieniać.
Jak zwykle nie oświecała nigdzie
światła, no poza kuchnią. Zamknęła drzwi wyjściowe i szklane prowadzące na
ogród.
Poszła na górę, zdjęła glany i
bezwładnie rzuciła się na łóżko. Przez cały czas myślała o tajemniczych oczach
chłopaka, którego widziała w parku. Nie mogła przez to zasnąć. Usłyszała
dzwonek do drzwi, ale nie miała siły by je otworzyć.